W świadomości Polaków sieć sklepów "Społem" jest raczej reliktem PRL-u niż ważnym graczem na rynku. Gdybyśmy zapytali o największą sieć w Polsce, zapewne większość z nas wskazałoby "Biedronkę". Tymczasem "Społem" wciąż ma najwięcej sklepów i są one zlokalizowane w absolutnie najlepszych punktach. Mimo to, znawcy branży są przekonani, że sieć od lat marnuje swój ogromny potencjał i wykrwawia się na własne życzenie.
Społem, znaczy razem. A razem z handlową spółdzielnią spożywców "Społem" jesteśmy już od 1868 roku. Ich sklepy są nie tylko tuż obok naszych domów. Przede wszystkim istnieją w świadomości Polaków, co pozwala niektórym przymknąć oko na panującą w nich drożyznę.
– To "leśne dziadki", którzy przypominają działaczy PZPN – mówi zarządcach sklepów "Społem" znawca branży, zajmujący od lat najwyższe stanowiska w jednej z sieci hipermarketów. Proszący o anonimowość rozmówca wiele razy podejmował próby rozmów biznesowych z przedstawicielami lokalnych struktur i jak przekonuje, nie ma nic dobrego do powiedzenia na temat ich działania.
– Przyszłość "Społem" to albo trwanie w marazmie ciesząc się, że z roku na rok ciągle jesteśmy na rynku, albo połączenie sił i zarządzanie profesjonalnie wspólną i rozpoznawalną marką, jaką jest "Społem" – uważa ekspert rynku hipermarketów.
Taniej? To nie u nas
– Oni zyskują na staruszkach, którzy chodzą tam z przyzwyczajenia – słyszę od dwudziestoparolatka z Warszawy, gdy usłyszał hasło "Społem". Owszem, kupowanie w tych sklepach to dla starszych osób wieloletni obyczaj. Ale to przywiązanie do marki jest tak naprawdę wielkim skarbem, który chciałby posiadać każdy handlowiec i na dobrą sprawę, nie ma w tym nic złego. Cierpi na tym natomiast sama sieć, bo lojalność kupujących sprawia, że "Społem" od dawna nie walczy o klienta, do czego przyznaje się sam wiceprezes Krajowego Związku.
Sieć jest rozbita, mimo kilku prób naprawy i stworzenia grupy zakupowej. Ta zaś mogłaby sprawić, że bardzo wysokie dziś ceny uległyby obniżeniu. Na razie jednak każda spółdzielnia jest oddzielnym przedsiębiorstwem. Tymczasem w rankingach najtańszych sklepów w Polsce, "Społem" w ogóle się nie pojawia w pierwszej dziesiątce. Choć nie wszystkie produkty należą do tych najdrozszych, to w ogólnym rankingu sklep wypada słabo. Ceny na bieżąco można porównywać tutaj.
"Społem" to tylko wspólna nazwa dla amorficznego ciała, jaką wydaje się być ta sieć handlowa. – W zależności od regionu, są to czasem spółki prawa handlowego, czasami spółdzielnie, które kierowane są decentralistycznie. To powód, dlaczego nikomu nie udało się nabyć tej sieci w całości - nie ma takiej możliwości. Oszczędności, które generowane są w obszarze czynszów, są tracone poprzez relatywnie wysokie koszty w innych obszarach, np w nabywaniu towarów. Stad końcowa cena, zamiast być na poziomie sieciówki, jest często wyższa – mówi anonimowy ekspert branży handlowej.
Przebudźcie się
Szefowie części sklepów wpadli na pomysł, aby kupować razem niektóre produkty. Mają wspólnego logistyka, który ich obsługuje, ale to wciąż za mało, aby uratować całe "Społem", bo nie wszystkie spółdzielnie się zaangażowały. – Oni powinni zacząć ze sobą współpracować – mówi Łukasz Stępniak z serwisu portalspozywczy.pl.
Wiceprezes KRZ Społem, Ryszard Jaśkowski nazywa sieć niedźwiedziem, którego trzeba obudzić. A stado tych niedźwiedzi liczy około 4 tysięcy sklepów-spółdzielni. Wraz z niezrzeszonymi, pod szyldem "Społem" działa w Polsce aż 5 tysięcy placówek. I oprócz wyrobionej marki, to właśnie atrakcyjne lokalizacje sprawiają, że sklepy te wciąż mają rację bytu.
– Tych lokalizacji zazdrości każdy. Odziedziczyli je po poprzednim systemie. Wystarczyłoby to zagospodarować w odpowiedni sposób i byliby jednymi z liderów rynku – mówi Łukasz Stępniak.
Nie idzie? Odsprzedać konkurencji
Stępniak ocenia, że know-how "Społem" jest na dość niskim poziomie. – Kiedy ma się potencjał kilku miliardów obrotów w kilku tysiącach sklepów, wydawałoby się, że wszystko prosi się, aby być liderem rynku. Jeśli nie na wsiach, to w dużych miastach. Tymczasem sposobem na kłopoty finansowe niektórych spółdzielni nie jest restrukturyzacja, tylko zamiecenie problemów pod dywan.
Istnieje kilka spółdzielni, które świetnie dają sobie radę i potrafiły doskonale wykorzystać szansę, którą dały im lokalizacje. Przykładem jest choćby Zamojska Spółdzielnia "Społem", gdzie sklepy są odremontowane i funkcjonują pod kilkoma markami. – W większości przypadków jest to jednak przejadanie tego, co się ma. Byleby tylko było z czego żyć – mówi Stępniak.
Konkurencja nie ma jednak co czekać na spektakularny upadek "Społem". Sieć będzie raczej powoli gasła, bo jest to organizm wielokomórkowy. Działające obok siebie spółdzielnie współpracują na minimalnym poziomie i mimo kilku prób, nikomu jak dotąd nie udało się tego zmienić. – "Społem" czeka powolne wykrwawianie się w kolejnych miastach – podsumowuje znawca branży.
Mamy stałych klientów, którzy od lat odwiedzają nasze sklepy, bo mają blisko i są tam traktowani podmiotowo. To jest nasz najcenniejszy kapitał i pewnie powód, dla którego sklepy Społem przetrwały już 145 lat. Ponadto nasze sklepy są przewidywalne. Jeżeli jakiś produkt stał w danym miejscu, to przy następnej wizycie wciąż tam będzie. Nie tak, jak w hipermarketach, które ciągle zmieniają układ. Czytaj więcej
Łukasz Stępniak
Portalspozywczy.pl
Część spółdzielni wynajmuje lub sprzedaje swoje lokale konkurencji, gdy ma kłopoty finansowe. To daje zarządowi spokojne życie w perspektywie dwóch kolejnych lat i spokojne oczekiwanie do emerytury.