Kto skorzysta, kto straci, ile to będzie kosztowało i co będzie miał z tego przeciętny obywatel – odpowiadamy na najważniejsze pytania o ustawę o odnawialnych źródłach energii.
Sejm przyjął dziś ustawę o odnawialnych źródłach energii. Pomoże ona m.in. sprostać oczekiwaniu UE, która wymaga, by do 2020 roku 20 proc. naszej energii pochodziło ze źródeł odnawialnych (np. wiatr, energia słoneczna i biogaz). W ustawie zawarto regulacje dotyczące tego, jak państwo przez następne 15 lat będzie wspierało OZE, by osiągnąć taki pułap. Dzięki niej teoretycznie każdy obywatel będzie mógł zostać tzw. prosumentem.
2. KIM JEST PROSUMENT?
Ktoś, kto produkuje prąd nie tylko na własne potrzeby, ale też na sprzedaż. Jeśli masz kawałek ziemi, ogródek, dach czy odpady roślinne lub zwierzęce, możesz zainstalować wiatraki, panele fotowoltaiczne albo biogazownię. Do momentu przyjęcia ustawy o OZE było to nieopłacalne. Owszem, można było sprzedać prąd innym, ale dostawało się za niego tylko 80 proc. ceny, którą za energię elektryczną otrzymują elektrownie. Od tej pory będzie inaczej – będziesz oszczędzał i zarabiał.
3. ILE ZAROBISZ ZA WYTWORZONY PRĄD?
Sejm zdecydował, że państwo przez 15 lat będzie gwarantowało posiadaczom takich przydomowych mikroinstalacji o mocy do 1kW odkup “zielonej” energii po cenie gwarantowanej i wyższej niż rynkowa. Wstępnie ma to być zarobek w wysokości 75 gry/kWh (w przypadku większych instalacji nieco mniejszy).
Krótko mówiąc - będzie się opłacało inwestować w domowe elektrownie. Zwolennicy tego rozwiązania twierdzą, że inwestycja w urządzenie OZE zwróci się po 8-10 latach. 15-letnia gwarancja ceny będzie zachęcała też obywateli do brania kredytów na instalacje, co spowoduje upowszechnienie energii odnawialnej.
4. CZEGO DOTYCZYŁY KONTROWERSJE?
Od kilku tygodni wokół projektu ustawy o OZE toczyły się burzliwe dyskusje. Chodziło przede wszystkim o to, że projekt w opisanym wyżej kształcie został zmieniony przez senatorów. Senatorowie nie chcieli zagwarantować producentom z przydomowych elektrowni stałej, wyższej ceny skupu prądu.
Zaproponowali, by stała cena (tzw. taryfy gwarantowane) została zastąpiona prawem do odsprzedaży nadwyżek energii za 210 proc. średniej rynkowej ceny z poprzedniego roku(dla wszystkich instalacji do 10 kW). Aktywiści z Koalicji Klimatycznej przekonywali, że to mało – około 40 groszy za kWh – zbyt mało, by opłacało się inwestować. W dodatku brak gwarantowanej ceny mógłby przełożyć się na mniejsze możliwości kredytowe potencjalnych prosumentów.
W ostatecznym sejmowym głosowaniu odrzucono jednak senatorską poprawkę i powrócono do pierwszego kształtu ustawy.
5. JAKIE ARGUMENTY “ZA”, JAKIE “PRZECIW”?
Zwolennicy OZE na pytanie, kto skorzysta na nowej ustawie, odpowiadają “wszyscy”. Pierwsze i najważniejsze - zwykli ludzie będą oszczędzać prąd i zarabiać na sprzedaży nadwyżki (według szacunków w ciągu czterech lat powstanie 204 tys. mikroinstalacji). Poza tym energetyka odnawialna stworzy nowe miejsca pracy (np. montaż i konserwacja instalacji), zmniejszy uzależnienie od węgla (a więc także zanieczyszczenie powietrza) i w dłuższej perspektywie doprowadzi do spadku cen energii.
Druga strona, na na czele z rządzącą PO, która nie chciała taryf gwarantowanych, też ma swoje argumenty. Platforma komunikowała, że zbyt szybki rozwój OZE pociągnie za sobą dodatkowe koszty, że sztywne stawki szkodzą idei prosumenckości, bo zachęcają do zarobku (ludzie mogą tylko sprzedawać zamiast korzystać z prądu) i że może dochodzić do nadużyć.
Jeden z posłów PO podał taki przykład: skoro ustawiamy sztywną stawkę 75 gr, to można sobie wyobrazić sobie sytuację, w której zamiast wytwarzać prąd z minielektrowni ktoś pobiera z sieci tańszą energię (np. za 60 groszy) i sprzedaje drożej o 0,15 zł.
6. PRĄD BĘDZIE DROŻSZY CZY TAŃSZY?
Kluczowe dla obywateli pytanie, na które nie ma prostej odpowiedzi. Jak wspomniałem, entuzjaście OZE mówią o taniej energii “w dłuższej perspektywie”. Wcześniej ktoś będzie musiał jednak dokładać, skoro prosumenci mają zarabiać więcej niż płacimy za energię koncernów. Tak, za wsparcie dla zielonej energetyki zapłacimy wszyscy w rachunkach za prąd – np. w postaci tzw. opłaty OZE (w 2015 wynosi 2,27 zł/MWh).
Kontrargument? Owszem, źródła odnawialne są na razie droższe od konwencjonalnych, ale właśnie po to, by się rozwijały, trzeba je dotować. Za kilka lat za prąd zapłacimy mniej. Znów pojawia się jednak kolejne pytanie, czy dla oszczędności i zarobku kilkuset tysięcy osób oraz perspektywy niższych cen w przyszłości warto obciążać wyższymi rachunkami 16 mln odbiorców?
7. JAK PRZEBIEGAŁA WOJNA LOBBY?
Na pierwszy rzut oka dyskusja o ustawie dotyczyła wyłącznie OZE, ale tak naprawdę za kulisami rozgrywał się pojedynek wagi ciężkiej. Z jednej strony wielkie koncerny i elektrownie węglowe, którym nie w smak rozwój OZE, z drugiej - m.in. producenci urządzeń do produkcji minielektrowni. Interesy w energetyce opartej na węglu kontra interesy w energetyce odnawialnej.
Przed przyjęciem ustawy uczestnicy dyskusji wzajemnie oskarżali się o sprzyjanie jednej ze stron. Rafał Grupiński z PO mówił np. o tym, że "kryje się niebezpieczeństwo", że posłowie, którzy głosowali za ustawą, ulegli lobby producentów paneli fotowoltaicznych. Aktywiści ekologiczni twierdzili z kolei, że parlamentarzyści Platformy są przeciwni rozwojowi OZE, bo mają interesy w spółkach energetycznych.
Rozstrzygnięcie sugerowałoby, że wygrało lobby odnawialnych źródeł. Czas pokaże, czy wygrali też obywatele.