
Czy to nowa "rewolucja kulturalna"? Sądzę, że to za mocne słowa. Rewolucja kulturalna w Chinach zdarza się co kilkaset lat, z reguły wtedy, gdy nastaje nowa dynastia. Ostatnia, która miała miejsce w latach 60., była jednym z najstraszniejszych wydarzeń XX wieku, pamięć jest o niej wciąż żywa, a elity chińskie, które same bardzo w tym czasie ucierpiały, mówią że robią wszystko, aby ta rewolucja się nie powtórzyła. Od zwiększenie kontroli na uniwersytetach do rewolucji jeszcze daleka droga. Niespodzianką jest, że Xi odnosi się do marksizmu, bo Chiny od długiego czasu są krajem aideologicznym.
Tyle tylko, że stosowanie zachodniej nomenklatury w odniesieniu do Chin nie ma większego sensu. – Myśląc o Chinach musimy pozbyć się naszego zachodniego spojrzenia – zawsze, kiedy pojawia się tam nowy przywódca, próbujemy zaszufladkować go jako konserwatystę czy liberała. Trzeba odrzucić ten sposób myślenia jeśli chodzi o Azję. Tam są carowie i cesarze, dlatego nasze terminy trafiają w próżnię – wyjaśnia Pyffel.
Z ich „kultywacją” i tak nie ma w Chinach większego problemu – polityczna indoktrynacja jest częścią programu nauczania na uniwersytetach. Jak donosi agencja AP, niedawno dziennikarze otrzymali nakaz odbycia szkolenia z marksizmu, by „lepiej podkreślać dominację partii rządzącej”. Profesorowie są czujnie obserwowani – w ubiegłym roku dwaj z nich, którzy mówili o wolności słowa, zostali wydaleni z uniwersytetów w Pekinie i Szanghaju.Zhang Xuezhing i Xia Yeliang powiedzieli, iż uważają, że powodem ich usunięcia były ich poglądy. Na wykłady wysyłani są reporterzy rządowej gazety, którzy mają uważać na wykładowców, którzy „pogardliwie” wypowiadają się o Chinach oraz zaszczepiają w młodych umysłach zachodnie pomysły.
Decyzję chińskiego prezydenta można łączyć z wydarzeniami w Hong Kongu, gdzie na ulice wyszli głównie licealiści i studenci, dla których "chińskie marzenie”, czyli układ, że rezygnujemy, czy uznajemy swobody obywatelskie za element kultury zachodniej, a nie chińskiej i "siedzimy cicho, ale będziemy najbogatsi i najpotężniejsi", najwyraźniej nie jest atrakcyjne. Starsi ludzie zostali w domach, oni są po stronie Pekinu, bo z integracji z Chinami mają ekonomiczne korzyści. Młode pokolenie akcentuje potrzebę wyboru władz i swobód obywatelskich, więc Pekin musi wpaść na pomysł, co zrobić, by tych młodych ludzi również zachęcić do "chińskiego marzenia", tzn. modelu w którym jesteśmy bogaci i potężni, ale nie interesujemy się wyborem władz czy życiem politycznym i godzimy się z tym że mamy na to ograniczony wpływ.
– To co dzieje się w Hongkongu, to zresztą paradoks, bo obecnie to autorytaryzm jest we współczesnym świecie popularniejszy od demokracji. Wiele krajów niezachodnich, w Afryce, czy Ameryce Łacińskiej, zaczyna nawet mówić o naśladowaniu modelu chińskiego i uważa go za atrakcyjny. Tymczasem w Hongkongu, obszarze cywilizacji chińskiej, młode pokolenie chce klasycznej zachodniej demokracji. To gorzka pigułka, ale i ogromny problem, jak wygrać poparcie młodych, którzy pomimo dobrej koniunktury globalnej dla Chin i ich modelu, zerkają okiem w stronę modelu zachodniego– mówi Pyffel.
Jednak rozwój ekonomiczny nie rozwiązuje problemów, ale je tworzy. – Korupcja, ogromne różnice między biednymi i bogatymi, Wschodem i Zachodem kraju, czy wsią i miastem, a także fascynacja pieniądzem i w związku z tym upadek wszelkiej etyki to problemy, których nie rozwiązuje dalszy wzrost gospodarczy. Dlatego Xi ma dwie opcje: albo zliberalizuje system, albo będzie próbował narzucić ściślejszą kontrolę. Bardziej prawdopodobne jest to drugie rozwiązanie, bo w Chinach wciąż żywe jest wspomnienie tego, co stało się w ZSRR, kiedy Gorbaczow zaczął liberalizować system. ZSRR się wówczas rozpadł, a kraj pogrążył się w chaosie– mówi Pyffel.