Agnieszka Gozdyra z powodzeniem testuje w Polsat News granice telewizyjnego formatu "gadająch głów", dzień po ministrze zdrowia zapraszając gości, przy których rozmówcy TVN24 wyrastają na czołówkę listy 100 myślicieli "Foreign Policy".
Zaczęło się od zapowiedzi prowadzącej, która świetnie udawała wstęp do rozmowy ludzi, którzy mają coś do powiedzenia o służbie zdrowia. Była też relacja spod ministerstwa zdrowia o aktualnym stanie negocjacji. Bardzo wiarygodna iluzja, że oglądamy coś poważnego.
Ale kiedyś trzeba było w końcu wytłumaczyć widzom zaproszenie do dyskusji o systemie opieki zdrowotnej aktora Jakimowicza (choć do dziś toczą się pewnie spory, czy "Młode Wilki" to aktorstwo) i muzyka Wiśniewskiego (choć do dziś toczą się pewnie spory, czy to była muzyka).
– Dziś w roli pacjentów, bo każdy ma swoją historię medyczną, każdy był lub jest pacjentem –wyjaśniła Gozdyra, zatajając, że pacjentami byli w czasie programu także widzowie.
Szybko się okazało, że Michał Wiśniewski był ekspertem potrójnym. Nie dość, że sam jest pacjentem, to wiedzę czerpie "od przyjaciół lekarzy i przyjaciół pacjentów". Aż dziwi, że to nie on negocjował z Porozumieniem Zielonogórskim. Tym bardziej, że podczas terapii łuszczycowej musiał codziennie przyjeżdżać do szpitala i "widział luki". Jakie?
– Jest bardzo wielu pacjentów, którzy zapisują się na zabiegi często pół roku wcześniej i część, których jest zdecydowanie niewiele, albo nie dożyje swojego zabiegu, albo nie przychodzą, bo o tym zapominają i kradną miejsca tym, którzy tego zdecydowanie potrzebują.
Tak, padło w tej wypowiedzi słowo "kradną". Nie zabrakło też koronnego argumentu w dyskusjach laików: że lekarze powinni godnie zarabiać, bo to "zawód, w którym całe życie trzeba się uczyć", no i oczywiście, "codziennie ratują życie". I to by w sumie wystarczyło, ale jest i drugi gość, którego można zapytać, czy czasem minister Arłukowicz nie ma racji. Co na to aktor, który znany jest z reklamowania m.in. skupu katalizatorów?
– Nie interesują mnie lekarze, nie interesuje mnie minister z jego pomysłami, ale biedni ludzie, którzy muszą się leczyć, a odbijają się od zamkniętych drzwi, co nie jest dla nikogo fajne – diagnozował, zastanawiając się, co by było, gdyby piekarze odmówili sprzedaży chleba. Szkoda, że Wiśniewski mu przerwał, bo rozwinięcie tej myśli mogłoby trafić na memy.
Ekspert został też zapytany o porównanie niemieckiej i hiszpańskiej (w obu tych krajach żył) służby zdrowia. – W Niemczech miałem potąd, a w Hiszpanii super – odpowiedział, zasłaniając się brakiem czasu na szczegóły, żeby na koniec zgodzić się z Michałem Wiśniewskim, że i tak "nic się nie zmieni" oraz życzyć widzom zdrowia.
Po 30 minutach "Tak czy nie" były to życzenia bardzo na miejscu.