Zwiększone patrole w okolicach Koloseum i Panteonu. Muzea i ambasady uważnie obserwowane przez uzbrojonych po zęby żołnierzy. Chaos w odległej zaledwie o kilkaset kilometrów od granic Włoch Libii i zapowiedź dżihadystów z ISIS o marszu na Rzym przeraziły Włochów. Media alarmują, że zagrożenie terroryzmem nigdy nie było bardziej realne.
– Jesteśmy na południe od Rzymu i go podbijemy – zapowiedzieli terroryści w opublikowanym dwa dni temu filmie pokazującym ich postępy w podporządkowywaniu sobie libijskich miast. Wszystko wskazuje na to, że groźby są realne, a włoskie porty stały się dla nich bramą do Europy. I, jak zapowiadają, przepustką do utworzenia na Starym Kontynencie kalifatu. Część analityków uważa, że zapowiedź marszu na Rzym, miasta, którego biskup jest głową Kościoła katolickiego, to "umieszczenie na plecach chrześcijan tarcz z celami". W takiej interpretacji podbój Wiecznego Miasta będzie realizacją idei świętej wojny.
Rzym w strachu „Corierre della Sera” pisze o trzech tysiącach żołnierzy, którzy zostaną oddelegowani do Rzymu z innych włoskich miast. Z apelem o honorowanie obietnicy ministerstwa spraw wewnętrznych zwrócił się do innych miast burmistrz Ignazio Marino. Żołnierze z ciężką bronią i w kamizelkach kuloodpornych pojawili się już pod ambasadą USA na via Veneto i ambasadą Libii; zwiększono także patrole na stacji kolejowej Termini i przystankach autobusowych.
Film "Podpisana krwią wiadomość do narodu krzyża", ukazujący bestialską egzekucję egipskich koptów, został nakręcony zanim włoski rząd zaczął rozważać zbrojną interwencję w Libii. Analitycy ostrzegają przed możliwym atakiem terrorystycznym, ale nie lekceważą także niebezpieczeństwa ze strony przemytników. Italia, od lat zmagająca się z problemem nielegalnych imigrantów z Afryki Północnej, musi teraz zmierzyć się z kolejnym – wśród ludzi szukających we Włoszech lepszego życia było najprawdopodobniej wielu bojowników ISIS. Mówi się o masowym exodusie imigrantów, zarówno z Libii, jak i Egiptu.
Powagę sytuacji pokazują statystyki – od początku bieżącego roku do wybrzeży Włoch przybiło 58 statków, na pokładzie których było ponad sześć tysięcy imigrantów i uchodźców. To o 100 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, który i tak pod tym względem był rekordowy.
"Dramatyczna sytuacja"
Włoskie media opisują sytuację jako „dramatyczną”, departament ds. imigracji alarmuje, że zwyczajnie nie ma miejsca – wczoraj do wybrzeży Lampedusy przybyło kolejnych 800 osób, dwukrotnie więcej, niż służby na miejscu mogą pomieścić. Minister spraw wewnętrznych Angelino Alfano zwołał spotkanie z szefem policji Alessandro Pansą i urzędnikami odpowiedzialnymi za imigrację, by opanować chaos. Włoscy politycy apelują o pomoc do Unii Europejskiej argumentując, że „kryzys humanitarny jest ewidentny, dramatyczny i wciąż się pogarsza”. Biorąc pod uwagę sytuacją w Libii, jest to z pewnością prawda.
Cztery lata po rewolucji, która przetoczyła się przez kraj i jego prezydenta Muammara Kaddafiego, bliskiego sojusznika Włoch kosztowała utratę władzy i życia, Libia pogrąża się w coraz większym chaosie. Jest rozdarta między walczącymi o władzę bojówkami i dwoma rządami – w Trypolisie i Tobruku. Terroryści spod znaku ISIS zdobyli dwa kluczowe porty – w Darnę i Syrtę. Coraz odważniej grożą Włochom.
Porty w rękach bojowników kalifatu
A Libia, pomijając fakt, że znajduje się bardzo blisko włoskich wybrzeży, to dla Włochów bardzo istotny partner gospodarczy, u którego wydobywają między innymi gaz i ropę. Włoski koncern ENI, który działa w Libii od przeszło 60 lat, w 2011 roku, a więc przed wybuchem Arabskiej Wiosny, wydobywał w kraju Kadafiego 250 mln baryłek ropy dziennie. To między innymi dlatego rząd Matteo Renziego rozważa interwencję militarną w Libii i apeluje do międzynarodowych organizacji o pomoc – uniemożliwienie terrorystom kontrolowania kraju oznaczałoby nieprzerwane dostawy ropy i gazu.
O powadze sytuacji władze Włoch wiedziały już wcześniej, uległa ona pogorszeniu, kiedy dwa libijskie porty zostały przejęte przez dżihadystów, jednak to szokujący film z egzekucji koptów i zapowiedź marszu na Rzym pokazały nie tylko poziom zagrożenia, ale i determinacji terrorystów. 15 lutego zamknięto włoską ambasadę w Trypolisie, która była ostatnim dyplomatycznym bastionem Zachodu w Libii.
Premier Matteo Renzi apeluje do Unii, by ta zwróciła baczną uwagę na sytuację we Włoszech. Przekonuje, że zagrożenie, przed którym stoją Włochy, to zagrożenie dla całej wspólnoty. Na razie szefowa europejskiej dyplomacji Federica Mogherini wybiera się na rozmowy z władzami USA i Egiptu, jednak – póki co – wyklucza "zaangażowanie militarne" Unii w Libii (Unia nie ma swojej armii). Specjalny wysłannik ONZ w Libii Bernardino Leon powiedział zaś w rozmowie z RadioUno, iż sytuacja w Libii jest jeszcze do opanowania, jednak „społeczność międzynarodowa musi reagować szybko”. W innym wypadku już niebawem sytuacja wymknie się spod kontroli.
Analitycy nie lekceważą zagrożenia, ale apelują o zdrowy rozsądek. – Te doniesienia wydają się przesadzone. ISIS jest w tej chwili osłabione przez przyłączenie się do koalicji antyterrorystycznej państw arabskich – Jordanii i Egiptu. Trudno więc przypuszczać, że będą w stanie podjąć działania na dużą skalę i przerzucić dużą liczbę bojowników do Europy. Logistyka ISI pozwala co najwyżej na przerzucanie oddziałów między państwami regionu – Irakiem czy Syrią, transportowanie większych jednostek na teren Europy wydaje się niemożliwe. Jeśli już, można się raczej spodziewać ataku przeprowadzonego przez samotnego wilka czy kogoś w rodzaju „active shooter” niż operacji na dużą skalę – mówi w rozmowie z naTemat specjalista ds. militarnych Centrum Badań nad Terroryzmem Krzysztof Boruc. Ekspert dodaje, że należałoby się raczej obawiać ekstremisty pochodzenia europejskiego niż kogoś, kto zostanie przerzucony do Europy z Bliskiego Wschodu czy Afryki Północnej.