Wydawać by się mogło, że priorytetem współczesnych państw powinno być budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Ludzie świadomi swoich praw i obowiązków są przecież w stanie sprawnie naoliwić państwową machinę. Hiszpania najwyraźniej jest przeciwnego zdania. Przyjęcie "prawa knebla" jest ciosem w obywateli.
Premier Hiszpanii Mariano Rajoy uspokaja, że obywatele nie mają się czego obawiać, a restrykcyjna ustawa LeyMordaza ma być uchwalona po to, by chronić obywateli. – Jednym z obowiązków państwa jest zapewnienie zarówno wolności, jak i bezpieczeństwa ludzi – zaznaczył polityk. "Prawo knebla" wprowadzone w zeszłym tygodniu ma jednak niewiele wspólnego z wolnością, opiera się bowiem na zakazach i wysokich karach związanych ze złamaniem tych praw.
Demokracji wybito zęba
Na czym polega kontrowersyjna ustawa?
Hiszpanom zabroniono protestować, a wszelkie publiczne przejawy niezadowolenia będą bardzo surowo karane. Według najnowszych przepisów zabronione będzie fotografowanie i filmowanie policji. Za to przestępstwo grozi grzywna od 600 euro do 30 tys euro. W podobnym przedziale cenowym mieszczą się wykroczenia takie jak pokojowa niesubordynacja wobec władzy czy okupowanie banków w ramach protestów.
Grube portfele powinni mieć aktywiści, którzy zdecydują się na zgromadzenia w miejscach publicznych, czy samą obecność w budynkach zajmowanych z powodu eksmisji. Rząd przewiduje kary od 100 do 600 euro.
To jednak nie wszystko, według LeyMordaza państwo będzie miało możliwość tworzenia czarnych list niesubordowanych aktywistów, policja z kolei bez podania jakiegokolwiek powodu będzie mogła przeprowadzać rewizje osobiste. Rząd z kolei odmówi każdego protestu, jeśli uzna, że ten może w jakikolwiek sposób naruszyć porządek publiczny.
Imigrantów będzie można wydalać z kraju bez umożliwienia im złożenia wniosku o azyl. Jest to sprzeczne z europejskim ustawodawstwem.
Co więcej, odwołanie się od zasądzonej kary będzie wiązało się w sądzie z dodatkowymi opłatami, które będą zależne od wysokości grzywny.
Przeciwnicy ustawy nie mają złudzeń, nie chodzi o bezpieczeństwo obywateli, ale o zamknięcie im ust. Joan Coscubiel, jeden z hiszpańskich polityków uznał, że jest to wybicie zęba demokracji, natomiast madrycki aktywista i bloger Stéphane Grueso użył mocniejszych słów: to naruszenie filarów demokracji.
Czemu to ma służyć?
Dlaczego rząd zdecydował się na tak radykalne zmiany? Warto zaznaczyć, że przeciwko wspomnianej ustawie protestowały nie tylko organizacje społeczne, lecz także opozycja, a nawet Kościół. Partia Ludowa, która ma większość parlamentarną zdecydowała się jednak postawić na swoim i zapisy znalazły się już w Senacie.
Stéphane Grueso zauważył, że dzięki protestom sporne sprawy trafiały do sądu, najnowsze zmiany w prawie zdaniem blogera sprawią, że wątpliwe kwestie nie będą rozstrzygane przed obliczem prawa.
A Hiszpanie mają sporo powodów do protestowania. W kraju zarejestrowanych jest 4,51 miliona bezrobotnych, co stanowi 24 proc. mieszkańców w wieku aktywności zawodowej. Hiszpanie zaniepokojeni są też narastającą korupcją, pod koniec zeszłego roku miała miejsce fala aresztowań burmistrzów i urzędników lokalnej administracji.
Mniej więcej w tym samym okresie w całym kraju odbył się strajk listonoszy, którzy są niezadowoleni ze swoich pensji i warunków pracy.
Problemem są też eksmisje, ludzie nie są w stanie spłacać kredytów, nieruchomości w Hiszpanii są tak tanie, że wielu Polaków decyduje się na zakup letniego apartamentu w tym kraju. W zeszłym roku banki odebrały Hiszpanom 24 tys. mieszkań. Również w 2014 roku szerokim echem odbiła się sprawa strażaka, który odmówił pomocy w eksmitowaniu 85-letniej kobiety. Został za to ukarany grzywną 600 euro i kosztami sądowymi.
Być może "prawo knebla" ma ograniczyć protesty, które przy obecnej sytuacji w Hiszpanii byłyby zbyt liczne. Innego zdania jest jednak Manuel Ballbé, profesor prawa na uniwersytecie w Barcelonie. Uważa on, że Partia Ludowa chce sobie w ten sposób przysporzyć głosów konserwatywnych wyborców.
Chociaż jeśli partia Rajoya jest skłonna w tak drastyczny sposób ograniczyć demokrację, by zabronić obywatelom protestowania, to po co miałaby się martwić jakimikolwiek wyborami?
Niepokoi mnie to, że rząd nagle uznał, że nie potrzebuje sądów i jest w stanie sprostać wszystkiemu samodzielnie.
Manuel Ballbé
Chodzi o to by stworzyć atmosferę zagrożenia i przemocy. Wtedy rząd jawi się jako organ, który jako jedyny potrafi zaprowadzić porządek. W rzeczywistości, mimo kryzysu nie było żadnego wzrostu przestępczości czy przemocy.