Nieubłaganie zbliża się koniec długiego majowego weekendu. Pakujemy bagaże, ale torby nie chcą się dopiąć. No jasne! Obrazek dla ciotki Kryśki, miecz samurajski dla chrześniaka Alana. Z pustymi rękami wyjechać się nie da. O gustach klientów świadczą artykuły, od których uginają się stoiska z pamiątkami. Też zastanawialiście się, kto to kupuje? Postanowiłam przyjrzeć się bliżej samym souvenirom. Oto subiektywny ranking rzeczy, bez których nie może istnieć pamiątkarska branża Zakopanego.
Kiedyś królem Krupówek był biały miś. Zdjęcie z groźnym zwierzem w towarzystwie prawdziwego owczarka podhalańskiego na tle Giewontu było obowiązkową pamiątką wypadu do Zakopanego. Dziś niedźwiedź odszedł w niepamięć. Markotnego, osowiałego, z przybrudzonym futerkiem i mętnymi oczkami, częściej można zobaczyć na położonej niedaleko Równi Krupowej, gdzie w towarzystwie kolegów z fotograficznej branży oddaje się alkoholowym uciechom. Miś wie, że czasy się zmieniają. Dlatego jego miejsce zajęły równie kojarzące się z Zakopanem,
jak niedźwiedź polarny, Hello Kitty, Czesiu, Kubuś Puchatek i królik Bugs. Może dlatego, że w Zakopanem jest jak w bajce? To nic, że Kubuś Puchatek chyba dawno nie widział miodu i dlatego tak schudł, a Bugsowi z przemęczenia opadły łapki i ogonek.
Karykatura karykatury
To klasyk pamiątkarskiego gatunku, który, w przeciwieństwie do białego misia, nie dał się wygryźć konkurencji. Karykatura daje artyście wolną rękę. Czasem jego wyobraźnia wybiega tak daleko, że nawet fryzurą nie przypominasz siebie. Ale zabawny obrazek idealnie będzie wyglądać oprawiony w ramę i powieszony nad łóżkiem. Pamiątka ma jednak minus, jest dość trudna w transporcie. Szybko się gniecie, a węgiel łatwo się ściera. Poza tym papier może w walizce przesiąknąć zapachem sąsiada – górskiego serka, znanego kiedyś pod pseudonimem „oscypek”.
Owca XXL
To na pewno nie poduszka, ciężko się też do niej przytulić. Czym więc jest? Straszakiem na dzieci, które stołują się w fast foodach? A może na dorosłych, którzy mimo podobnych do owieczki gabarytów, paradują po Zakopanem bez koszulek? Skąd u niej różowe, lub niebieskie runo, czy pozazdrościła krowie Milce? Wątpliwości, że przybywa do nas z Alp, rozwiewa gigantyczny napis „Zakopane”.
Twoje imię na…
…ziarenku ryżu, lub bransoletce. Prezent bardzo przydatny dla osób z krótkotrwałą pamięcią. Bransoletka bardziej przypadnie do gustu krótkowidzom. Pomoże też naszym potencjalnym adoratorom. Zamiast oklepanego „Cześć mała!”, z marszu wyrzucą z siebie „Sie masz Adela!”.
Zestaw małego zabójcy
Ciupaga? To już przeszłość. Teraz szacunek w klasie wasz chrześniak zdobędzie dzięki samurajskiemu mieczowi. A co jeśli któryś z kolegów będzie miał obiekcje, czy to na pewno pamiątka z wyprawy w Tatry, a nie dalekowschodniej podróży, w którą wyruszył wujek? Nie ma obawy, stuprocentową pewność daje wyryty na drewnianej pochwie napis. Gdyby pociecha miała jednak wątpliwości co do słusznego pochodzenia pamiątki, zaproponujcie jej topór. W końcu wśród najstarszych górali można zauważyć subtelne podobieństwo do Wikingów.
Ostatecznie kuszę dalekiego zasięgu. Kolejne pudło? Postawcie więc na klasyk. Pokaźny, plastikowy karabin w dłoni kilkulatka zawsze będzie wyglądał przekonywująco.
Made in Africa
Oprócz szerokiej gamy broni, dostępnej na Krupówkach, jest jeszcze jedna rzecz, która wzbudza wątpliwości dotyczące pochodzenia górali. To afrykański wyrób rzemieślniczy – starodawne maski. Rzeźbione w pseudohebanie, przypominające raczej przedstawicieli obcych cywilizacji, będą doskonałą atrapą dla tych, którzy wstydzą się, że 9 dni urlopu spędzili w Polsce, a nie Sudanie. Idealnie skomponują się także z meblami w okleinie koloru Venge. Niestety, nie mają w zestawie nóżek, bo dobrze wyglądałyby też na półce obok telewizora. Dzięki nim odżywałyby wspomnienia o prawie tropikalnych temperaturach, niemal równikowej dzikości iglastych lasów i górskiej opaleniźnie, której do brązu jeszcze trochę daleko.
Piesek bez baterii
Przeszywające jak laser spojrzenie, nerwowe ruchy. Elektroniczny piesek kosztuje jedynie 15 złotych i na pewno jest lepszą pamiątką, niż prawdziwe zwierzę, które kupione pod Gubałówką kończy najczęściej podróż z nowymi właścicielami na pierwszych kilometrach Zakopianki. Ale warto wcześniej zlustrować sprzedawców. Tylko niektórzy są na tyle rzetelni, by uprzedzić, że w cenę nie są wliczone baterie. Warto więc wcześniej zaopatrzyć się w paczkę „paluszków”, by uchronić siebie i innych od histerii pacholęcia, które zniecierpliwione uzna, że zabawka „nie działa”. I gofry, czy kręcone lody mogą nie załagodzić sytuacji. Zanim zdecydujemy się na ten zakup, trzeba uświadomić przyszłemu posiadaczowi, że o każde zwierzę, nawet to pluszowe trzeba dbać. Byle nie za bardzo. Ja identycznego pieska uśmierciłam 20 lat temu karmiąc na siłę dropsami.
Może jednak staroświecka pocztówka jest najlepszym wyjściem z dość kiczowatej sytuacji?