W internecie rozpętała się prawdziwa burza po tym, jak czytelniczka "Gazety Wyborczej" opisała warunki zatrudnienia oferowane w Centrum Sztuki Współczesnej. Wykształcenie wyższe, wiedza z zakresu sztuki współczesnej, doskonałe umiejętności interpersonalne, pełne zaangażowanie, kreatywność oraz całkowita dyspozycyjność - oto lista wymagań wobec kandydata. A zarobki? 1152 zł za pół etatu.
Kazimierz Sedlak, założyciel pierwszej polskiej firmy doradztwa HR Sedlak & Sedlak twierdzi, że jako społeczeństwo uprawiamy pewną demagogię, podkreślając wagę kultury i sztuki w naszym kraju. – Wysokość zarobków w tej branży w sektorze publicznym pokazuje, że z punktu widzenia interesów państwa, jest to nieważne – stwierdza mój rozmówca.
Kultura i sztuka od lat były takimi sektorami gospodarki, w których zarabia się najmniej. – Mówimy o pracownikach zatrudnionych na pełny etat, najczęściej w sektorze publicznym – podkreśla Sedlak, bo w obszarze prywatnym na kulturze da się zarabiać. Ale badania są jednoznaczne - kultura i sztuka to najgorzej opłacana branża w Polsce.
Wydatki na kulturę w 2013 r.:
Budżet państwa przeznaczył na kulturę i ochronę dziedzictwa narodowego 0,5% ogółu swoich wydatków. Wydatki budżetu państwa na dotacje i subwencje związane z kulturą i ochroną dziedzictwa narodowego kształtowały się na tym samym poziomie co rok wcześniej i wyniosły 1214,6 mln zł. Czytaj więcej
Blogerka naTemat i współwłaścicielka galerii sztuki Justyna Napiórkowska zauważa, że ludzie kultury nigdy nie mieli łatwo pod względem finansowym. – Jan van Eyck był zobowiązany do konkretnej pracy dla konkretnego dworu, Leonardo da Vinci "wysyłał swoje CV" w różne strony ówczesne Europy i poza nią, żeby znaleźć jakąś pracę i perspektywy. Nie jest to zatem zjawisko nowe – mówi historyk sztuki.
Studenci kierunków związanych z kulturą i sztuką nie mają złudzeń i wiedzą jakie warunki panują w branży. – Już na drugim, trzecim roku studiów zaczynają rozdzielać to, co jest ich pasją i talentem, od rzeczywistości – mówi Napiórkowska, która prowadzi wykłady na temat międzynarodowego rynku sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Jej zdaniem, tracimy w ten sposób potencjalne talenty, bo przy sztuce pozostają głównie osoby, które nie włączą realistycznego filtra rzeczywistości.
Ktoś musi być na końcu
– Prowadzimy te badania od ponad 10 lat i to jest margines. Kultura i sztuka są na samym dnie. To jest dno dna – mówi dosadnie Kazimierz Sedlak. Państwo nie troszczy się o pracowników tej branży. Jest to również obszar, w którym pracownicy mają małą szansę na dorobienie, bo zapotrzebowanie na ich usługi jest stosunkowo niewielkie.
Praca w kulturze jest więc dla oddanych sztuce wybrańców. Ludzi bardziej wrażliwych, inteligentnych i wykształconych. W dużej mierze, to pasja decyduje o wyborze studiów, a później miejsca pracy. Kazimierz Sedlak zauważa jednak, że to właśnie pasja skazuje tych ludzi na nędzne często życie. – Zawsze ktoś musi być na szarym końcu w strukturze preferencji państwa – mówi znawca problematyki pracy i zatrudniania.
Na kulturze da się zarobić, ale wymaga to sprawnych menadżerów i nowych technologii. Tymczasem w sferze publicznej najczęściej wciąż jest ona prowadzona w wydaniu socjalistycznym, nieco po macoszemu. – W domach kultury organizuje się kółka plastyczne, teatralne i inne, a to nie ma już nic wspólnego z nowoczesną kulturą. A odkąd pojawiły się nowe technologie, kultura się zmieniła, a pieniądze wydawane w starym stylu są marnowane – mówi Kazimierz Sedlak.
Zostać, czy uciekać?
Czy zatem młodzi, ambitni ludzie, którzy chcą żyć na przyzwoitym poziomie nie powinni wiązać swojej przyszłości z branżą kulturalną i rozejrzeć się za innymi kierunkami studiów? – Rozsądek podpowiada, że przeciętny człowiek powinien zastanowić się trzy razy, zanim zdecyduje się na studia w tym kierunku – mówi Sedlak.
Ludzie sztuki to osoby reprezentujący sektor kreatywny, a zdaniem Justyny Napiórkowskiej, to właśnie on ma szansę ciągnąć gospodarkę do przodu. – Wielu rzeczy nie będziemy w stanie zmienić, znaleźć wystarczających funduszy na wszystkie potrzeby. To ludzie kultury muszą wobec tego szukać swoich dróg i wykorzystywać to, co jest im dane. Siła kreatywności może być motorem rozwoju, bo urzędnicy twórczych rozwiązań nie przyniosą – mówi Napiórkowska, która zaleca ludziom kultury miedzy innymi współpracę z sektorem prywatnym.
Również Kazimierz Sedlak zauważa sukcesy małych grup artystycznych, które napawają optymizmem i pokazują, że w branży kulturalnej można sobie świetnie poradzić.
Tyle, że trzeba być jednostką wybitną. Reszta będzie skazana na przeciętne zarobki.
Reklama.
Kazimierz Sedlak
Patrzmy na to realnie. Deklaracje deklaracjami, a fakty faktami. A te są w przypadku kultury i sztuki bardzo jednoznaczne. Uważamy je za margines życia społecznego i z punktu widzenia budżetu państwa nie są one istotne, choć obywatele myślą inaczej. W budżecie potrzeb i wydatków państwo koncentruje się na innych obszarach i pokazuje, co jest dla niego ważne. A ważniejsi są górnicy i dotowanie górnictwa, niż obszar kultury.
Przykładem jest Francja, gdzie instytucje, kuratorzy i ludzie kultury szukają sposobów współistnienia z rynkiem wobec niewystarczających funduszy państwowych. największym atutem - staje się publiczność. Przy funkcjonowaniu rynku i kultury trzeba jednak dużej ostrożności, bo kultura nie może stać się po prostu towarem. Potrzebuje opieki państwa. Mądrze doinwestowana może jednak przynosić korzyści- także te ekonomiczne. Przykład- efekt Bilbao. Czytaj więcej