Osoba, o której piszę, musi mieć bardzo szerokie kompetencje socjologiczno-psychologiczne. Powinna być obdarzona olbrzymią empatią, a jednocześnie bardzo asertywna, gdy odmawia przyznania zasiłku. Pracuje praktycznie 24 godziny na dobę, czasem w biurze, czasem w terenie. Ma do czynienia z ludźmi agresywnymi, z zaburzeniami psychicznymi, chorymi, również na choroby zakaźne. Jej pensja jest żenująco niska, wynosi około 1000-1200 zł. Pracownik społeczny to najbardziej niedoceniany zawód, a jednocześnie jeden z najniebezpieczniejszych.
Spopielone nadzieje
W miniony poniedziałek do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej wtargnął 62-letni mężczyzna. Oblał benzyną pracownice, które zastał w biurze, a następnie zaprószył ogień. Agresor zamknął drzwi, by jego ofiary nie mogły uciec. Jedna z kobiet zginęła na miejscu, druga zmarła wczoraj w szpitalu w wyniku obrażeń, które odniosła w wypadku. Skąd wzięła się w 62-latku tak silna nienawiść do pracownic socjalnych? Mężczyzna nie dostał się bowiem do Domu Pomocy Społecznej, na czym bardzo mu zależało. Był też ponoć bardzo niezadowolony z poziomu obsługi w GOP-sie, jego frustracja była tak wielka, że postanowił ukarać pracownice, które nie spełniły jego oczekiwań.
Można uznać, że ta sytuacja to jednostkowy wybuch agresji, coś co może przydarzyć się przedstawicielowi każdego zawodu, ale to nieprawda. Pracownicy socjalni spotykają się na co dzień z niespotykaną dawką niechęci, a to wszystko wynika ze specyfiki tego zawodu.
Na czym polega ten zawód?
Najważniejszym zadaniem pracownika pomocy społecznej jest zadbanie o osoby biedne i wykluczone. To praca, która odbywa się na wielu poziomach. Chodzi m.in. o pomoc doraźną, taką jak zorganizowanie środków czystości, jedzenia, czy opału na zimę oraz pomoc długofalową. Pracownik socjalny aktywizuje zawodowo i to często nie jedną osobę, ale kilka pokoleń w jednej rodzinie, bo bieda i wykluczenie społeczne są dziedziczne, trzeba więc przełamać ten impas. Pomaga wychodzić z alkoholizmu, problemów psychicznych depresji.
Zimą, razem z pracownikami straży miejskiej monitoruje okolicę. Namawia bezdomnych, by udali się do noclegowni, sprawdza ogródki działkowe, pilnuje, by nikt nie zamarzł. Mierzy się przy tym ze stekiem wyzwisk, brudem, smrodem, zarazkami. Nie może liczyć na jakąkolwiek wdzięczność, bezdomny alkoholik nie zdaje sobie przecież sprawy z tego, że załatwiając mu miejsce w noclegowni, pracownik ratuje mu życie,.
– Ludzie mają fałszywy obraz tego zawodu. To bardzo krzywdzące, kiedy pracownika pomocy społecznej określa się jako osobę, która daje pieniądze pijakom – mówi mi człowiek z GOPS-u. – Monitorujemy osoby, które mają problemy z alkoholem, jeśli poczujemy od któregokolwiek z nich specyficzną woń, interweniujemy. Zamiast pieniędzy klient dostaje bon do sklepu, w którym może wybrać wszystko, poza używkami. To i tak na niewiele się zdaje, bo oni potem sprzedają te produkty za pół ceny i kupują alkohol – dodaje.
Bezbronni i bezsilni
Pracownicy socjalni nie dostają zbyt wielu dowodów wdzięczności od swoich klientów. – Jesteśmy traktowani jak obcy ludzie, którzy niepotrzebnie wtrącają się w nieswoje sprawy - mówi mi asystent rodziny z podwarszawskiego ośrodka. – Bywa, że musimy odebrać dzieci. Potem pracujemy z taką rodziną, motywujemy ją, żeby zrobiła wszystko, by odzyskać potomków. Trzeba jednak pamiętać, że w większości przypadków dzieci nie odbiera się z powodu biedy, ale naprawdę patologicznych sytuacji.
Zatrudnieni w GOPS-ach nijak nie mogą się bronić, a stoją na pierwszej linii frontu w starciu instytucji państwowych z niezadowolonym społeczeństwem. – Kiedy przychodzą do nas stażyści i jadą w teren, to bywa, że po dwóch wizytach u klientów rezygnują. To też jest problem systemu edukacji, ludzie mają pojęcie tylko o teorii, w praktyce się zupełnie wykładają – tłumaczy mi pracownik pomocy społecznej.
Dlaczego? Bo klienci znakomicie wyczuwają strach i niepewność przedstawiciela GOPS-u. Potrafią go wciągnąć w swoją grę, sprowokować, manipulować, chcą doprowadzić na skraj wytrzymałości. – Klient może wszystko, obrażać, być agresywny, nieuprzejmy. Pracownik musi zachowywać się nienagannie. Czasami trzeba mieć naprawdę nerwy ze stali.
Pomoc społeczna lekiem na całe zło
Zatrudnieni w GOPS-ie są przepracowani, mają pod sobą zbyt wiele rodzin, a do każdej trzeba podchodzić indywidualnie. Czują też presję ze strony instytucji państwowych. – Jeśli nie wiadomo do kogo się zgłosić, to należy iść do pracownika pomocy społecznej. Dziecko nie stawia się w szkole? Dzwonimy do GOPS-u, nawet jeśli rodzina nie jest objęta opieką społeczną. Awantura w rodzinie? Dzwonimy do GOPS-u, a nie na policję. Sam byłem niejednokrotnie wzywany na takie interwencje – opowiada mi asystent rodziny.
Ale nie można przedstawiać klientów, jako roszczeniowe potwory. To ludzie wykluczeni społecznie, którzy zmagają się z biedą od pokoleń. I, co gorsza, wciągają kolejne pokolenia w ten błędny krąg. Zadaniem pracownika jest przerwać te zależności, ale czasami jest to bardzo trudne. – Są potężne dziury na poziomie systemowym. A cierpią na nich zarówno klienci, jak i pracownicy socjalni, czego tragicznym symptomem był wypadek z Makowa. Zasiłki są zbyt małe, często nie możemy ich przyznać, nawet jeśli naszym prywatnym zdaniem osoba się do tego kwalifikuje. Klienci nie rozumieją, że to nie my o tym decydujemy, stoją za nami procedury – mówi mi pracownik społeczny.
Jednak dodaje też, że wielu te procedury nagina, na własną rękę załatwiają klientom lekarzy, wożą swoim samochodem na terapię, szukają po całym mieście tańszych produktów.
Pytam się czy kiedykolwiek spotkał się z wdzięcznością rodziny, której pomógł stanąć na nogi.
– Powiem tak, ja nie za bardzo. A mój sześćdziesięcioletni znajomy, który pracuje w tym sektorze od 40 lat, tylko raz miał taką sytuację, że przyszła do niego rodzina i podziękowała mu, że pomógł im stanąć na nogi.
W rankingu najbardziej docenianych zawodów można znaleźć lekarzy, pielęgniarki, ale także księży i maklerów. Pracowników społecznych tam brak. A ich rola w społeczeństwie jest niebagatelna, o czym z pewnością nie wiedział człowiek z Makowa, który postanowił skrzywdzić dwie przedstawicielki tego wymagającego zawodu.