Spośród 193 tys. sześciolatków, które we wrześniu poszły do pierwszej klasy, zaledwie kilkaset cofnięto do zerówki.
Spośród 193 tys. sześciolatków, które we wrześniu poszły do pierwszej klasy, zaledwie kilkaset cofnięto do zerówki. Fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta

Obowiązek szkolny obejmujący sześcioletnie dzieci okazuje się całkiem niezłym pomysłem. Większość dzieci, które w tym wieku poszły do pierwszej klasy podstawówki, świetnie radzi sobie z nauką – dowodzą eksperci.

REKLAMA
Mowa o 193 tys. sześciolatków-pierwszaków. Zgodnie z ustawą, jeśli okazałoby się, że część dzieci z tej grupy źle radzi sobie z nauką, rodzice mogli cofnąć je z powrotem do przedszkola. Mieli na to czas do końca grudnia. Z ustaleń „Gazety Wyborczej” wynika jednak, że z takiej możliwości skorzystało bardzo niewielu rodziców.
Zdaniem pedagogów jest kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Po pierwsze rodzice którym nie podobały się założenia edukacyjnej reformy, postarali się o odroczenie obowiązku szkolnego jeszcze przed rozpoczęciem września. Po drugie, nawet jeśli dziecko w pierwszej klasie nie radziło sobie zbyt dobrze, rodzice bronili się przed cofaniem go do zerówki ze względu na kwestie psychologiczne. Zdaniem ekspertów, dziecko cofnięte z pierwszej klasy do przedszkola, już na starcie ma poczucie edukacyjnej porażki.
Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewnia, że dokłada wszelkich starań, by sytuacji w której dziecko z powodu problemów z nauką musiało wrócić do zerówki było jak najmniej.
– Nauczyciele mają obowiązek indywidualizacji pracy i udzielania im wsparcia. Tak aby mieli szansę sprostać wymaganiom programowym – mówi Joanna Dębek, rzecznik MEN.
Samorządy mogą też zatrudniać w szkołach asystentów nauczycieli, którzy mają pomagać w klasach I-III lub świetlicach. Mogą, choć – jak na razie – ze względów finansowych tego nie robią.
Źródło: wyborcza.pl