Nikt tak dobrze nie przedstawi sukcesów polityka jak on sam. Tym bardziej, jeśli dzięki pełnionemu urzędowi ma urzędników, którzy się chwaleniem zajmą i prezydencki dostęp do mediów. Sposób, w jaki Bronisław Komorowski walczy o reelekcję wskazuje, że uważa się niemal za wzorzec z Serves prezydentury. Postanowiliśmy to sprawdzić.
Bronisław Komorowski jest wyraźnie zadowolony ze swojej prezydentury. Podkreśla swoje wysokie poparcie społeczne, przypomina o doświadczeniu, którym przewyższa konkurencję i przypomina liczne inicjatywy. I o ile wyraźnie widać, że dobrze czuje się w Belwederze, to początek kampanii wyborczej jest dla niego trudny. Podobnie było pięć lat temu, kiedy wysokie tempo kampanii powodowało liczne błędy i wpadki.
Trudne początki
Dlatego w naszym barometrze kampanii naTemat pojawiło się sporo krytycznych opinii o aktywności prezydenta. Podobnie w naszym serwisie wyborczym. Komentatorzy domagają się jednak, aby oderwać się od kampanii i ocenić pięć lat prezydentury. Spróbujmy to zrobić.
Choć Komorowski został zaprzysiężony 6 sierpnia 2010 roku, funkcję głowy państwa pełnił od katastrofy smoleńskiej. Jeszcze w czerwcu zgłosił Sejmowi kandydaturę Marka Belki na prezesa NBP. Z jednej strony pośpiech był wskazany, bo nadal walczyliśmy z kryzysem finansowym. Z drugiej - kiedy ujawniono nagrania kelnerów, Komorowski pewnie żałował wyboru. Od kilku miesięcy pojawiają się spekulacje, że Belka nie zostanie na drugą kadencję.
Zagranica i bezpieczeństwo Początek prezydentury to nawiązywanie kontaktów zagranicznych (Bruksela, Berlin, Paryż, ale i łotewski Dynenburg, skąd pochodzi rodzina prezydenta). Komorowski wykorzystał swoje kompetencje konstytucyjne i zmienił rolę Rady Bezpieczeństwa Narodowego, wprowadzając zasadę reprezentacji wszystkich sił parlamentarnych. Szybko okazało się, że nie ma właściwie żadnych realnych efektów takiego ruchu.
Dowodzone przez Stanisława Kozieja Biuro Bezpieczeństwa Narodowego szybko dokonało przeglądu polskiej polityki bezpieczeństwa, wystosowało rekomendacje, ale nie mają one żadnej mocy prawnej. Niemal pięć lat zajęło Pałacowi Prezydenckiego nakłonienie rządu do zakupu nowych samolotów dla najważniejszych osób w państwie. Wcześniej udało się tylko opracować nowe zasady realizowania lotów VIP.
Bezproduktywna aktywność
Poza tym Komorowski chwali się liczbą wizyt, setkami nadanych profesur czy tysiącami obywatelstw RP przyznanych obcokrajowcom. Trudno jednak uznać, że ma to jakikolwiek realny wpływ na życie pozostałych 38 mln Polaków. Prezydent jest trochę jak królowa brytyjska - to raczej symbol państwa, nie organ mający realny wpływ. To jednak wątek w znacznie szerszej dyskusji: nad rolą prezydenta w polskim systemie politycznym. Bo z jednej strony głowa państwa ma silny mandat społeczny, z drugiej niewielkie możliwości jego realizowania.
Nawet polityka zagraniczna i obronna są realizowane w ścisłym porozumieniu z odpowiednimi ministrami. Trudno jasno wykazać, który z sukcesów w tych dziedzinach jest zasługą rządu, a który prezydenta, ale łatwo się domyślić, który z ośrodków ma większą moc sprawczą. To nie oznacza, że prezydent nie ma nic do powiedzenia. Przeciwnie - może inicjować, napominać, zwracać uwagę.
Uległ rządowi
Tak jest na przykład z kwestiami cyberbezpieczeństwa, którymi od 2014 r. zajmuje się BBN. Wyraźnie widać, że współpraca Komorowskiego z Tomaszem Siemoniakiem układa się dobrze, co też jest wartością.
Ale Komorowski nie zatrzymał szkodliwych inicjatyw rządu. Na przykład z radością podpisał ustawę o walce z dopalaczami, która okazała się zwykłą grą pod publiczkę. Tak jak doprowadzenie do przywrócenia 51-proc. zniżki dla studentów, co prezydent obiecywał jeszcze w czasie kampanii wyborczej.
Największy grzech
Jednak największym chyba grzechem prezydenta jest bierne przyglądanie się demontażowi systemu emerytalnego. Prezydent zgodził się zarówno na zmniejszenie składki do OFE, jak i na odebranie im części aktywów. I choć przesłał zmiany do Trybunału Konstytucyjnego, to wnioski prezydenta nie dotyczyły istoty rzeczy. Komorowski zablokował też cięcia w administracji, które przygotował rząd.
Prezydent dwukrotnie (po zamieszkach podczas organizowanego przez narodowców Marszu Niepodległości) podchodził do zmiany prawa o zgromadzeniach publicznych. W 2011 roku po raz pierwszy zorganizował też marsz "Razem dla Niepodległej", który z roku na rok przyciąga coraz większą liczbę ludzi i stanowi ważną przeciwwagę dla niemogącego poradzić sobie z chuliganami marszu narodowców.
Historia
Polityka historyczna zajmuje u Komorowskiego poczesne miejsce, prezydent wykonuje wiele symbolicznych gestów, które mają docenić zapomnianych bohaterów historii. Na tym polu równie intensywnie działał jego poprzednik Lech Kaczyński. Komorowski otwiera kolejne miejsca pamięci, odsłania pomniki, a nawet nadaje nazwy autostradom. Pewnie dlatego tak dobrze dogaduje się z prezydentem Niemiec Joachimem Gauckiem. Z tym, że jego odpowiednik zza Odry nie jest wybierany w głosowaniu powszechnym.
Wartością jest rozwinięcie Forum Debaty Publicznej. Sama dyskusja jest potrzebna, ale przydałoby się też wyciągać z niej jakieś wnioski, które ostatecznie przyjęłyby kształt ustaw. Tymczasem dopiero przed wyborami Pałac Prezydencki proponuje modyfikację reformy emerytalnej i wprowadzenie postulowanej przez związkowców możliwości przechodzenia na emeryturę nie po przekroczeniu 67. roku życia, a po przepracowaniu odpowiedniego okresu.
Tak samo w polityce prorodzinnej, którą Komorowski stawia na piedestale. Tyle, że to Władysław Kosiniak-Kamysz ma narzędzia, by realizować to, co uradzą eksperci na debatach u prezydenta. Wszystkie nowe inicjatywy prezydenta, takie jak kolejne wyróżnienia gospodarcze czy fora dyskusji to substytuty prawdziwej poważnej aktywności. Pokazują, że prezydentura w Polsce ma zbyt małe uprawnienia w stosunku do sposobu wyboru, czy raczej sposób wyboru głowy państwa jest zbyt poważny, jak na kompetencje, jakimi ten urząd dysponuje.