PSL zaskoczył wynikiem w wyborach samorządowych i stał się wrogiem publicznym numer, szczególnie dla PiS-u. – Będziemy wnosić o przeprosiny, o sprostowania oraz o bardzo wysokie datki na Caritas – zapowiada wicepremier Janusz Piechociński w rozmowie z PSL. Odpowiada też na pytania o obiad u Ewy Kopacz i kanapki u Donalda Tuska, mówi o sposobie PSL na wygranie wyborów oraz o kandydacie ludowców na prezydenta.
Janusz Piechociński: Będziemy, bo są granice mastalerkowania rzeczywistości. Będziemy wnosić o przeprosiny, o sprostowania oraz o bardzo wysokie datki na Caritas. Co innego wyrażanie opinii z mównicy sejmowej, a co innego chodzenie po wszystkich mediach i opowiadanie o „zielonych ludzikach”.
Czyli konkretnie: Mastalerek, Brudziński, Kaczyński…?
Ale niech pan mnie nie pyta o nazwiska. Analizujemy wystąpienia publiczne i każdego, kto przekroczył granicę i poużywał sobie na PSL-u, skierujemy do sądu. To rok 120-lecia zorganizowanego ruchu ludowego i nie pozwolimy, żeby to, za co PSL zapłacił w historii straszną cenę, było oczerniane. Jeśli miałbym za coś umierać w polityce, to za demokrację bez haków.
Nie można chować się za wolność słowa. Poza tym PiS przekreśla pracę swoich 40 tys. ludzi, którzy mieli pilnować tych wyborów. Więc to wszystko aberracja, bo okazuje się, że PiS, który tak jak my jest niedoceniany w sondażach, nagle bardziej wierzy im, niż wynikom wyborów.
Kiedy te pozwy wyślecie? Przed końcem roku? W pierwszym kwartale 2015?
Gdyby pozwy były najważniejsze w polityce, to byłyby wczoraj. Wnioski muszą być dokładnie dowodowo udokumentowane. Nie można pluć na PSL bez konsekwencji. Od tego są sądy, a PiS już przegrało z nami kilka procesów, m.in. ten dotyczący podziału środków unijnych.
To bardzo skuteczna broń, przypomnieliśmy ten wyrok teraz w kampanii. PiS przyzwyczaił się, że może bez odpowiedzialności, ostro atakować konkurentów.
Jak PSL wygrał te wybory?
Po prostu konsekwencją, ciężką pracą, brakiem awantur i zrozumieniem samorządu. Objechałem Polskę, jest 361 miejscowości, w których byłem minimum raz w tym roku. W dniu Rady Naczelnej PSL-u przedstawię mapę z zaznaczonymi punktami miejsc gdzie byłem od 17 listopada 2012 roku do dziś. Przekonacie się wówczas, że takiej intensywności pracy w polskiej polityce jeszcze nie było.
Do tego silne struktury lokalne, zachęcenie młodych do działania oraz pragmatyzm w kwestii ukraińskiej. I oczywiście wrażliwość społeczna. Dostaliśmy już premię w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a w wyborach samorządowych jeszcze to poprawiliśmy. Poza tym w tych wyborach znacznie aktywniejsi są wyborcy z miasteczek i wsi, co działa na naszą korzyść.
No tak, tylko struktury mieliście już wcześniej, pan jeździł już wcześniej, o Ukrainie mówiliście w ten sposób już wcześniej. Dlaczego to zaprocentowało w tych wyborach, a nie maju czy w 2011 r.?
W 2011 r. nie byłem prezesem PSL-u, to była inna formacja.
Czyli to wina Waldemara Pawlaka?
To był inny model przywództwa i inny PSL. Jeszcze w 1996 roku mówiłem, że chcę przekształcić naszą partię w dużą formację ludowego, chrześcijańskiego, wrażliwego społecznie centrum. No i mam współpracowników, którzy nadrobili to, co nie było wcześniej wykorzystane, czyli zrozumienie dla nowych technologii i komunikacji.
Bezpośredni kontakt to też odpowiedź na to, dlaczego z pozycji zwykłego posła wygrałem z dwukrotnym premierem, liderem, który nie przegrał wyborów. To się wzięło z tego, że ja naprawdę dotknąłem każdego kandydata na nasz kongres wyborczy. Dzisiaj to inne PSL niż było dwa lata temu.
Ale pana jakby mniej w internecie. I na Twitterze, i na blogu.
Wie pan, jeszcze przed rządem zdarzały mi się lata, kiedy publikowałem ponad tysiąc tekstów, często bardzo zaawansowanych analiz. Niestety teraz muszę to zostawić na później. Ale myślę, że w oparciu o te moje materiały już nie setki, tylko tysiące studentów napisało licencjaty i prace magisterskie.
Nie mogę się doczekać czasu, kiedy zostanę zwolniony z obowiązków rządowych, bo chciałbym wrócić na uczelnię. Kocham to, bo po pierwsze człowiek zaraz się czuje młodszy, a po drugie mam w sobie taką niewygaszoną pasję pedagoga.
Wracając do wyborów: dlaczego było tak dużo głosów nieważnych?
To wynik rosnącej niechęci do polityki partyjnej. A także ostatnich wydarzeń. Poseł Wipler, znany, szanowany, “młoda nadzieja prawicy” – to cytat z prof. Staniszkis, konserwatysta, znany kibic, ojciec, mąż, na wieść o piątym dziecku idzie w miasto i gdzieś między 4 a 5 rano wdaje się w jakieś spory z policją. Do tego słynny rajd czołówki medialnej PiS-u. Więc jeżeli oni mówią, że nie wiedzą, czemu ludzie się odwrócili, to właśnie to.
Dlaczego to was się o to obwinia?
Bo nikt nie był gotowy na nasz sukces. Istnieją dwie wielkie formacje, okładają się od lat kijami. A nam się udało dowieść, że PSL jest formacją dojrzałą.
Wcześniej nie było?
Wcześniej PSL było inne. Nawet, kiedy są jakieś przesilenia w rządzie, to nasza pozycja jest bardzo jasna, wyznaczona wynikami wyborów w 2007 r. i 2011 r.
Kto więc teraz dostanie tę dobrze naoliwioną przez pana maszynę na wybory prezydenckie?
Decyzja w styczniu. 15 grudnia będę gotowy do przedłożenia 2-3 scenariuszy mojemu najbliższemu otoczeniu.
To będzie ktoś z młodego pokolenia?
Powiedziałem, że będę prezesem przejściowym. Mówili, że to ze strachu, a to przemyślany plan. Nasz lud nadal idzie do Ziemi Obiecanej i wielu Mojżeszy, którzy trafili do polityki dzięki przełomowi, tego nie doczeka. Dzisiaj widać, że to były wybory buntu i młodego pokolenia, dobrym przykładem jest tutaj Biedroń.
Dzięki młodym na listach byliśmy jak głodne sukcesu wilki, a nie spasione kucyki, które nie chcą kłusować. Mam świetnych polityków młodego pokolenia. Adam Jarubas to wybitny polityk. W każdej partii zdarza się taki raz na kilka lat, a ja mam takich talentów kilka. Władysław Kosiniak-Kamysz, Krzysztof Hetman, Arek Bąk czy nasze dynamiczne koleżanki,.
Mam wrażenie, że już trwa przygotowywanie opinii publicznej i działaczy do tego, że PSL poprze Bronisława Komorowskiego.
Wie pan z czego to się bierze? Plotkują media i publicyści, a ja świadomie nie dementuję. Bawmy się tym, jak może się w kampanii prezydenckiej zachować PSL i lider tej partii. Ale na razie to dywagacje. Chciałbym, żeby ta kampania nie sparaliżowała polskiej politykiPamiętajmy bowiem, że niewystawienie kandydata może być dla partii bolesne.
Ale po co wydawać pieniądze na z góry przegraną kampanię?
Nie chodzi tylko o pieniądze. Unia Wolności sprzedała się za fotel prezesa NBP i zniknęła. Te formacje, które nie potwierdzają pozycji w wyborach, znikają. Ludowcy bardzo wysoko oceniają to, co robi prezydent Komorowski. Z polityków PO on jest najbliżej PSL-owi. Liczymy się z tym, że nie będzie drugiej tury, albo wejdzie do niej przedstawiciel najbardziej radykalnej partii.
Jakiej kampanii spodziewa się pan po Andrzeju Dudzie?
Spodziewam się, że jak Jarosław Kaczyński jak zobaczy zbieranie podpisów na europosła Piotrowskiego ze środowiska Radia Maryja, to jeszcze w lutym będzie musiał pospieszyć na zbawienie nie Polski, ale PiS-u przed klęską. Gdyby Ziobro i Gowin mieli więcej wyrachowania, zażądaliby koalicji PiS-u, Solidarnej Polski i Polska Jest...
Polska Razem.
Właśnie. Wie pan, nie nadążam już za tymi zmianami u Gowina. Słyszałem, że teraz chce być ministrem nauki i szkolnictwa wyższego. Jarku, tak trzymać, dla obecności w mediach to dobre, ale chyba lepszą opcją jest Ignaś i Dom Wszystkich Polska Ryszarda Kalisza, niż zapowiadanie, że się będzie ministrem u Kaczyńskiego.
Wracając do PiS. Gdyby Ziobro przedstawiał się jako możliwy kandydat, byłby wysoko, jakieś 8-10 proc. i mógłby walczyć o podmiotowe traktowanie swoich uciekinierów, bo dzisiaj są totalnie wbici w ziemię. Więc ja wieszczę, że w lutym, najpóźniej w marcu, Kaczyński stanie przed dylematem, że Duda, Piotrowski i Ziobro to fajni kandydaci, ale na 10 proc., bo poparcie się rozbija. I ten pancernik, może już leniwy, będzie musiał stoczyć bój z góry skazany na przegraną.
Pan podobno też był gotowy na przegraną w wieczór wyborczy.
Do rangi śmieszności urastają artykuły mówiące, że Piechociński przyszedł na wieczór wyborczy gotowy na porażkę. Ja już wcześniej miałem sygnały, że będzie dobrze, bo ludzie w terenie widzieli jaki jest nastrój,. Ja widziałem, to na kilka tygodni przed wyborami. To się czuje. Mam doświadczenie zarówno w wygrywaniu, jak i w przegrywaniu.
Ale to nie tylko liczba głosów, ale i obliczenia metodą d’Hondta. Koledzy z PiS-u zwariowali, bo zobaczyli te swoje procenty, wynik ogólnopolski. Jak się przeliczyło na mandaty, to się okazało, że jest mniej. A my zapełniliśmy listy po brzegi, tam gdzie się dało był podwojony skład. Dzięki temu 40 proc. bezpłatnego czasu antenowego w zachodniopomorskim dostaliśmy my. Za darmo. I Brudziński z nami przegrał.
Bardzo ostro pan zareagował, kiedy w przedwyborczy piątek TVP opublikowało sondaż z poparciem w wyborach parlamentarnych.
Tak, bo to w nas mocno uderzało. Sam kiedyś padłem ofiarą takiej demobilizacji. Bo chociaż byłem znany, szanowany, lubiany, mówiono, że ten Piechociński zna się na gospodarce i infrastrukturze, że ho ho ho, i to pomimo, że jest z PSL-u, to partia i tak nie dostanie mandatu w jego okręgu. I przez to 30 proc. moich wyborców zostało w domach. A nam się udało naszych zmobilizować.
Swój udział ma też minister Sawicki.
Tak, po tej wpadce, wydawałoby się tragicznej dla nas, dla naszego elektoratu, po miesiącu eksploatowania tego tematu, wybrało nas 40 proc. rolników. Dlaczego? Bo jesteśmy zwyczajni, bo jesteśmy ich. Gdyby coś takiego powiedział inny polityk, to już byłoby polane benzyną i podpalone. Udało się odwrócić ten trend, dzięki tysiącom spotkań, choć one nie były łatwe. Mocno atakował was też SLD.
Tak, ale nie mam o to pretensji. Mam pretensję o nieskuteczność, bo atakując PSL na wschodzie i na zachodzie kraju wcale nie przeciągali głosów do siebie, tylko do PiS albo sprawiali, że ludzie nie poszli głosować. Chcieli nas zagryźć, by zająć nasze miejsce w lokalnych koalicjach, a później rządowej. Ale nawet jeśli oni przeskoczyliby nas o 0,5 proc., to mandaty przeszłyby na PiS. Właśnie przez arytmetykę.
Jak na wynik PO wpłynęła zmiana władzy w partii?
Choć doceniam dorobek i polityczne talenty Donalda Tuska, to gdyby nie Ewa Kopacz tąpnięcie Platformy byłoby większe. Niektórzy nie zrozumieli mojej intencji, kiedy powiedziałem w "Rzeczpospolitej", że to my uratowaliśmy koalicję. Ale gdyby nie nasz dobry wynik, to PO byłaby zmuszona wchodzić w porozumienia z SLD czy nawet PiS, gdzieniegdzie rządziłby PiS z koalicjantami. Jak by wyglądało rządzenie tak podzielonym krajem?! Byłyby przedterminowe wybory albo chaos.
Blisko chaosu było po opublikowaniu taśm Platformy.
To prawda, ale wtedy zachowałem się niestandardowo, także w kategoriach PSL. Mogłem przecież pójść drogą, którą proponował były premier Waldemar Pawlak. Ale to byłaby duża destabilizacja, przekreślenie szans w PE i oczekiwanie na wcześniejsze wybory. A spadła na mnie za to duża fala niechęci.
Chcemy być w tej koalicji lepszym partnerem, dalekim od tej wojny PO-PiS. Bo jak siadają razem Macierewicz z Niesiołowskim, to to jest żaden wybór, to jest chore. Poza tym jesteśmy patriotyczni, wiemy, że polska koszula jest bliższa polskiemu ciału. Dlatego przejęliśmy część głosów SLD, część naszego koalicjanta i niektórych wyborców PiS, zrażonych agresywną retoryką Jarosława Kaczyńskiego.
Jak się różni współpraca z Ewą Kopacz od współpracy z Donaldem Tuskiem? Wiem na razie tyle, że Kopacz podała obiad, a Tusk trzymał na kanapkach.
(śmiech) Ale to są publicystyczne drobiazgi. Spotykaliśmy się późno, więc nie ma czasu jeść tego obiadu. Czasem córka pyta mnie, co jadłem przez ostatnie trzy dni, a ja sobie przypominam, że nie jadłem nic na ciepło. Więc obdzwoniła moich współpracowników, żeby mnie pilnowali, żebym codziennie jadł coś ciepłego. Jest tyle pracy, że to umyka.
Właśnie, wygląda pan na bardzo zmęczonego.
Nie, jestem w doskonałej formie, tylko głos straciłem. Cały weekend odpoczywałem, żona nie przygotowała mi żadnej roboty na czas ciszy wyborczej, za co jestem jej wdzięczny. Pół soboty przespałem, a po południu wziąłem kartkę i wypisałem błędy popełnione przez PSL i przeze mnie. Zadzwoniłem do moich sześciu najbliższych współpracowników i kazałem im to sprawdzić. Miałem kilkanaście stron notatek.
A wracając do premier Kopacz.
Ona nigdy nie była "jedynką", zawsze miała Tuska. Ja też wchodziłem do pociągu, który już jedzie, Kopacz też. Po trzecie ciągle jest konfrontowana z tzw. wielkim poprzednikiem. Jest więc skazana na jednoosobowe kierownictwo, a Ewa Kopacz musi zbudować podmiotowe zbiorowe kierownictwo.
Rozmawiamy w Dzień Innowacyjności. Co tutaj, w Ministerstwie Gospodarki robi pan, żeby uwolnić jej potencjał? Bo mam wrażenie, że…
A czym ją pan mierzy?
Nie chodzi mi o twardy wskaźnik, ale poczucie, które bierze się z rozmów z naukowcami i przedsiębiorcami działającymi w sektorze innowacji.
Ooo, musimy się umówić na oddzielną rozmowę, potrzebujemy na to jakichś dwóch godzin. By być innowacyjnym nie potrzebujemy tylko sal wykładowych, laboratoriów, 100 tys. naukowców. Najgłośniejszy polski wynalazek, grafen, wchodzi teraz w okres zwany "doliną śmierci". W ciągu dwóch lat okaże się, czy to będzie sukces komercyjny, czy ogłosimy kolejną niewykorzystaną szansę.
Potrzebujemy nie tyko ośrodków B+R, ale i przedsiębiorstw, które to zagospodarują. Tymczasem na razie nasze ośrodki badawcze nastawiają się na zdobywanie środków publicznych, a mało z tego wynika dla praktyki gospodarczej. Mało kto myśli, czy z tego będzie zysk.
Jak to zmienić?
Teraz odwracamy proces i pieniądze publiczne na innowacyjność idą do przedsiębiorstw. Ale kiedy one idą na uczelnię, spotykają 65-70-letniego profesora, który mówi, że nie jest gotowy i chce pieniądze, by jeszcze prowadzić badania. Z kolei młoda kadra mówi: "Janusz, daj spokój, nie poświęcę życia na projekt, który może nie wypalić.
Dlatego mamy taką gorącą dyskusja o prywatyzacji tego, co naukowcy wypracują w państwowych laboratoriach. W polskiej gospodarce jest dużo małych i średnich przedsiębiorstw, które nie są gotowe na podjęcie ryzyka. Kiedy w połowie roku pogorszyła się koniunktura, firmy przestały inwestować. Mamy 14 technoparków, ale niektóre żyją z wynajmu powierzchni!
Innowacyjność to nie jest najpierw zmiana technologii, ale przede wszystkim zmiana postaw. Trzeba nauczyć ludzi, żeby rozważnie inwestowali każdą złotówkę. Jesteśmy gospodarką i społeczeństwem na dorobku. Jesteśmy też nauką na dorobku. Musimy jednak zmienić mentalność.