Kiedy jako 18-latek zagrał w nominowanym do Oscara "Faraonie", wróżono mu świetlaną karierę w filmie. Minęło pół wieku, a Jerzy Zelnik jeśli pojawia się na scenie, to w towarzystwie polityków PiS, nie aktorów. "Stał się partyjnym funkcjonariuszem, karykaturalnym bojownikiem o wiarę" – mówią koledzy. A on odpowiada: "mam misję - głosić rzeczy piękne i prawdziwe".
U boku prezesa
– Wie pan, on jest już po drugiej stronie. Od momentu, kiedy przemówił z trybuny PiS-u, stał się politykiem. Jego prawo. A co my na to? No śmiejemy się, bo przecież on coś pieprzy – mówi naTemat aktor Krzysztof Kowalewski. To o Zelniku, który ledwie kilka tygodni temu wystąpił na konwencji kandydata PiS na prezydenta Andrzeja Dudy. Mówił, że "tu jest Polska, który nie porusza się w chocholim tańcu beznadziei", streścił życiorys Dudy i reklamował go jako idealnego prezydenta.
Może nie było to porywające wystąpienie, ale partii i kandydatowi bardzo potrzebne. Swoją obecnością na konwencji Zelnik po raz kolejny dał wyraz temu, że PiS może liczyć na poparcie aktorów o prawicowych poglądach, których on symbolicznie reprezentuje.
Robi to od 2010 roku. To wtedy po raz pierwszy zaangażował się po stronie PiS zapisując się do komitetu poparcia Jarosława Kaczyńskiego. Potem były inne partyjne imprezy, jak np. marsz 13 grudnia. Zaczęły się też występy w mediach, gdzie Zelnik pojawia się czy to w roli sympatyka PiS, czy konserwatysty i człowieka wierzącego.
Dwa dni temu na antenie TVN 24 pokłócił się np. z Krzysztofem Pieczyńskim. Poszło o Kościół, który jego adwersarz krytykował. "Jestem człowiekiem wolnym dzięki przyjaźni z Jezusem Chrystusem.(...) Bez kręgosłupa moralnego wkrada się anarchia" – odpowiadał Zelnik.
Wcześniej dyskutował m.in. z kojarzonymi z PO aktorami Anną Nehrebecką i Wojciechem Pszoniakiem. Wielokrotnie podkreślał, że w dzisiejszej Polsce czuje się jak w PRL-u, że niby jesteśmy wolnymi ludźmi, ale demokracja jest zagrożona, że jedyną nadzieją jest dojście do władzy Kaczyńskiego. Słowem – idzie w ślady Marcina Wolskiego, Jana Pietrzaka i innych, którzy mienią się niepokornym.
– Nie rozumiem po co mu to. Te wszystkie konwencje, występy, uściski z politykami. Ma swoje poglądy, zawsze podkreśla swoją wiarę, ale angażując się w politykę naraża się na śmieszność. Na prawdę nie rozumiem – komentuje Kowalewski.
Przebudzenie smoleńskie
No właśnie – po co? Jak inni aktorzy z prawej strony (choćby znana z "Plebanii" Katarzyna Łaniewska), Zelnik tłumaczy swoje zaangażowanie "odruchem serca", który nastąpił po katastrofie smoleńskiej. Otwarcie przyznaje też, że jeszcze kilka lat temu z PiS-em było mu nie po drodze. Na początku poprzedniej dekady wspierał nawet PO.
– Byłem jednym z członków sympatyków u samych początków tej partii, wraz z Danielem Olbrychskim, Piotrem Machalicą. Był rok 2001, uczestniczyłem nawet w kilku zebraniach założycielskich PO. A z czego to wynikało? Na pewno z mojego charakteru, bo zawsze miałem skłonność do płynięcia pod prąd, nie lubiłem merdać ogonem przed władzą. Ujął mnie konserwatywno-liberalny światopogląd nowego ugrupowania – opowiada w wywiadzie dla "wSieci".
Platformą szybko się rozczarował i do 10 kwietnia 2010 roku unikał politycznego zaangażowania.
Choć Zelnik ostatecznie przyjął rolę zwolennika i pomocnika PiS, przy każdej okazji powtarza, że generalnie woli mówić o wartościach niż o polityce. To też powód, dla którego koledzy mu się dziwią. – Jurek od kilku lat nie jest na aktorskim etacie. Coś tam grał w serialach, ale niewiele. Zarabia jeżdżąc po Polsce i dając koncerty czy spektakle, m.in. w kościołach. To człowiek niesłychanie ideowy i ja wierzę, kiedy mówi, że poświęca się ojczyźnie. Ale ta polityka... Nie wiem, na co mu to – podkreśla jego znajomy.
Zelnik te swoje wyjazdy nazywa "misją". W reportażu dla "Uwagi" TVN powiedział, że chce głosić "rzeczy piękne i prawdziwe". – A czy z tego wynika jakieś przesłanie polityczne czy religijne? Na pewno gdzieś tam jest – stwierdził.
Emerytowany faraon
W cieniu politycznej aktywności Zelnika znalazło się aktorstwo. 70-letni aktor, znany przede wszystkim z "Faraona" Kawalerowicza, ale także kilku innych filmów, już właściwie nie gra. Daniel Olbrychski, kolega z planu, a jednocześnie aktor o zupełnie innych poglądach, mówił w "Uwadze", że zasmuca go widok Zelnika jako działacze politycznego: – Wolałbym Jurka widzieć na ekranie – skomentował.
Zelnika w roli aktora wolałby też Jan Lityński, doradca prezydenta Komorowskiego i działacz opozycji w PRL. – Mam do niego sentyment. Znamy się od lat - w latach 60. jeździliśmy razem na kolonie. Dziś mamy bardzo różne poglądy, a ja myślę sobie, że szkoda, że zamiast na scenie teatru występuje na scenie z politykami. Tym bardziej, że bardzo wcześnie zaczął karierę aktorską i jego rola w "Faraonie" była imponująca – mówi naTemat.
Sam zainteresowany o aktorstwie mówi już rzadziej. Jeśli już, to w kontekście "konsekwencji zawodowych", jakie rzekomo spotykają go w związku z jego publicznymi wypowiedziami. I tak się nimi nie przejmuje. – To cena, którą warto zapłacić. Żeby kiedyś, za św. Pawłem, móc powiedzieć: „W dobrych zawodach uczestniczyłem” – powiedział "Przewodnikowi Katolickiemu".
– Chrześcijanin nie może być leniwy, nie może migać się od dawania świadectwa. Bo kiedy milczą ludzie dobrej woli, kiedy są obojętni, zło wygrywa bardzo łatwo. Na szczęście coś zaczyna się zmieniać, wielu, wielu Polaków się budzi. Idzie zmiana, czuję to, jak czułem przed powstaniem „Solidarności” – podsumował.
Miałem po 2005 r. żal do Prawa i Sprawiedliwości, że takich sobie dobrał koalicjantów. Rozumiałem – sejmowa matematyka – ale niesmak jednak był. Mimo to doceniam dorobek tej ekipy. (..)Po tragedii smoleńskiej nie miałem wątpliwości, że muszę stanąć przy Jarosławie Kaczyńskim. To był odruch serca i wniosek rozumowy.