Tradycyjna szwedzka otwartość na uchodźców stanęła pod dużym znakiem zapytania. Przez kwestię imigracji właśnie upadł rząd, w siłę rośnie neonazistowska partia wzywająca do delegalizacji islamu, a obywatele zaczynają mieć dość napływających w rekordowym tempie Arabów. Wyjaśniamy, dlaczego wzorcowy model multi-kulti drży w posadach.
Przed tygodniem w największym skandynawskim kraju doszło do wydarzenia bez precedensu. Antyimigranccy Szwedzzcy Demokraci wymusili dymisję gabinetu socjaldemokratycznego premiera Stefana Loefvena i doprowadzili do tego, że obywatele po raz pierwszy od 1958 roku pójdą do przyspieszonych wyborów.
Poszło o ustawę budżetową – populiści powiedzieli: "zagłosujemy za projektem tylko wtedy, gdy rząd zgodzi się na radykalne zmniejszenie liczby imigrantów - najlepiej o 90 proc.". Jako że Loefven odmówił, a poparcie SD było niezbędne (bo rząd jest mniejszościowy), nie pozostało nic innego, jak rozpisać nowe wybory.
„Wyjątkowy kryzys. Nic już nie będzie tak samo” – napisał na Twitterze były minister spraw zagranicznych Szwecji Carl Bildt. Ma rację. Krainę tolerancji czeka trzęsienie ziemi.
2. SIŁA KSENOFOBÓW
Politycznym zwiastunem tego trzęsienia jest właśnie pozycja Szwedzkich Demokratów, ultraprawicowej partii, która powstała pod koniec lat 80., ale dopiero w ostatnich latach zyskała nadzwyczajną sympatię wyborców. Kiedy po wyborach z 2010 roku jej politycy po raz pierwszy znaleźli się w parlamencie (20 miejsc), to był szok. Dziwiono się, że w tak otwartym kraju sukcesy może święcić ugrupowanie o nazistowskich korzeniach, którego działacze nie kryją rasizmu i fotografują się ze swastykami.
Ale to był tylko skromny początek. Cztery lata później SD zdobyło już 12,9 proc. głosów (ponad dwa razy więcej niż poprzednio) i okazało się największym zwycięzcą wyborów. Nikt nie ma wątpliwości, że tajemnica powodzenia tkwi w antyimigranckim przekazie. Populiści przekonują, że nadmiar uchodźców rujnuje państwo, że islam trzeba zdelegalizować, a wyznawców tej religii deportować z kraju.
To się opinii publicznej podoba, mimo że większość mediów i polityków uważa członków SD za rasistowskich oszołomów. Szwedzi obserwują, co dzieje się w ich sąsiedztwach, a ze szczególnym niepokojem zwracają uwagę na to, jak zmieniają się statystyczne słupki.
3. REKORDY TOLERANCJI
Te opisujące imigrację stawiają ich państwo w roli ewenementu na światową skalę. Szwecja zajmuje pierwsze miejsce w gronie państwo OECD pod względem liczby azylantów na milion mieszkańców (5,7 tys.). Jest także drugim państwem w Europie jeśli chodzi o liczbę obywatelstw nadawanych imigrantom.
10 mln - liczba ludności Szwecji; 200 - reprezentanci tylu narodowości tam mieszkają; 17 proc. - tylu mieszkańców ma obce pochodzenie;
Ostatnie kilka lat to bicie kolejnych rekordów. Dwa lata temu Szwedzi przyjęli rekordowe 100 tys. gości (prawie 20 proc. więcej niż rok wcześniej). W 2013 – 86 tys., z czego wielu to uchodźcy z Syrii.
Napływ Syryjczyków ma w kontekście antyimigranckich nastrojów szczególne znaczenie. W mediach podawano ostatnio przykład miasta Sodertalje na południu o Sztokholmu. Na 90 tys. mieszkańców 30 tys. to przybysze z Bliskiego Wschodu. Nie ma znaczenia, że głównie m.in. syryjscy chrześcijanie.
4. SŁABSZE PAŃSTWO OPIEKUŃCZE
Szwedzi nie stali się sceptyczni wobec imigrantów tylko ze względu na różnice kulturowe czy z powodów ideologicznych. Kilkadziesiąt lat temu, kiedy formułowano politykę otwartości i tolerancji, bezrobocie w kraju było minimalne, a gospodarka rosła w siłę. Stąd łatwo było przyjmować uchodźców z Bośni, Iraku czy Somalii. Teraz, szczególnie po kryzysie finansowym, nie jest tak różowo. Bezrobocie na poziomie 8 proc. (niskie, ale wyższe niż przed kryzysem), spowolniony rozwój gospodarczy, deflacja...
Do tego dochodzą złowieszcze prognozy. Jedna z nich, którą upodobały sobie prawicowe portale, głosi, że w ciągu 15 lat "Szwecja stanie się krajem trzeciego świata", słabszym gospodarczo niż np. Bułgaria. Powód? Ściąganie do kraju imigrantów z najbiedniejszych i najbardziej zacofanych regionów. Oczywiście to bzdura, co udowodnił np. dziennikarz portalu Forsal.pl, ale działa na wyobraźnię obywateli.
Nie bez znaczenia jest również to, jak przyjezdni radzą sobie na szwedzkim rynku pracy. Problemem nie jest tutaj to, że dzieci imigrantów wychowują się na ulicy i nie odbierają wykształcenia. Przeciwnie, imigranci są zazwyczaj dobrze wykształceni - to doktorzy i inżynierowie. Tyle że w Szwecji pracują jako kierowcy taksówek czy sprzątacze. Jak podaje OECD, "wskaźnik nadkwalifikacji zawodowej" jest w tym kraju wysoki, znacznie wyższy niż unijna średnia. M.in. dlatego ryzyko bezrobocia w przypadku uchodźcy jest dwukrotnie wyższe niż u "miejscowego".
5. STRACH PRZED ISLAMEM
Tak jak w innych państwach, które prowadzą liberalną politykę imigracyjną, tak i tu na celowniku najczęściej lądują muzułmanie. Pisałem o tym, jak francuska Marsylia przekształca się powoli w "pierwsze islamskie miasto" w Europie. Podobnie mówi się o niektórych miejscach w Szwecji. Choć nie ma na ten temat żadnych danych czy dowodów, wiele osób się boi...
W Szwecji mieszka około 350 tys. muzułmanów.
W ubiegłym roku media rozpisywały się o zamieszkach w Sztokholmie, w których brali udział imigranci, głównie z Somalii, Turcji i krajów Bliskiego Wschodu. Demolowali budynki, podpalali samochody, terroryzowali mieszkańców, ścierali się z policjantami.
Jest też kwestia terroryzmu. Pojawiają się informacje, że w Szwecji działają uśpione komórki ISIS. We wrześniu udaremniono dwa zamachy, które mieli przeprowadzić radykalni islamiści.
6. CO DALEJ?
Przede wszystkim jest pewne, że kwestia imigracji będzie dyskutowana przez szwedzkich polityków częściej niż dotychczas. Szwedzcy Demokraci domagają się, by przy okazji marcowych wyborów zorganizowano referendum, z pytaniem, czy zamknąć drzwi przed przyjezdnymi. To mało prawdopodobne, czego nie można powiedzieć o ewentualnym wyborczym sukcesie SD. Dziś sondaże dają tej partii około 17 proc.. poparcia. Taki wynik zwiastuje nadchodzącą rozprawę z mitem "raju dla imigrantów".