Uwielbiała wystawne stroje, dobrą kuchnię, drogie samochody, życie na pokaz, nawet wówczas, gdy afiszowanie się bogactwem wśród hollywoodzkich celebrytów wyszło definitywnie z mody, kojarząc się ze złym smakiem. Taka była Liz Taylor. Jej życie to doskonały scenariusz na film i już korzysta z tego amerykańska stacja Lifetime. Główną rolę ma zagrać Lindsay Lohan. Wybór jest dość kontrowersyjny, ale eksperyment może się udać. Tym bardziej, że w filmach biograficznych już nieraz niemożliwe do odegrania role stały się dziełami godnymi Oscarów i Złotych Globów.
Kilka dni temu na światło dzienne wypłynęła wiadomość, że Lindsay Lohan zagra Liz Taylor w biograficznym filmie o aktorce. W przeciwieństwie do Roba Sharenowa, szefa stacji Lifetime, odpowiedzialnej za produkcję, który twierdzi, że Lohan ma "dość talentu, urody i intrygującego seksapilu, aby zagrać taką ikonę kina", wielu ludzi wątpi w powodzenie produkcji. Jest jednak coś, co łączy Taylor i Lohan i może pomóc jej w odegraniu roli. Taylor pochłaniała mężczyzn w takich samych ilościach jak Lohan alkohol i narkotyki, dostarczając gorącej pożywki tabloidom. Być może gwiazdka Disney'a jeszcze nie fotografowała się w długich futrach, pawich piórach, 69-karatowych diamentach i eleganckich naszyjnikach, ale pieniądze z jej konta upłynniały się z taką prędkością, jakby w podobnych bogactwach pławiła się na codzień. Obu paniom nie przeszkadzało, kiedy brukowce naśmiewały się z jej hedonizmu i próżności.
Historii życia Taylor, tak jak potyczek z prawem Lohan, nie dałoby się opowiedzieć w jednym pełnometrażowym filmie. Ośmiokrotnie zamężna, wiecznie żyła w świecie skandali, poddając swoich fanów bezustannym próbom lojalności. Dlatego producenci skupili się jedynie na wieloletnim i burzliwym romansie Elizabeth Taylor i Richarda Burtona. Gdy wybuchł na oczach całego świata na planie „Kleopatry”, uwielbienie widzów natychmiast się ulotniło, zamieniając w gwałtowną nienawiść do aktorki.
Lindsay Lohan na razie cieszy się z prestiżu, jakim jest propozycja zagrania samej Liz Taylor. Zobaczymy, czy radość przełoży się na jakość. Ale przed nią było już wielu śmiałków, którzy podjęli wyzwanie zagrania ekscentrycznych osobowości. Czy umieli zespolić się ze swoim bohaterem na tyle, by być wiarygodnymi? Oto subiektywny ranking tych, którym się udało.
Michelle Williams jako Marilyn Monroe
Przyjąć propozycję wcielenia się w rolę Marilyn Monroe to wielka odwaga. Michelle Williams dała radę, co więcej stworzyła fascynującą kreację. To ona wyeksponowała każdy odcień na emocjonalnej palecie barw najseksowniejszej kobiety świata. Dzięki niej jesteśmy bliżej odpowiedzi na pytanie, jaka naprawdę była Marylin? Odpowiedź brzmi: zmienna. Z jednej strony łatwowierna, wręcz naiwna. Z drugiej, niezależna i świadoma swojej siły. Reżyser Simon Curtis pozbył się wszelkich hollywoodzkich efektów i trików, dając pole do popisu aktorce, która od początku do końca umiejętnie buduje nastrój filmu. Dzięki temu w odbiorze podobny jest do tych, w których pół wieku temu występowała Monroe. Williams stawia coraz odważniejsze kroki w branży, a każda jej rola jest sukcesem. Oby stał się gigantyczny, jak sukces Marylin.
Marion Cotillard jako Edith Piaf
Została wybrana do roli Edith Piaf w filmie Oliviera Dahana, zanim reżyser spotkał się z aktorką. Stwierdził on, że zauważył podobieństwo w oczach Cotillard piosenkarki. Na nic więcej i tak liczyć nie mógł, bo w dzisiejszych czasach nie miał szans na znalezienie kobiety postury Piaf, która miała zaledwie 147 cm wzrostu. Pomijając wizualne podobieństwa, rola Cotillard była powszechnie chwalona. Wybitny reżyser teatralny Sir Trevor Nunn, stwierdził, że: "jest to jedno z najwybitniejszych wykonań w historii filmu". Ale pojawiały się też krytyczne głosy. Wydawałoby się, że pełne zakrętów życie piosenkarki, będące niemal wzorcowym spełnieniem bajki o Kopciuszku, jest opowieścią, której zepsuć się nie da. Jednak reżyser wszystkie, prócz głosu, chropowatości z biografii Piaf wypolerował na glanc. Czyżby podejrzewał, że życiorysowi Cotillard daleko od kontrowersyjnych momentów, jak dzieciństwo Piaf spędzone w domu publicznym i przez to nie podoła skomplikowanemu scenariuszowi? Trudno powiedzieć. Ale Marion Cotillard to się opłaciło. Za wygładzoną rolę otrzymała w 2008 roku Oscara.
Jim Carrey jako Andy Kaufman
Kto mógłby zagrać najbardziej wyrazistego komika Stanów Zjednoczonych z przełomu lat 70. i 80., jeśli nie hiperruchliwy Jim Carrey? Nie jest to jednak rola pokroju "Maski", w której przez całą projekcję zwijamy się ze śmiechu. Carrey zagrał takiego Andy’ego Kaufmana, jakim był naprawdę. To znaczy nihilistę, prowokatora, ekscentryka, kabotyna, a czasem i zwykłego bęcwała, zwłaszcza wtedy, gdy na zapaśniczym ringu walczył z kobietami. Mimo to jednak widz, który Andy’ego nie lubi, ostatecznie staje po jego stronie w jego walce o prawo do ekspresji własnego indywidualizmu. Odegranie komika było, wbrew pozorom, zadaniem ciężkim. Bliżej mu więc do roli w "Truman Show" niż "Ace Ventura". Ale dzięki temu Carrey udowadnia innym, że tak jak Kaufman mógł być nihilistą, tak on może być dobrym komikiem, ale i naprawdę świetnym aktorem.
Madonna jako Evita
Teraz na pewno dużo ciężej byłoby sobie wyobrazić odmłodzoną o kilkanaście lat Madonnę, która skacze po scenie do dźwięków swojej najnowszej, bardzo dancowej płyty, a później dostaje rolę Evy Peron. Jednak w 1996 roku, zafascynowana elegancją Madonna, którą można było podziwiać w teledyskach do singli z płyty "Bedtime Story", na Evitę nadawała się idealnie. Z powodzeniem wykorzystała swoje doświadczenia królowej popu do odegrania roli pierwszej damy Argentyny, którą kochały miliony. Historia obu pań także zaczyna się dość mętnie. Evita wychowała się w biednym Pueblo i dopiero jako nastolatka rozpoczęła swą drogę na szczyt. Będąc modelką i aktorką, poznała życie od podszewki. Gdy spotkała na swej drodze Juana Perona wszystko zaczęło się od nowa. Wychodząc za niego za mąż nie sądziła, że już wkrótce zostanie pierwszą damą Argentyny. Madonna miała dokładnie określone cele, ale dążyła do nich najkrótszymi ścieżkami, będąc nawet gwiazdą filmów porno. Obie panie stały się ulubienicami tłumów, ale Evita do końca życia, a Madonna do tej pory nie pozbyła się łatki postaci kontrowersyjnej.
Cate Blanchett jako Bob Dylan
Sześć gwiazd Hollywood: Cate Blanchett, Christian Bale, Heath Ledger, Richard Gere, Ben Whishaw i Marcus Carl Franklin wciela się w postać Boba Dylana i pokazuje nowe cechy jego charakteru. To barwny portret człowieka, którego twórczość wciąż jest zbyt niedoceniana. Doceniona została jednak gra aktorska Cate Blanchett, którą nagrodzono za rolę Złotym Globem.
Joaquin Phoenix jako Johnny Cash
O tym, czy Joaquin Phoenix sprawdził się w roli Johnny'ego Casha dyskutować trudno, bo do roli wybrał go sam muzyk. Nobilitacja wymagała ogromnej pracy. Phoenix przez pół roku uczył się gry na różnych instrumentach i pobierał lekcje śpiewu. Chociaż jego wykonania nie dorównują oryginałowi, to i tak wypadają naprawdę świetnie. Werwa, z jaką to czyni nie pozwala oderwać wzroku od ekranu, zwłaszcza podczas porywających scen koncertowych. Być może to sprawiło, że stopień zintegrowania się Phoenixa z legendą muzyki country jest tak duży. Jego przejmująca, błyskotliwa i podszyta subtelnym humorem kreacja, z powodzeniem tworzy portret nie tylko wybitnego muzyka, ale i wielowymiarowego człowieka.
Jeśli jeszcze nie znacie któregoś z wcieleń hollywoodzkich gwiazd, macie szansę nadrobić to w majówkę. Przyjemnego oglądania.