
"W krajach skandynawskich, w których przemoc kobiet zwalczania jest w sposób, jaki proponuje Konwencja Rady Europy, kobiety narażone są trzy razy bardziej niż Polki" – brzmi koronny argument przeciwników ratyfikowanego właśnie przez Sejm dokumentu. Teza brzmi efektownie, ale choć oparta na statystykach, nie oddaje całej prawdy. Wyjaśniamy dlaczego.
Konwencja w sprawie zwalczania przemocy wobec kobiet ostatecznie przeszła przez polski parlament, ale ratyfikacja nie kończy dyskusji. Na prawicy żywe pozostanie, że to “furtka do wprowadzenia gender”, a zapisy dokumentu wcale nie sprawią, że kobiety będą lepiej chronione. W tym drugim przypadku kluczowym argumentem są dane statystyczne z różnych krajów. Pokazują one, ile pań padło ofiarą przemocy, a ile jest na to zjawisko narażone.
Problem w tym, że suche liczby nie mówią wszystkiego. To trochę tak, jakby cieszyć się, że nie mamy problemu aborcji, bo oficjalne dane mówią, że rocznie przeprowadza się u nas tylko kilkaset zabiegów przerwania ciąży. Wszyscy jednak wiedzą, że podziemie aborcyjne jest gigantyczne. Dlatego także w przypadku przemocy niezbędny jest kontekst.
Instytut Psychologii Zdrowia kilka lat temu przeprowadził stosowne badania w Warszawie. Wyszło, że większość badanych nie uznaje jednokrotnego uderzenia w twarz za przemoc w rodzinie. Za to wielokrotne już tak.
To jednak nie wyczerpuje tematu. Statystyki nie odzwierciedlają sytuacji także dlatego, że inny jest poziom wstydu, jaki towarzyszy ofiarom w Polsce, a inni chociażby w Szwecji. Jak zwraca uwagę Durda, tam powiedzenie "jestem ofiarą przemocy domowej" to jak powiedzenie "jestem ofiarą wypadku komunikacyjnego". Nikt nie zarzuci kobiecie, że zasłużyła na lanie. – A w Polsce zaraz będą rozważania: "czy może zrobiłaś coś, co go sprowokowało", "może po prostu musiał się tak zachować". Dlatego kobiety niechętnie o tym mówią – kwituje moja rozmówczyni.
W Polsce ofiary przemocy są wtórnie karane za to, że się "przyznały". Instytucje działają w swoim tempie. Często sprawa zgłoszona do sądu znajduje finał za dwa lata, a w tym czasie ofiara mieszka ze sprawcą, który wywiera nacisk. Dodatkowo przedstawiciele instytucji powtarzają czasem: "ale czy, to co pani mówi, to na pewno prawda?, "ale czy pani nie przesadza?", "czy to na pewno było tak bolesne?
