Premier Kopacz sporą część soboty spędziła w drodze na Śląsk, by ogrzać się w blasku porozumienia podpisanego z górnikami. Ale ten blask pochodzi z ogniska rozpalonego z naszych pieniędzy. Bo Kopacz skapitulowała, przystając na utrzymanie zatrudnienia i absolutnie wszystkich przywilejów dla górników.
Jeśli jeszcze ktoś porówna Ewę Kopacz do lady Margaret Thatcher, nieżyjąca już szefowa brytyjskiego rządu będzie się przewracała w grobie. Bo Ewa Kopacz i jej rząd wywiesili białą flagę. Przegrali starcie z górnikami, którzy świadomi swojej siły wymusili dalekie ustępstwa wobec planów rządu.
Wycofywanie się rakiem
A te wprost (i wbrew zapewnieniom Ewy Kopacz) mówiły o likwidacji czterech kopalń, które przynosiły największe straty i których nie dałoby się uratować. Miało być wycięcie chorej tkanki, stanęło na tym, że będzie się pompowało więcej antybiotyków w zakażony organizm. A Kopacz ma już wprawę w dosypywaniu pieniędzy do górniczych szybów, bo swoje urzędowanie rozpoczęła od wpompowania 100 mln zł w kopalnię Kazimierz Juliusz. Jak się okazuje, to była zaledwie rozgrzewka.
W podpisanym w blasku fleszy porozumieniu czytamy, że kopalnie zostaną sprzedane nowym inwestorom (najprawdopodobniej państwowym spółkom energetycznym), jedna trafi do Węglokoksu. Ale najważniejszy z punktu widzenia górników i podatników jest w całym dokumencie inny zapis.
Przywileje ponad wszystko
Górnicy wywalczyli utrzymanie wszystkich przywilejów, które wywalczyli sobie latami palenia opon i rzucania kamieniami w ministerstwa, zarządy i Kancelarię Premiera. Przecież to wysokie koszty pracy są jednym z największych obciążeń polskiego górnictwa. Trudno więc uniknąć wrażenia, że rząd tylko odsunął kłopoty w czasie, a nie je rozwiązał.
Przypomina to nieco schyłkową fazę Rzeczypospolitej szlacheckiej. Kasta rządząca zamiast reformować państwo walczyła o utrzymanie przywilejów. Podobnie zachowują się górnicy. Problemem są też niejasne zapisy porozumienia. Niezwykle istotne szczegóły będą się wykuwały w czasie konsultacji. A te będą przebiegały pod dyktat związków zawodowych i górników. Im mniej czasu będzie zostawało do wyborów, tym będzie on mocniejszy. Bo kiedy tylko rząd nie będzie chciał im w jakiejś sprawie ustąpić, będą grozić powrotem do strajków.
Pan płaci, pani płaci, wszyscy płacimy
Plan był inny. Ewa Kopacz, naprawiając lata zaniedbań ekipy Donalda Tuska, zaproponowała likwidację. Będzie utrzymywanie na siłę zatrudnienia i dalszej działalności przynoszących dzisiaj gigantyczne straty zakładów. A to kosztuje. Bo w górniczym planie nie ma informacji o tym, kto pokryje dotychczasowe straty Kompanii Węglowej. A zadłużenie największej firmy górniczej w Europie to dzisiaj 4,5 mld zł.
Zapłacić będziemy musieli my wszyscy. I to jest największa przegrana Ewy Kopacz. Bo ekipa, która jeszcze kilkanaście dni temu walczyła z lekarzami o ok. 900 mln zł (różnica między ich oczekiwaniami a ostateczną ofertą Ministerstwa Zdrowia) nagle właściwie bez warunków akceptuje dyktat innej grupy społecznej. To dziwny objaw choroby dwubiegunowej rządu.
Schizofrenia
Ale lekarze to nie górnicy. Trudno podejrzewać, że ci pierwsi przyjechaliby do Warszawy i odpalili syreny pod siedzibą rządu. Górnicy nie raz pokazali, że nawet nie zawahają się przed takim posunięciem. To zawsze źle wygląda, tym bardziej, że powoli rozkręca się kampania prezydencka. PiS już starał się wycisnąć z tego konfliktu maksimum dla Andrzeja Dudy.
Dlatego po podpisaniu porozumienia odetchnęła nie tylko Ewa Kopacz, ale i Bronisław Komorowski. Zaostrzenie konfliktu z górnikami nieustannie stawiałoby go na linii strzału Andrzeja Dudy, utrudniając walkę o prezydenturę. A Śląsk to jeden z większych okręgów, jeśli chodzi o liczbę wyborców. By wygrać w pierwszej turze Komorowski nie może sobie pozwolić na ich utratę.
Dlatego nadal będziemy dopłacać do kopalń. Jako, że porozumienie jest przelewaniem z pustego w próżne, kłopoty w górnictwie wrócą. To, ile naszych pieniędzy zostanie wpompowane w kopalnie określi tylko za jaki czas. Na pewno będzie ich na tyle dużo, by dopiero po wyborach parlamentarnych jesienią okazało się, że król jest nagi.