Brytyjski premier od dłuższego czasu już deklaruje, że część unijnych polityk jest Wyspiarzom bardzo nie na rękę. Na 2017 rok zapowiada w tej sprawie referendum. Jego ministrowie już teraz planują otwartą kampanię na rzecz wystąpienia Londynu z europejskich struktur. A sami Brytyjczycy? Coraz liczniej opowiadają się za opuszczeniem szeregów Unii. Według ostatniego badania, które publikował m.in. „The Economist”, taką decyzję popiera już ponad 60 proc. Wyspiarzy.
Tak sami Brytyjczycy, jak i brytyjscy politycy, twierdzą, że obecność Zjednoczonego Królestwa w Unii Europejskiej przynosi im więcej szkody niż pożytku. Chodzi m.in. o kwestie gospodarcze. Według premiera Davida Camerona zdarzały się na przykład okresy, w których jego kraj osiągnął wyższy poziom inwestycji wewnętrznych niż cała Unia. Brytyjczycy przekonują więc, że nie chcą dopłacać do – ich zdaniem – źle zarządzanych instytucji. Nie chcą też łożyć na przywileje socjalne innych państw członkowskich.
– W tej chwili Unia nie działa, tak jak powinna – wyjaśniał niedawno na łamach „The Times” David Cameron. – Dlatego musimy dokonać zmian.
Zmiany zaś to, najkrócej mówiąc, rozluźnienie unijnych struktur zgodnie z zasadą „mniej Unii, więcej narodu”. To hasło dotyczy także kwestii społecznych. Już na początku grudnia brytyjski premier poinformował, że zażąda od UE zmiany niektórych zapisów jej traktatów założycielskich. Chodzi o regulacje, które ograniczyłyby obowiązującą we wszystkich państwach członkowskich zasadę swobody przemieszczania się. Zdaniem Camerona tylko w ten sposób Wielka Brytania będzie mogła ograniczyć liczbę osiedlających się na jej terytorium imigrantów z całej Unii. Ci bowiem mają przesadnie obciążać brytyjski system świadczeń socjalnych.
– Imigranci z Unii będą musieli opuścić terytorium Wielkiej Brytanii, jeśli nie znajdą tu pracy w ciągu sześciu miesięcy od przyjazdu – przekonywał niedawno premier informując jednocześnie, że postara się o to, by imigranci mieli też trudniejszy dostęp do części świadczeń lub by nie mieli go wcale. Mowa m.in. o zasiłkach na dzieci. Cameron powołał się przy tym na nadzwyczajną klauzulę tzw. hamulca bezpieczeństwa w Traktacie Lizbońskim.
2. Jak i kiedy może to zrobić?
Kluczowe w kwestii opuszczenia lub pozostania Wielkiej Brytanii w Unii będą majowe wybory parlamentarne. Jeśli wygra konserwatywna partia Camerona, zapowiadane przez niego referendum odbędzie się jeszcze przed 2017 rokiem. I jak mówi sam premier, będzie to referendum za lub przeciw: – Jeśli Brytyjczycy opowiedzą się za tą drugą opcją, Wielka Brytania nie będzie miała już możliwości powrotu – przekonuje. Natomiast część ministrów w rządzie Davida Camerona już dziś domaga się otwartej kampanii na rzecz wystąpienia ich kraju z unijnych struktur.
Ale nie chodzi tylko o konserwatystów. Coraz więcej zwolenników zdobywa bowiem eurosceptyczna Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), której liderem jest Nigel Farage.
To m.in. dzięki jego staraniom UKIP w ciągu ostatnich miesięcy stał się trzecią siłą – za konserwatystami i laburzystami – na brytyjskiej scenie politycznej. Nic więc dziwnego, że coraz częściej to właśnie ta partia pojawia się w scenariuszach dotyczących koalicji, która wyłoni się po majowych wyborach.
Inne zdanie na temat stosunków Londyn-Bruksela mają właśnie laburzyści. Lider Partii Pracy, Ed Milliband, wyjście Wielkiej Brytanii z Uniii nazywa "fałszywą receptą" i obiecuje rozwiązać problem imigracji w inny sposób.
3. Unia straci czy zyska po odejściu Brytyjczyków?
Jak dotąd żaden kraj jeszcze z Unii nie wystąpił. Jeśli na opuszczenie europejskich struktur zdecyduje się właśnie Londyn, będzie to precedens w historii stosunków międzynarodowych. Eksperci są bardzo ostrożni w wysuwaniu jakichkolwiek prognoz. Jednak wydaje się, że nawet jeśli do wystąpienia Wielkiej Brytanii z unijnych struktur dojdzie, to nadal będzie ona funkcjonowała we wspólnocie na zasadach zbliżonych do tych, które dziś obowiązują państwa członkowskie Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu (EFTA).
Kłopoty mogą zacząć się natomiast, gdyby Brytyjczycy w jakiś sposób – np. wprowadzając cło – chcieli ograniczyć możliwość sprzedawania na terenie swojego kraju artykułów produkowanych w Unii. – Wówczas zaczęłaby się podjazdowa wojna na takie regulacje między nią a Unią Europejską, a to mogłoby mieć duże konsekwencje gospodarcze – mówi na łamach serwisu polskieradio.pl ekonomista Ignacy Morawski. Te z kolei – dodajmy –mogłyby przełożyć się na konsekwencje polityczne.
Pojawiają się jednak także głosy przekonujące, że wyjście Brytyjczyków z Unii lub skuteczne zmuszenie Brukseli do reform, może zmniejszyć europejski budżet i tym samym osłabić proces integracji. A na tym z kolei stracą najbiedniejsze państwa Unii, w tym m.in. Polska.
4. Co może grozić Polakom mieszkającym i pracującym na Wyspach, jeśli Brytyjczycy zdecydują o wyjściu z Unii?
Kluczowa jest tu zasada „prawo nie działa wstecz”. Wielka Brytania zatem, nawet mając już nowy status polityczny, mogłaby co najwyżej negocjować, że nie wpuści do siebie kolejnych pracowników z państw członkowskich Unii. Natomiast nie mogłaby raczej zmusić tych, którzy już na jej terytorium są do tego, by je opuścili. Tym bardziej, że prace wykonywane przez imigrantów, w tym także Polaków, są raczej niechętnie podejmowane przez Brytyjczyków.