Rzymianie doskonale zdawali sobie sprawę, że utrzymanie w ryzach niespokojnego regionu, jakim była wchodząca w skład prowincji Syrii Judea, będzie bardzo trudnym zadaniem. Co jakiś czas wybuchały wolnościowe zrywy, wieszczono rychłe pojawienie się Mesjasza, swych praw domagali się Żydzi. Część z nich walczyła o wolność z bronią w ręku – z wykorzystaniem metod, które dziś nazwalibyśmy terrorystycznymi.
Palestyńska "beczka prochu"
Ówczesny świat nie znał pojęcia terroryzmu, ale na zbrodnie na jednostkach lub grupie, motywowane chęcią realizacji celów ideowo-politycznych, używano innych określeń. W starożytności popularną metodą eliminacji wrogów, zwłaszcza politycznych, było skrytobójstwo.
Nie było ono obce także mieszkańcom starożytnej Palestyny. Czasy były niespokojne – początek pierwszego wieku naszej ery to na Zachodzie epoka Pax Romana, choć na ziemi, po której stąpał Jezus, zwyczajnie trudno było żyć. Obecność obcych w tym regionie musiała prowokować wystąpienia.
– Rzeczywistość w Palestynie I wieku była wulkanem, w całym Cesarstwie ten właśnie region był „kotłem, w którym buzowało. Przemoc, która się tam pojawiała, dowodzi, jak rzeczywistość była zaogniana. Jak bardzo ludzie byli niezadowoleni. To miało wiele przyczyn – obecność rzymska, system fiskalny czy nierówności społeczne – mówi naTemat dr Łukasz Niesiołowski-Spano, historyk, znawca starożytnej Palestyny.
Skrytobójstwa w Judei
Mieszkający w niej Żydzi w relacjach z Rzymianami nie stronili od sięgania po argument siły. Ze względu na niedostatek sił i środków, musieli się ukrywać. Jedna z grup bojowników nękała Rzymian organizując akcje mordowania wrogów, które dziś nazwalibyśmy terrorystycznymi. Ich główną bronią były krótkie sztylety, a od ich łacińskiej nazwy (sica) skrytobójców nazywano sykariuszami. Napastnicy starannie ukrywali narzędzia zbrodni, nosząc je zazwyczaj pod płaszczami.
Sykariusze uchodzili za radykalny odłam grupy politycznej, nazywanej zelotami, którzy – w przeciwieństwie do innych stronnictw: sadyceuszy i faryzeuszy – wzywali współbraci do walki z Rzymianami. Stronnictwo zelotów powstało w Galilei, a więc tam, gdzie dorastał Jezus. Głównym przywódcą zelotów był Ezechiasz, a jedną z ich pierwszych zbrojnych akcji było wystąpienie pod wodzą Judy Galilejczyka w 6 roku, na znak protestu przeciw spisowi ludności, który przeprowadził Kwiryniusz.
W „Dawnych Dziejach Izraela” żydowski historyk Józef Flawiusz pisał o zelotach jako o członkach jednej z sekt filozoficznych, fanatycznie miłujących wolność, którzy „tylko Boga samego uznają za swojego pana i władcę”.
Terroryści czy powstańcy?
Najbardziej radykalni zeloci, a więc wspomniani sykariusze, sprzeniewierzali się całemu systemowi wartości, jaki reprezentowali rzymscy okupanci. Likwidowali jednak głównie zdrajców wśród społeczności żydowskiej – tych, którzy godzili się na jakąkolwiek formę współpracy z cesarstwem. Dla nich każda podległość obcym była zaprzeczeniem wiary w Jedynego Boga.
Jak pisał w „Wojnie żydowskiej” Józef Flawiusz, sykariusze nie tylko zabijali, ale i grabili oraz podpalali domy swych wrogów. – Wszelako sykariusze byli pierwszymi, którzy zaczęli dopuszczać się bezprawia i okrucieństwa względem swoich współbraci. Nie było takiej obelgi, żeby jej nie wypowiedzieli, ani takiego czynu, którego by nie spróbowali na zgubę swoich ofiar – tłumaczył antyczny dziejopis.
Według dr. Niesiołowskiego-Spano, nazwanie sykariuszy terrorystami jest jednak problematyczne, tak jak przenoszenie obecnych standardów do czasów starożytnych. – Sykariusze byli grupą polityczną, która próbowała aktywnie wpływać na politykę swoich czasów, mordując głównie swoich pobratymców, za blisko współpracujących z Rzymianami. Mordowanie Żydów jednego stronnictwa przez Żydów drugiego stronnictwa nie miało bezpośredniego wpływu na politykę rzymską, w związku z czym moim zdaniem nie było terroryzmem we współczesnym rozumieniu. Było bardziej działaniem partyzanckim lub niewojenną formą przemocy – ocenia historyk. I dodaje, że celem sykariuszy nie było mordowanie przypadkowych ludzi, tak jak obecnie robią to terroryści.
Barabasz żydowskim powstańcem?
– W przypadku sykariuszy mordowanie było elementem walki politycznej, która przybierała krwawe formy. Skrytobójstwo jest dłuższe niż historia potrafi to odnotować. Nie widzę w sykariuszach jakiegoś protowzorca dla terroru – wyjaśnia badacz, bardziej skłonny do nazwania żydowskich radykałów sprzed prawie 2000 lat członkami ruchu narodowo-wyzwoleńczego, powstańcami.
– Jeśli tak na to popatrzymy, od razu wyrobimy sobie pozytywne zdanie – bo przecież np. polscy powstańcy walczyli z okupantem o słuszną sprawę. Można też popatrzeć inaczej – mordowanie ważnych osób ze struktury społecznej powodowało destabilizację życia społecznego. W tym sensie mogą być oceniani negatywnie. Na pewno dla części mieszkańców Judei akty przemocy sykariuszy były witane z radością, dla innych były wyrazem barbarzyństwa i okrucieństwa – tłumaczy dr Niesiołowski-Spano.
Jego zdaniem, ewangeliczny Barabasz, uwolniony przez Poncjusza Piłata w święto Paschy na wniosek mieszkańców Jerozolimy, mógł być właśnie sykariuszem. – Nie wierzę w tradycję, według której Barabasz był po prostu bandytą albo złodziejem. W opowieści ewangelicznej czytamy, że lud Jerozolimy chce uwolnienia – a więc chce uwolnienia kogoś, kogo ceni, a nie kogoś, kogo uważa za zagrożenie – mówi znawca starożytności.
Bohaterscy obrońcy Masady
Faktem jest, że sykariusze zabijali w ukryciu. Przede wszystkim wykorzystywali moment zaskoczenia, działali głównie w czasie żydowskich świąt lub podczas zgromadzeń. Byli podejrzewani o skrytobójcze zamordowanie w Świątyni Jerozolimskiej byłego arcykapłana Jonatana. Po morderstwach szybko wtapiali się w tłum, ale i tak ich czyny powodowały panikę, ściągając gniew Rzymian. Nie było ona na rękę rzymskim namiestnikom, którzy starali się utrzymać porządek. A to było szczególnie trudne w Jerozolimie.
Sykariusze byli szczególnie aktywni w drugiej połowie I wieku, odegrali znaczną rolę w wojnie rzymsko-żydowskiej. To oni po zburzeniu Jerozolimy opuścili miasto i ukrywali się w trudno dostępnych rejonach. Oni też byli wśród ostatnich bojowników, którzy popełnili zbiorowe samobójstwo nie chcąc dostać się w ręce Rzymian podczas oblężenia Masady. Przynajmniej tak chce żydowska legenda. Po dziś dzień są dla Żydów symbolem bohaterskiego oporu i poświęcenia.
Gdyby zastosować w stosunku do sykariuszy współczesną miarę, przed czym przestrzega dr Niesiołowski-Spano, ci żydowscy bojownicy mogliby uchodzić za terrorystów. Ich działania były starannie planowane oraz motywowane politycznie. Łamali prawo po to, aby całkowicie pozbawić Rzymian władzy. Nie przebierali w środkach, aby osiągnąć wyznaczone zadania. Świadomie lub nie dzielili społeczność żydowską wywierając na nią odpowiednią presję psychologiczną.
Ale z drugiej strony rzeczywiście nazwanie ich członkami ruchu oporu nie powinno dziwić. Czego o współczesnych terrorystach powiedzieć już nie można.