Drogę Kazimierza Marcinkiewicza od kierowania rządem do politycznego niebytu opisuje w najnowszym "Newsweeku" Wojciech Staszewski. Jak podkreśla, dramat bohatera tekstu zaczął się we wrześniu 2005 roku, z chwilą, gdy Jarosław Kaczyński desygnował go na szefa rządu.
Ten niewątpliwie polityczny awans spadł na Marcinkiewicza jak grom z jasnego nieba. Był błogosławieństwem, a jednocześnie przekleństwem. Premierostwo popularnego "Kaza" zapoczątkowało całe pasmo wzlotów i upadków, nie wyłączając ostatniej afery celebrycko-obyczajowej z byłym premierem i jego drugą żoną w rolach głównych.
Zanim został mężem młodej Isabel, był z Marią. Ta jednak nie zgodziła się na wspólne zamieszkanie w Warszawie po tym, jak Marcinkiewicz został szefem rządu. I skazała męża na samotność.
– Woda sodowa musiała mu uderzyć do głowy. Kaczyński czy Tusk latami szykowali się do rządzenia, a Kaz nagle osiągnął 70 proc. popularność. A z drugiej strony zaczęły się kłopoty, konflikty z prezydentem – mówi cytowany przez "Neewswek" współpracownik Macierewicza.
Nie trzeba było czekać długo, aby skończył się etap "bycia na szczytach władzy". Marcinkiewicz przestał być premierem w lipcu 2006 roku, a w kolejnym roku otrzymał posadę szefa Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Wyjechał do Londynu. I "wyluzował".
W angielskiej stolicy "Kaz" mógł spuścić z tonu i zacząć nowe życie. Z dala od polityki i... żony, która także tym razem nie zdecydowała się na podróż z mężem. Jesienią 2008 roku poznał Izabelę Olchowicz, analityczkę bankową. Były premier zaczął tracić głowę dla młodszej o całe 22 lata kobiety. Kiedy żona wpadła na trop pikantnych sms-ów, było już po małżeństwie.
Jak pisze Staszewski, rok 2009 upłynął pod znakiem "tabloidyzacji" wizerunku Marcinkiewicza, a swoją rolę w tym procesie odegrała Isabel. Chciała mieć gwarancję, że Kazimierz nie wróci do żony - stąd te wszystkie ustawiane sesje do kolorowych gazet, występy w telewizji. – Dobra, dobra, jeszcze tylko TVN, jeszcze „Viva!”, jeszcze „Gala” – mawiał cytowany przez "Newsweek" były premier. Nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.
Niebawem pojawiły się nowe problemy - w pracy dla londyńskiego banku Goldman Sachs, jak i w związku. Wybranka serca nie paliła się do pracy, a pomysł z pisaniem bloga okazał się zupełnie nietrafiony. Oboje wrócili do Polski. Tam zaczęło się piekło - Isabel konsekwentnie niszczyła męża na łamach tabloidów. Tak skończyło się wielkie love story z udziałem człowieka, który niegdyś odpowiadał za kształt polskiej polityki.
Całość artykułu dostępna w najnowszym "Newsweeku".