Nie ma żadnych przeciwwskazań żywieniowych, które nie pozwalałyby jeść psów i kotów. Wędzone psie szynki i kiełbasy uchodzą za przysmak w wielu miejscach na świecie i są szczególnie doceniane z uwagi na delikatne i aromatyczne mięso. I wbrew kulturowemu tabu, psy i koty lądują również na europejskich talerzach, a nie jak niektórym się wydaje, jedynie w głębokiej Azji.
Gdy w Polsce mówi się o jedzeniu przygotowywanym z psów lub kotów, większości osób jeżą się włosy na głowie. Najczęściej o psinie i kocinie mówią hejterzy wietnamskich barów, którzy starają się je obrzydzić innym. "Odkąd otworzyli tę knajpę, przynajmniej rozwiązał się problem bezpańskich psów i kotów" - ten "żart" słyszałem już z tysiąc razy.
Kilka dni temu w mediach pojawiła się informacja o zabezpieczenia przez Straż Graniczną kilkuset kilogramów mięsa w Wólce Kosowskiej. Podejrzewano wówczas, że mięso mogło pochodzić z psów i trafiać do warszawskich barów. Dziś okazało się, że przypuszczenia się nie potwierdziły, a oburzeni Wietnamczycy wysłali list otwarty do minister spraw wewnętrznych Teresy Piotrowskiej, od której domagają się przeprosin.
"Psina smakowała Polakom"
Rzecznik prasowy Sanepidu Jan Bondar wspomina, jak sam 25 lat temu w czasie studiów pracował w wietnamskiej restauracji. Przyznaje, że wie jak wygląda psina. – W czasie wietnamskiego sylwestra podawano specjalnie sprowadzone psy. Było to danie, które cieszyło się ogromnym zainteresowaniem wśród Polaków. Wszystkim wyjątkowo smakowało, choć większość prawdopodobnie nie wiedziała, co ma na talerzu – wspomina Jan Bondar.
W polskim "chińczyku" dostaniemy co najwyżej zepsute mięso, a nie z owianych legendą psów, kotów czy gołębi. Tymczasem, żeby "posmakować" psa lub kota, wystarczy wybrać się do nieodległej Szwajcarii. Natomiast smakosze chleba ze smalcem mogą poeksperymentować nawet w rodzimej kuchni.
Dobre jak szwajcarski zegarek
Jedzenie psiego czy kociego mięsa kojarzy się z biedą i Azją. Chyba nikogo nie szokuje, że jest to tradycja żywieniowa w Chinach, Korei Północnej, Korei Południowej, na Filipinach, czy w Wietnamie. Skojarzenie z biedą jest słuszne, bo również na terenie Europy, jedzenie psów i kotów było sposobem na przeżycie biedoty, szczególnie w czasach nieurodzaju lub wojen.
W XIX wieku, psina miała trafić do menu paryskich restauracji, co było odpowiedzią na czasy wielkiego głodu. Na przełomie XIX i XX wieku psy jadano także w Niemczech i w Anglii. W 2006 głośnym echem odbiły się słowa księcia Danii Henryka, który w trakcie wywiadu powiedział, iż że uwielbia zarówno żywe psy, jak i ich mięso.
Do dziś mięso z psów i kotów spożywa się w Szwajcarii. Niektóry źródła mówią jedynie o czterech kantonach: Lucerna, Appenzell, Jura i Berno. Inne zaś podają, że jest to tradycja żywieniowa na terenie całego kraju. Bogaci Szwajcarzy obalają przekonanie, że jedzenie domowych pupilów to domena jedynie biedoty. Według francuskiego dziennika "Le Figaro", psinę i kocinę jada 3 proc. mieszkańców tego kraju.
Z psów robi się dziś w Szwajcarii kiełbasę, a koty przyrządzane są podobnie jak króliki i trafiają na bożonarodzeniowe stoły. Robi się z nich bitki lub pasztety. Do niedawna w tym kraju można było handlować kocimi skórami, ale za sprawą obrońców praw zwierząt, jest to już zabronione. Skóry te mają podobno działać podobnie jak psi smalec, czyli leczyć. Szczególnie skutecznie mają zwalczać reumatyzm. Szwajcarzy cenią jednak przede wszystkim walory smakowe kociny i psiny.
Sprawa jedzenia psów i kotów w Europie bulwersuje. Organizacja SOS Chats Noiragigue zebrała 18 tys. podpisów, aby zakazać tego procederu. Wspiera ich słynna aktorka Brigitte Bardot. Przypadki jedzenia psiego mięsa zdarzają się także w Rumunii i Słowacji.
Stare psy szły na smalec
Tabu żywieniowe zakazujące jedzenia psów i kotów jest łamane również w Polsce. Ludowa "medycyna" zaleca spożywanie smalcu z psów, które ma zawierać cudowne właściwości. Głośna była sprawa małżeństwa spod Krakowa, które zajmowało się produkcją specyfiku. Zostali zatrzymani, ale nie tylko oni siedzą w branży. W małopolskich wsiach wierzą, że smalec ten pomaga leczyć astmę, choroby skóry, płuc, a nawet działa w podobny sposób, co viagra.
O tym, jak popularne na Podhalu jest jedzenie smalcu z psów, przekonali się reporterzy Wirtualnej Polski. Po kilkudniowym reportażu udało im się uzyskać zaufanie miejscowych, którzy półtoralitrowy słoik sprzedali im za 20 zł. Najlepszy smalec robi się podobno ze starych i bardzo tłustych psów.
W Unii Europejskiej ubój psów i handel ich mięsem są zabronione od 1986 r, ale jak widać branża nic sobie z tego nie robi. I to bez pomocy Wietnamczyków.
Reklama.
Jan Bondar
Państwowa Inspekcja Sanitarna
Tu się kłania ustawa o ochronie zwierząt. Nie można psów i kotów bezkarnie zabijać, niezależnie od celu. Nie jest prawdą, że w barach wietnamskich podaje się psinę. Co najwyżej sprowadza się to mięso na własne potrzeby. Dużo więcej jest zatruć w kebabach, niż u Wietnamczyków.