Jak ważny jest dobry kontakt z sąsiadem, uczył już hrabia Fredro w swojej "Zemście". Gdy Polacy masowo zaczęli wprowadzać się na wielkie osiedla, stosunki sąsiedzkie przeżywały renesans. Jeszcze niedawno wszyscy w naszym bloku się znali, pożyczali sobie sól, mąkę, cukier. Ci z parteru opiekowali dziećmi tych z II piętra. Czemu więc dziś nagle nikt się na klatce nie zna?
Jak obecnie wygląda sąsiedztwo na osiedlach wielkich miast najlepiej obrazuje historia, którą podzielił się na Facebooku reporter "Faktów" TVN Maciej Mazur. "Z życia osiedlowego w Warszawie. Ciepłe popołudnie, w garażu pod blokiem pompuję koło roweru. Przechodzi obok Pan. Koło 40-tki. Sam w garażu, a więc albo sąsiad, albo złodziej. Z twarzy niepodobny zupełnie do nikogo, ale stawiam, że jednak sąsiad. Blok w końcu spory. - Dzień dobry - zagaduję znad koła roweru. Pan przechodzi obok, przyglądając mi się uważnie. - Dzień dobry - powtarzam, przybierając jak najmilszą minę. - Przepraszam, my się znamy? - zapytuje Pan. - Nie, ale mówię dzień dobry wszystkim sąsiadom w bloku... - odpowiadam nieco zmieszany. Najmilsza z min nieco mi zrzedła. - Przepraszam, ja Pana nie znam - rzuca Pan i znika za drzwiami klatki schodowej..." - opisuje dziennikarz. Ten "Pan" być może przyglądał się z zaciekawieniem, gdyż twarz znana z ekranu telewizora nie pasuje specjalnie do takich zajęć, jak pompowanie koła. Może zastanawiał się "Mazur to, czy nie Mazur...".
Niepotrzebny sąsiad
Jednak takie historie przydarzyły się z pewnością niejednemu z nas. Gdy jeszcze wśród mieszkańców osiedli domków jednorodzinnych, gdzie mieszka się od pokoleń, spacer po ulicy trudno odbyć bez krótkiej pogawędki przy furtce sąsiadów, to w sporym bloku z wielkiej płyty trudno przejść z parteru na ostatnie piętro słysząc dobre słowo. Nawet, jeśli jakimś cudem działa winda, jej pasażerowie podróżują bez słowa i ze srogą miną. Starszych lokatorów to wciąż dziwi i od czasu do czasu to oni próbują przełamać pierwsze lody. Zazwyczaj kończąc podobnie, jak redaktor Mazur.
- To część zupełnie naturalnych mechanizmów, że robimy się coraz bardziej introwertyczni. Ma to związek także z tym, że coraz więcej rzeczy zaczynamy robić wirtualnie, jak zakupy czy podtrzymywanie kontaktów towarzyskich przez internet. Coraz mniejszą wagę przywiązujemy więc do relacji bezpośrednich - tłumaczy naTemat psycholog Maria Rotkiel z Laboratorium Psychorozwoju. I zwraca uwagę, że teraz sąsiad jest już większości z nas po prostu zbyteczny. - Sąsiad był potrzebny, kiedy potrzebowaliśmy mieć poczucie bliskiej relacji, kogoś na wyciągniecie ręki. Gdy się patrzy na społeczności lokalne, wiejskie, widzimy sąsiadów siedzących przed domem. My to samo robimy za pośrednictwem sieci, poczucie bliskości podtrzymując w internecie - twierdzi.
Na nowych osiedlach izolowanie się to już normalka. Standardem jest, że po wprowadzeniu się nikt nie szuka kontaktu z pozostałymi mieszkańcami. Czasem zdarza się, że akurat coś wiercimy, malujemy i wtedy brakuje jakiegoś narzędzia. I wówczas pojawia się szansa na nawiązanie nowych przyjaźni. Niestety coraz częściej pukając do drzwi obok z zapytaniem o wiertło, pędzel itp. dowiadujemy się, że akurat tego sprzętu sąsiad nie ma, choć przed tygodniem widzieliśmy go z nim w ręku. O ile oczywiście w ogóle ktoś otworzy.
- Odwracanie się plecami do sąsiadów i brak zażyłych z nimi relacji wynika z rosnącej mobilności Polaków. W Warszawie powstały już dziesiątki nowych osiedli, zazwyczaj zamkniętych, do których ludzie wprowadzili się rok lub kilka lat temu. Dla Polaka to stosunkowo krótki okres znajomości na zmniejszenie dystansu, inaczej niż dla obywateli krajów Europy Zachodniej. Polacy są nieufni i żywią przekonanie, że inni mają zazwyczaj złe intencje. Żeby tę nieufność przełamać musi upłynąć zdecydowanie więcej czasu - ocenia w rozmowie z naTemat prof. UW, dr hab. Janusz Czapiński. Zdaniem naukowca, wynika to z tego, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu większość Polaków mieszkała w tym miejscu, w którym wychowała się wraz z dziećmi sąsiadów. Łatwiej było więc przełamywać barierę nieufności i przekonać się, że akurat do tych ludzi można mieć zaufanie.
"Niesamowicie wredny czepialski kapuś!"
Sąsiada wypada nie znać, a najlepiej nie znać i nie lubić. Ostatnio powstał nawet specjalny portal ułatwiający wyzłośliwienie się na lokatorów pobliskich mieszkań i wskazanie ich palcem. "Od kilku lat codziennie użerałem się z wrednym sąsiadem. Gdybym wiedział wcześniej, kto będzie obok mnie mieszkał, nigdy bym się nie przeprowadził!" - żalą się twórcy witryny Wredny-sasiad.pl i zachęcają odwiedzających ją internautów do wskazania, gdzie mieszkają najwredniejsi sąsiedzi w Polsce. W efekcie mapa naszego kraju jest już całkowicie pokryta czerwonymi ikonkami sąsiada, które mają ostrzec internautę przed wprowadzeniem się w okolice takich typów. Zasada jest prosta: nie podajemy imienia i nazwiska wrednego sąsiada, tylko jego adres i przywary. Tak więc możemy się dowiedzieć, że w pewnym wielkopolskim mieście mieszka pani, która "czepia się o byle co, denerwuje wszystkich", na południu mieszka pewien "czepialski kapuś", a w Trójmieście - małym zagłębiu wredoty jest taka jedna "niesamowicie wredna rodzinka, młodzi gorsi od starych". Dla równowagi serwis pozwala również zaznaczyć dobrych sąsiadów, ikonką niebieckiego ludzika. Tych na mapie można jednak znaleźć zaledwie kilka.
Jak zatem do tak wrednych sąsiadów przyjść na powitanie z ciastem, lub po przeprowadzce zaprosić do siebie na małą parapetówkę? - Przyjście takiego sąsiada może być traktowane wręcz jako najście. Z towarzyszącym temu podejrzeniem z tyłu głowy, że być może o coś mu chodzi, że ma w tym jakiś interes. W tym kierunku pójdziemy, jeśli nie nabierzemy trochę większego zaufania do bliźnich - mówi Janusz Czapiński. Zaznaczając, że na zmiany w mentalności Polaków się nie zanosi, ponieważ wskaźnik zaufania nie zmienia się od początku III RP. - Nic więc na to nie wskazuje, że za 10 lat będziemy się zachowywać inaczej. Na przykład tak, jak społeczeństwo amerykańskie i wprowadzając się do nowego mieszkania będziemy obchodzić wszystkich sąsiadów z drobnym poczęstunkiem lub zapraszać ich do siebie - ocenia ekspert.
Zupełnie obcy
Nikt przecież nie lubi, gdy po jego domu kręcą się obcy, a w rozmowie z nami Maria Rotkiel nie ma wątpliwości, że dzisiaj większość sąsiadów w blokach jest dla siebie obca. Bo jak mieli się poznać? - Pędząc na co dzień zatracamy też uważność spojrzenia na inne osoby i przestajemy wiedzieć, kto jest naszym sąsiadem. Ludzie latami mieszkają w blokach nie znając swoich sąsiadów, ponieważ wypadamy z domu w pędzie i tak samo do niego wpadamy. Wypadamy rano, wpadamy wieczorem i dom traktujemy jako sypialnię. A nasze główne życie toczy się poza nim. Czyli prędzej rozpoznamy kogoś pracującego w firmie obok, z kim spotykamy się w kawiarence czy na parkingu, niż naszego sąsiada - ocenia psycholog.
Dodając, że sąsiad nie jest już nawet potrzebny jako swego rodzaju stróż. - Teraz mamy monitoring, alarmy, mieszkamy w osiedlach zamkniętych. Swój dom traktujemy więc jako twierdzę, gdzie sąsiad jest już kimś obcym. Większą wagę przywiązujemy do tego, by mieć antywłamaniowe drzwi i dobry zamek, czy ochronę, niż do tego, że sąsiad może być ważny i pomocny. W razie zagrożenia nie będziemy krzyczeć o ratunek do sąsiada, a wykręcimy numer do ochrony lub włączymy alarm - podsumowuje.
To część zupełnie naturalnych mechanizmów, że robimy się coraz bardziej introwertyczni. Ma to związek także z tym, że coraz więcej rzeczy zaczynamy robić wirtualnie, jak zakupy i podtrzymywanie kontaktów towarzyskich przez internet. Ten bezpośredni kontakt przestaje być dla nas istotny.
dr hab. Janusz Czapiński
psycholog społęczny, prof. UW
Odwracanie się plecami do sąsiadów i brak zażyłych z nimi relacji wynika z rosnącej mobilności Polaków.[...] Generalnie Polacy są nieufni i żywią takie przekonanie, że inni mają zazwyczaj złe intencje. Żeby tę nieufność przełamać musi upłynąć zdecydowanie więcej czasu.
Pędząc na co dzień zatracamy też uważność na inne osoby i przestajemy zauważać, kto jest naszym sąsiadem. Ludzie latami mieszkają w blokach nie znając swoich sąsiadów, ponieważ wypadamy z domu w pędzie i tak samo do niego wpadamy.