Niedawno gazeta "The Guardian" na swoim portalu zamieściła quiz "Kto to powiedział? Bohater "Hobbita" czy prawdziwy polityczny przywódca?". Popkultura często ucieka się do redefiniowania mitów i baśni, by objaśnić rzeczywistość. Zwykle dzieła, które pełnią tę funkcje stają się hitami. Czy naprawdę tak bardzo potrzebujemy prostych prawd w skomplikowanej rzeczywistości?
Dzieła Tolkiena jako political fiction? – Autorowi "Władcy Pierścieni" raczej daleko było do polityki – mówi mi dr Marcin Niemojewski z Instytutu Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. – Hobbici raczej stronili od wielkiego świata i tym samym polityki, chociaż w całej trylogii jest jednak postać, która przypomina agresywnego polityka z krwi i kości. To Saruman, który mówi, ale tak naprawdę niewiele przekazuje, stara się nie stawiać kontrowersyjnych tez.
Z kolei dziennikarz "Guardiana" Damien Walter, uważa, że prawdziwym spin doktorem i mistrzem manipulacji Śródziemia jest Gandalf. Autor upatruje w dziele Tolkiena mocnego sprzeciwu wobec ruchów robotniczych (ich przedstawicielami mieliby być orkowie, a głównym dowódcą Sauron) i umiłowania tradycyjnego, patriarchalnego porządku.
Soczewka upraszczająca rzeczywistość
Mity towarzyszą ludzkości od zarania dziejów. Te pogańskie były podstawą Starego Testamentu między innymi po to, by objaśnić ludziom nowe prawdy za pomocą starych narzędzi. Tłumaczyły rzeczywistość, objaśniały świat, pokazywały wyraźne wzorce zachowań. Z czasem jednak, ze względu na prostotę przekazu, zostały zinfantylizowane, potraktowane jako baśnie, mitem zaczęto określać to, co jest nieprawdziwe.
– Mitologia była potrzebna Tolkienowi do stworzenia silnych korzeni, potwierdzenia tradycji. Takie historie odnoszą się do kosmogonii, czyli początków świata. Opowiadają o pierwszych wydarzeniach, precedensach i postawach, które kształtowały człowieka – tłumaczy dr Marcin Niemojewski.
Dla autora "Hobbita" prawdziwą tragedią była I wojna światowa, bo stracił na niej wszystkich przyjaciół. – Dla pisarza cały świat został wówczas pozbawiony podstaw, wszystko stało się względne, a ta względność była po prostu niebezpieczna. W tym świecie nie było miejsca na tradycję i żadnych hamulców. Zło i dobro przestały być łatwo definiowalne, dlatego postanowił stworzyć świat, w którym te wartości były czarno-białe – tłumaczy Niemojewski.
Zbytnie uproszczenie
Oczywiście Tolkien nie był jedynym, który przy tłumaczeniu rzeczywistości posługiwał się mitem. W ten sposób skonstruowane są m.in. "Opowieści z Narni" czy chociażby "Gwiezdne Wojny". – Krytycy bardzo buntowali się przeciwko tak prostemu opisywaniu rzeczywistości, gdy pierwsze części "Gwiezdnych Wojen" święciły triumfy, zarzucano im, że promują eskapizm. Rzeczywistość jest bowiem dużo bardziej skomplikowana – tłumaczy doktor z Instytutu Kultury Polskiej.
Dodaje też, że żaden z autorów nie uważał inaczej. – Mity nie są traktatami filozoficznymi, ale mają być drogowskazem. Ani Tolkien, ani Lewis nie przeciwstawiali się temu, że rzeczywistość nie serwuje gotowych odpowiedzi. Uznali jednak, że potrzebne są wyraźnie zarysowane drogowskazy, którymi należy się kierować.
Zagubieni we względności
Potrzeba silnych korzeni, wyraźnych wartości jest dzisiaj bardzo silna. Widać to po tym, jak niesłabnącą popularnością cieszą się dzieła Tolkiena, oraz jak dużo starych mitów jest reinterpretowanych na nowo. "Harry Potter", "Igrzyska Śmierci", które w mitologiczny cudzysłów biorą kapitalizm, czy chociażby saga "Zmierzch".
– Dzisiaj rzeczy istotne stają się rozmyte. Zadajemy sobie pytania: kim jestem? Co sądzić? Jak oceniać i czy w ogóle powinienem oceniać? – mówi Niemojewski.
Mit natomiast wykłada kawę na ławę, choć trzeba zaznaczyć, że zarówno dzieła Tolkiena, jak i innych wymienionych twórców nie są pozbawione odcieni szarości.
– Warto dodać, że choć Tolkien postulował w swym dziele najbliższy mu, chrześcijański system wartości, nie czynił tego natarczywie, za istotniejsze uznając skłonienie czytelników do refleksji nad utraconym ładem i potrzebą nadziei w chaotycznej rzeczywistości. Wskazania twórców czerpiących z uniwersum mitycznego były różne i zależały od ich osobistych wyborów – tłumaczy Niemojewski.
Mity mają pomóc w stworzeniu własnego systemu oceny innym czytelnikom. Rzeczywistość może być bardzo zagmatwana, ale warto wiedzieć, co ma znaczenia dla nas samych, jako jednostki. System oceny nie musi być powszechny, nie trzeba o nim pisać trylogii, ani go ekranizować. Bo czasami bycie wiernym własnym priorytetom jest trudniejsze niż pokonanie sił zła.