
Work-life balance robi w Polsce wielką karierę, ale dla pracodawców zawsze najbardziej liczą się wyniki. Każdy szef chciałby, aby jego pracownik oddawał się pracy w pełni i traktował ją, jak ważną część swojego życia. Ideałem okazują się być przyjezdni, którzy chcą jak najszybciej osiągnąć sukces w dużym mieście. – Biorą na siebie więcej obowiązków, bo jako osoby spoza miasta, nie mają tak dużej ilości kontaktów prywatnych. To, co nazywamy work-life balance, jest u nich lekko zaburzone – mówi Krzysztof Inglot, dyrektor działu rozwoju rynków w Work Service.
W ubiegły weekend po raz kolejny sprawdziło się twierdzenie, że podróże kształcą. W pociągu relacji Warszawa - Kraków (tym tańszym, nie Pendolino) zasłyszałem ciekawą rozmowę. Jeden ze współpasażerów, zmierzający do Małopolski na rozmowę o pracę stwierdził, że jego szanse są dość duże, bo pochodzi z Olsztyna. Jego zdaniem, pracodawcy chętniej zatrudnią osobę spoza Krakowa.
Krzysztof Inglot, dyrektor działu rozwoju rynków w Work Service zauważa, że osoby które przyjechały do dużego miasta na studia, a po nich budują w nim swoje kariery, przywożą ze sobą silną motywację, aby osiągnąć jak najwięcej. – Mają podwyższone cele, bo budują swoje przyszłe życie. Chcą szybciej i więcej się dorobić – słyszę od swojego rozmówcy.
Ludzie ci są zdecydowanie bardziej dyspozycyjni, mimo że są przyjezdni. Biorą na siebie więcej obowiązków, bo jako osoby spoza miasta, nie mają tak dużej ilości kontaktów prywatnych. To, co nazywamy work life balance, jest u nich lekko zaburzone.
Tezę, że "słoiki" to osoby ambitne potwierdzają statystyki. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, do dużych miast migrują osoby z wcale nie najbiedniejszych regionów kraju. Jak informuje GUS, jedna trzecia Polaków to "słoiki pracujące", z czego największą grupę w Warszawie stanowią osoby pochodzące z bogatego Śląska. To, że nie jest źle, nie oznacza, że nie warto walczyć o więcej.
Myślę, że tak jak powoduje to wyjątkową determinację w pracy, tak wpływa na radzenie sobie w trudnych sytuacjach życiowych. Ciężka choroba, jakaś nagła losowa sytuacja – "słoik" jest do tego po prostu lepiej emocjonalnie przygotowany.
Zdecydowanie lepiej postrzegani przez pracodawców są osoby dowożone lub też dojeżdżające do dużego miasta. – Przykładowo, w Radomiu trudno o pracę. Gdy pojawia się okazja pracy w Warszawie, wymaga ona poświęcenia dużej ilości czasu dojazdu. Ale za to dostaje się dużo wyższe wynagrodzenie niż w rodzinnym mieście. Ten handicap finansowy sprawia, że robię dużo więcej – wyjaśnia Inglot.
Ci pracownicy są bardzo fajni, a pracodawcy są z nich zadowoleni. Nie wypalają się, bo wykonują najczęściej proste prace produkcyjne. Ich szansa na awans nie jest duża, ale są bardzo wysoko zmotywowani do wykonywania żmudnych czynności. Oni mają wszystkie cechy bardzo dobrych pracowników.
