
Tapirowanie, spanie w wałkach na głowie, czyli jak dawniej kobiety się czesały
Przez całą młodość mama myła nam włosy żółtkiem lub szarym mydłem (rzadko, ale zdarzało się, że dostawałyśmy szampon od wujka z Ameryki, bo w Polsce nie były one wówczas dostępne) i płukała - mi, ponieważ byłam brunetką w korze dębowej, a mojej siostrze - blondynce, w rumianku. I te włosy były miękkie, miały głęboki intensywny kolor i połysk.
W latach 60. lekko tapirowałyśmy włosy na szczycie głowy. A kiedy w latach 70. przyszła moda na koki, raz w tygodniu, w piątek lub sobotę chodziłam do salonu fryzjerskiego, gdzie miałam włosy myte, modelowane i upinane. Ponieważ w piątki i soboty chodziłam na dancingi, a w niedzielę na „five'y”, to moja fryzura musiała być perfekcyjna. W związku z czym spałam przez dwie noce w fotelu, żeby nic się nie zniszczyło. A kiedy się już wytańczyłam i byłam po imprezach, wyciągałam wsuwki i szpilki z włosów, przeczesywałam je palcami i do następnej wizyty u fryzjera nosiłam rozpuszczone.
Natomiast moja siostra, która jest bardziej cierpliwa i dokładna, koki czesała sama okręcając długie włosy kilka razy wokół głowy i upinając.
Jak to wygląda dziś: nieład artystyczny czy włos wyciągnięty na szczotce?
- Po umyciu głowy irytuje mnie to, że moje włosy długo schną. Myję głowę co rano, bo mam przetłuszczające się włosy, więc niestety codziennie też narażam je na suszenie suszarką, której nie lubię używać. Jedyna jaką toleruję, to taka z opcją zimnego powietrza, bo strasznie mnie drażni gorące, które bucha w twarz. Włosów nie układam nigdy. Ostatnio staram się chodzić w miarę regularnie, tzn co miesiąc do fryzjera na cięcie i kolor, i wybieram dobrego fryzjera właśnie po to, żeby nie musieć włosów układać, dla mnie rozczesywanie to już jest maks! Bo moje włosy rozczesuje się około 15 minut. Strasznie się plączą.
- Męczy mnie to, że muszę układać moje falujące włosy, aby realnie były falami, a nie lokami jak afro, które super prezentuje się u Tiny Turner, ale nie do końca u mnie. I to, że kosmetyki do mojego typu włosów: albo obciążają, albo natłuszczają, a rzadko dają zarazem blask i lekkie fale. Natomiast z kolei bez umycia głowy, ze względu na mój typ włosów nie wychodzę z domu:) Mogę być nieumalowana, ale włosy muszą być zawsze czyste, bo kucyki „odpadają” przy kręconych włosach.
- Myję włosy codziennie, więc gdybym miała chodzić do fryzjera za każdym razem, to bym zbankrutowała! Chociaż po fryzjerze wyglądam sto razy lepiej – mam dużo włosów, ale cienkich i niezdyscyplinowanych; jak się budzę, każdy jest w inną stronę. Dlatego mam obsesję na punkcie kosmetyków "po" – balsamów, mgiełek i past wygładzających. Mogę wyjść bez makijażu, ale brudne włosy to katastrofa. A mój ulubiony sposób modelowania: głowa w dół i suszymy!
- Jak każda blondynka (albo przynajmniej większość) mam tzw. higroskopijne włosy, czyli takie, co pęcznieją pod wpływem wilgoci. Ani nie są proste, ani się nie kręcą, więc jak je umyję, ale nie wysuszę, albo nie wyprostuję, to wyglądam - jak to się na Śląsku mówi: jakby piorun w szczypiorek uderzył. Nieważne, czy po wyjściu od fryzjera czy nie... Moim największym odkryciem jest olej sezamowy, który pomaga mi moje suche pukle ujarzmić. Raz w tygodniu nakładam przed snem, a rano myję włosy. Są miękkie i się mniej puszą.