Kiedy Dirk Rossmann zjawił się na telewizyjnej debacie o płaceniu podatków w Niemczech, dziennikarze byli rozczarowani. Miliarder z listy magazynu "Forbes" przyjechał "tylko" Rolls Royce'm, okazało się też, że nie ma własnego odrzutowca.
Ale i tak dostarczył sensacji: – Jeśli ktoś zaczyna biznes i chce zarabiać ogromne pieniądze, ma też powinności wobec społeczeństwa. Powinien płacić nawet 30 proc. podatku od własnych profitów. Nie ukrywam kapitału w Luksemburgu, jestem wręcz dumny z osiąganych zysków i płacę wysokie podatki – powiedział przed kamerami.
Emocjonalne przemówienie Rossmanna obiegło całe Niemcy, było idealnym komentarzem do afery z ukrywaniem dochodów przez szefa kluby Bayern Monachium oraz prezesów wielu innych rodzinnych imperiów biznesowych. Gazety obwołały go "miliarderem z zasadami", jednym z nielicznych, który nie ucieka przed podatkami.
Bogata Polska
Rossmann był jednym z pierwszych przedsiębiorców, którzy zainteresowali się rynkami Europy Wschodniej. Już w połowie 1990 roku, a więc jeszcze przed formalnym zjednoczeniem Niemiec, otworzył pierwszy salon Rossmanna w Sonderhausen na terytorium NRD. Po dwóch latach miał już ponad 100 salonów na Wschodzie. Potem zainteresował się Polską. Na miejsce pierwszego sklepu wybrał Łódź i lokal przy ulicy Piotrkowskiej. Był 1993 rok, ulica nie wyglądała tak ekskluzywnie jak dziś. Jednak Niemiec przeczuwał, że i tu zagości kapitalizm. Teraz drogerie Rossmana liczą w Polsce 1000 sklepów, przynoszą 6,5 mld złotych obrotów rocznie.
Dirk Rossmann pochodzi z rodziny przedsiębiorców z Hanoweru. Jego rodzice prowadzili drogerię, aptekę, a dziadek sklep z futrami. To tam nauczył się handlu, ale też oświadczył, że zbuduje własny biznes. Nie udało się. Wcielono go do Bundeswehry.
Były to lata 70', Rossmann jak i spora część młodych ludzi w Niemczech buntował się przeciwko wszelkim przejawom skostniałej władzy. Odmawiał wykonywania jakichkolwiek rozkazów. – Na każde pytanie oficera odpowiadałem: „Nazywam się Dirk Rossmann i oskarżam Republikę Federalną”. Uznali mnie za wariata i odesłali do domu – śmiał się po latach po latach w wywiadzie dla biznesowego magazynu WirtschaftWoche .
Po powrocie z wojska otworzył upragniony biznes. Twierdził, że klienci będą czuć się swobodniej kiedy w sklepie sami będą mogli wkładać produkty do koszyka. Już pierwszy dzień funkcjonowania własnej drogerii przyniósł Rossmannowi olbrzymi sukces. Oczekiwał 2- 3 tys. marek utargu, a miał w kasie 20 tysięcy.
Zgwałcony pieniędzmi
Dirk Rossmann odniósł sukces, a nie inni? – To biznes gdzie dzień po dniu doskonali się systemy sprzedaży. Każde przestawienie towaru na półce, ekspozycja, wejście do sklepu z nowymi produktami poprzedzone są drobiazgowymi obserwacjami zachowań klientów. Gdy tylko widać początki sukcesu w sklepach testowych, podobne działania natychmiast uruchamia się w całej sieci. Rossmann jest najlepszy w takich małych kroczkach – mówi jeden z branżowych ekspertów.
Drugi mocny punkt Rossmana to strategia promocji i obniżek. Na przykład popularny w Polsce program rabatowy Rossnę, oferuje do 10 proc. obniżki na artykuły dla dzieci. Skonstruowany jest tak, że aby otrzymać maksymalną zniżkę najlepiej jest zapisać się jeszcze w trakcie ciąży. W ten sposób firma przywiązuje do siebie klientów na lata.
Aby wejść na rynki zagraniczne: Polski, Turcji czy Węgier Dirk Rossmann potrzebował kapitału. Wtedy sprzedał 40 proc. udziałów funduszowi inwestycyjnemu A.S. Watson Group. Przedstawił plany menedżerom a ci... – Zgwałcili mnie pieniędzmi i powiedzieli, żebym działał... jeszcze bardziej agresywnie – opowiadał kulisy transakcji.
Kiedy już sieć zyskała skalę sprzedaży, bez trudu może negocjować stawki u producentów, zamawiać u nich własne produkty. Dirk Rossmann miał na przykład żartować sobie z pianki do golenia znanego koncernu kosmetycznego. – Wstydu nie mają – komentował cenę 13 zł za pojemnik. Ta sama fabryka robi tę samą piankę dla Rossmanna za 5 zł i nadal wszyscy zarabiają.
Dla Niemców firma to fenomen, bo na zasiedziałych rynkach jest w stanie rozwijać się w tempie powyżej 10 procent rocznie. Drogeryjna bonanza trwa nieprzerwanie od 17 lat. Głównie dzięki polskiemu rynkowi. Rossmann zapowiada, że za kilka lat zbuduje u nas jeszcze 600 sklepów. A wtedy jego sieć będzie praktycznie już nie do pokonania przez konkurentów, wyczerpie się potencjał rynku.
Nie wyszła mu tylko jedna rzecz. Rok temu Rossmann utopił miliony euro w testując sprzedaż internetową. Pomysł zarzucono. – Internet nie pasuje do tego biznesu . Albo nie mam jeszcze pomysłu jak go wykorzystać. Jak ktoś kupuje paczkę pieluch za 40 zł i papier toaletowy, to jak mamy to tanio wysłać? – mówił Dirk Rossmann.