Sztuka jest często motorem zmian społecznych, kultura powinna być przestrzenią wolności, dostępną dla każdego. To punkt wyjścia w myśleniu inicjatorów projektu "Prawo do Kultury" Narodowego Centrum Kultury i Miasta Wrocław. Co na ten temat sądzą ludzie, którzy kulturą zajmują się profesjonalnie i na co dzień? Tym razem głos oddajemy Marii Annie Potockiej, krytyczce, kuratorce i dyrektor Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie, oraz Stachowi Szabłowskiemu, który jest krytykiem sztuki, publicystą i kuratorem Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie.
Maria Anna Potocka:
Na obecnym poziomie cywilizacyjnym dostęp do kultury jest prawem porównywalnym do opieki zdrowotnej czy edukacji. Z tym, że sytuacja tych trzech praw bardzo się od siebie różni.
Brakuje mu czynnego i długofalowego wsparcia. Prawo do kultury ma sens w kontekście potrzeby kultury, a tę potrzebę traci się z wiekiem. Jeżeli w okresie szkolnym nie wszczepiono młodemu człowiekowi przyjemności czytania, korzyści z kontaktu ze sztuką, magii opery itd., to są to straty praktycznie nie do odrobienia. Nie pomoże rozdawanie książek i darmowe wstępy do muzeów.
Walka o prawo do kultury jest na pierwszym miejscu walką o zmianę podejścia naszego systemu edukacyjnego do wartości kultury.
Stach Szabłowski:
O co chodzi w projekcie „Prawo do kultury”? Szukam u źródła. Wchodzę na stronę NCK i czytam, że „może stać się pretekstem”. Do czego? Do debaty o „szansach kultury jako motoru przemian polityczno-gospodarczych, instrumentu rozwoju społecznego oraz dziedziny gwarantującej człowiekowi prawo do kulturalnego rozwoju.” Dowiaduję się więc, że jest szansa, aby kultura stała się dziedziną gwarantującą człowiekowi kulturalny rozwój.
Takiej szansy rzeczywiście nie wolno przegapić. Tyle, że kampania „Prawo do kultury” trwa już długo. Organizowane są na ten temat debaty. W dwóch sam nawet miałem zaszczyt uczestniczyć. Na razie nie usłyszałem jednak nic, co wyjaśniłoby mi jaki będzie pożytek publiczny z tej operacji. Usłyszałem za to słowo „kultura”, odmieniane na wszelkie możliwe sposoby. Narodowe Centrum Kultury. Europejska Stolica Kultury. Kultura kulturę kulturą. Polska mistrzem Polski.
Deklinacja to super zabawa, tyle, że w debacie nad „Prawem do kultury” brakuje mi namysłu nad tym, co właściwie odmieniamy przez przypadki. NCK i ESK chcą wpisania „Prawa do kultury” do Protokołu Dodatkowego Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. O jakiej kulturze jest tu jednak mowa? O kulturze popularnej? O kulturze artystycznej? O disco polo? Operze? Współczesnej poezji? O „Tańcu z gwiazdami”? O tradycyjnej kulturze narodowej czy o kosmopolitycznej kulturze ponowoczesnej?
Dyrektor NCK lubi powtarzać, że „kultura jest ważna”. Wobec takiego stwierdzania jestem bezbronny. Mogę tylko dodać, że „ważne jest też oddychanie”. Wszyscy uczestniczymy w kulturze; i ci, którzy mają abonament do opery, i ci, którzy oglądają pięć godzin dziennie teleturnieje, a w samochodzie słuchają „najlepszych przebojów lat 70., 80, i 90.”. W kulturze uczestniczy każdy, kto porozumiewa się za pomocą języka.
Na przykład w prekolumbijskiej Ameryce Środkowej częścią kultury było składanie ofiar z ludzi. W kulturę danego społeczeństwa – na przykład polskiego – może być wpisane przyzwolenie na przemoc wobec kobiet. W kulturę mikrospołeczności – na przykład kibiców futbolu – kult siły i plemienne integrowanie się wobec fantazmatycznego Wroga.
Można się domyślać – ale tylko domyślać, bo nie zostało to jasno powiedziane – że NCK i ESK, mówiąc o kulturze, mają na myśli pewien jej wycinek, czyli wydarzenia kulturalne oraz projekty artystyczne. Wydaje mi się, że mówią „kultura”, a myślą o ofercie instytucji kulturalnych, takich jak muzea, filharmonie, domy, nomen omen, kultury, czy samo NCK.
Czy to są te „lepsze” przejawy kultury?
O ile się orientuję, nikt nie kwestionuje prawa obywateli Europy do brania udziału w tego rodzaju wydarzeniach jak wystawy, koncerty, projekcje. Nie wygląda na to, żeby o takie prawo trzeba było walczyć. Swobody potrzebne do rozwoju życia artystycznego, takie jak wolność słowa, gwarantują nam inne zapisy prawne w konstytucjach narodowych i w ponadnarodowej legislacji unijnej.
Inna sprawa to dostępność. Mieszkam w Warszawie; mam blisko do wielu instytucji, w których mogę realizować moje kulturalne aspiracje. Wyniosę się na wieś i będę miał do nich dalej. Do Europejskiej Konwencji można wpisywać, co dusza zapragnie, a i tak w każdym miasteczku w Europie nie postawi się filharmonii i muzeum. To jest niemożliwe. I nie ma takiej potrzeby. W akcji „Prawo do kultury” brakuje dyskusji o realnych sprawach, na przykład właśnie o potrzebach kulturalnych. A także o kompetencjach kulturalnych, które rozwija się w procesie edukacji.
Obawiam się, że debata o „prawie do kultury” to rozwiązywanie problemu, który nie istnieje. Wolałbym słuchać rozmowy na bardziej konkretne tematy. Mówić o konkretnych politykach kulturalnych. Czy zwiększać wydatki na wydarzenia artystyczne, a jeżeli tak, to na jakie – i skąd brać pieniądze? Czy tworzyć nowe instytucje? A jeżeli tak, to jak sformatowane i do kogo adresowane? Rozwijać kulturę instytucjonalną czy niezależną – i w jakich proporcjach? Jakie formy życia kulturalnego promować z publicznych środków, a jakich nie wspierać – i dlaczego?
Kiedy usłyszę propozycje autorów projektu „Prawo do kultury” w powyższych i podobnych kwestiach, mogę próbować oceniać, czy jako obywatel, jako odbiorca i producent wydarzeń kulturalnych uważam te propozycje za ciekawe.
Tymczasem jednak zamiast debaty o realnych problemach słyszę, że autorzy „Prawa do kultury” planują w 2016 ogłosić „Deklarację wrocławską” i zapowiadają, że całe przedsięwzięcie „może stać się projektem wizerunkowym ESK 2016 w Polsce i za granicą”. Szykuje się nie lada triumf. „Sukces projektu 'Prawdo do kultury' będzie wielkim sukcesem Wrocławia jako ESK 2016 – czytam na stronie NCK - i największym sukcesem programu ESK w całej jego historii”.
Ostatecznie cała historia okazuje się operacją PR-owską. Oczywiście NCK i ESK mają prawo do budowania wizerunku – i nawet nie muszą wpisywać go do Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Jaka korzyść wyniknie z mieszania prawa do uprawiania PR-u z „Prawem do kultury” nie jest dla mnie jasne. Czekam z niecierpliwością na rok 2016, żeby się tego dowiedzieć.
Prawo do edukacji jest właściwie obowiązkiem. Opieka zdrowotna jest ciągle przywilejem – co prawda coraz bardziej powszechnym. Natomiast prawo do kultury jest ciągle mrzonką.
Maria Anna Potocka
Konieczne jest tłumaczenie młodym ludziom, że kultura to nie jest snobistyczny odpoczynek po pracy, tylko ważna część istnienia, narzędzie dzięki któremu dopiero stajemy się ludźmi. A tego ciągle brakuje.
Stach Szabłowski
Kultura to nie jest termin o charakterze wartościującym. To pojęcie opisuje złożona rzeczywistość wspólnoty społecznej. Wzorce zachowań, kody komunikacji, systemy wyobrażeń, narracje tłumaczące świat, tradycje i przedmioty. Kultura nie jest sama w sobie ani czymś dobrym ani złym.
Stach Szabłowski
Czy dobra książka jest „lepsza” od tabloidu? Czy muzyka eksperymentalna jest „lepszą” kulturą niż kawałek „A ona tańczy dla mnie”? Ja bym powiedział, że muzyka eksperymentalna jest ciekawsza od discopolowych przyśpiewek. Do czego mamy jednak mieć prawo? Kto ma o tym decydować?
Stach Szabłowski
Do uczestnictwa w kulturze nie trzeba mieć prawa. Aby uczestniczyć w ciekawszych jej aspektach trzeba mieć za to potrzeby i kompetencje. Ich brak to powód realnego wykluczenia z wielu przejawów kultury.