Paweł Kmieć ma 32 lata i ciągle bawi się klockami Lego Technic. Jest jednak mały szczegół w porównaniu do tych klocków, które zna większość z nas. Jego modele mają napęd na cztery koła, czterobiegową skrzynię biegów albo siedemnaście silników. O swoim hobby wydał już dwie książki, które zostały przetłumaczone na kilka języków. Jakby tego było mało, ma najpopularniejszy na świecie kanał na YouTube o Lego Technic. Mało kto wie, że jest Polakiem i mieszka w Warszawie.
Dawno temu. Pilnuję, żeby nie leżały na podłodze, trzymam je na biurku, a te, które spadną od razu podnoszę. I nie robię kroku bez kapci – takie BHP. Nadepnięcie jest bardzo bolesne, to fakt.
Jak zaczęło się twoje hobby?
Tak jak u większości dorosłych fanów klocków: poznajesz je w dzieciństwie jako zabawkę, potem dorastasz i klocki przegrywają z hormonami lądując na strychu – bo wyrzucić przecież szkoda. Dopiero później, kiedy zaczniesz zarabiać, pojawia się myśl: czy te klocki są jeszcze na strychu, i czy zestawy z dziecięcych marzeń da się dostać na Allegro? A krótko potem: zarabiam za mało. Dla mnie taki moment przyszedł w trakcie studiów. Miałem ochotę pomajsterkować, a prościej było ściągnąć klocki ze strychu niż kupić Alfę Romeo.
Kim jesteś z wykształcenia?
Anglistą, ale nie pracuję w zawodzie. Od prawie 10 lat zajmuję się grafiką komputerową i w tej chwili pracuję na zlecenia z domu.
Przecież twój zawód i wykształcenie nie są związane ze ścisłymi naukami.
Tak, Lego Technic jest domeną inżynierów, a ja nie mam z nimi zupełnie nic wspólnego. Po prostu od dziecka lubiłem odkrywać co jak działa i dlaczego. Teraz zdarza mi się dostawać pytania od inżynierów o funkcje któregoś modelu. Po wydaniu mojej pierwszej książki o klockach napisał do mnie inżynier lotnictwa z amerykańskiego Boeinga. Stwierdził, że nauczył się z niej czegoś nowego, to było miłe.
Z twoich statystyk na YouTube wynika, że w ostatnim roku najczęściej oglądali cię widzowie z USA, potem Niemiec, Rosji, a dopiero na czwartej pozycji jest Polska. Dlaczego?
Wychodzę z założenia że skoro publikuję na serwisie międzynarodowym, a nie np. na Wrzucie, nie ma sensu zamykać się na 98% jego użytkowników. Polacy zresztą dobrze rozumieją angielski, więc taka formuła jest zwyczajnie przystępna. Chciałbym jakoś zadbać o polskich widzów, ale nie bardzo widzę zrobienie tego od strony produkcyjnej, film musiałby mieć kilka ścieżek audio. Z kolei w USA tworzenie z Lego to popularne hobby wśród dorosłych, chociaż niekoniecznie w dziedzinie Technic, która wymaga jednak pewnej wiedzy z dziedziny fizyki i mechaniki.
Widzę, że z klocków da się nawet zrobić automatyczną skrzynię biegów, a czego się nie da?
Hydrauliki. Klocki przeciekają, niewiele z nich robi się tak, żeby były szczelne, stąd mechanizmy oparte na płynach, jak np. sprzęgło hydrauliczne, są nie do przeniesienia w świat Lego.
Nad czym teraz pracujesz?
Kończę model Audi R8. Ma prawie wszystko to, co prawdziwy samochód: zawieszenie, napęd na cztery koła, czterobiegową skrzynię biegów, silnik V12 z ruchomymi tłokami i wysuwany spojler...
I po co to wszystko?
Należę do ludzi, którzy muszą coś robić, bo ich rozniesie, a poza tym lubię podnosić sobie poprzeczkę, widzieć postęp w tym, co robię. Tak naprawdę, chociaż staram się pokazywać co i jak działa i dzielić pomysłami z innymi, to buduję dla własnej rozrywki. Po prostu: mam ochotę pobawić się wózkiem widłowym – więc buduję sobie wózek widłowy.
Ile masz w domu kilogramów klocków?
Nie jestem pewien, ale z kilkadziesiąt. Na pewno mam ponad 100 tys. części, ale wbrew pozorom nie jest to duża liczba jak na wieloletniego hobbystę. Znam ludzi, którzy klocki kupują na kartony, a w domach mają osobne pokoje wyłącznie do ich składowania. Nasze środowisko dzieli się na budowniczych i kolekcjonerów – dla pierwszych gotowe zestawy są tylko źródłem części, dla drugich powodem do dumy, nierzadko umieszczanym na honorowym miejscu w gablotce. Jako budowniczy staram się kupować klocki tylko w razie potrzeby i jak najmniej – to kosztuje, a nad większą liczbą klocków trudno zapanować.
A jak je zdobywasz?
Kupuję przez internet: Allegro albo przez międzynarodową platformę Bricklink. Skupia ona ludzi z całego świata, którzy kupują zestawy i sprzedają z nich osobne części. Opłaca się to każdemu, bo ja nie muszę kupować całego zestawu dla kilku klocków, a sprzedawca w sumie zarabia na tym więcej niż wydał.
Nie otrzymujesz klocków od Lego?
Od kilku lat jestem oficjalnym recenzentem linii Technic, dzięki czemu dostaję nowe zestawy kilka miesięcy przed premierą. Ustalamy termin, od którego mogę je pokazać, co daje mi czas na sfilmowanie recenzji. To fajny rodzaj wsparcia, na którym korzystają widzowie, Lego i ja. Wielu widzów uzależnia swoje plany zakupowe od moich ocen.
Jak wygląda planowanie konstrukcji?
Pierwszy krok to szukanie blueprintu, czyli schematu prezentującego rzuty danej maszyny z boku, przodu, góry itd. Największym ich źródłem jest serwis The-Blueprints.com. Taki schemat pozwala mi obliczyć wymiary, jakie powinien mieć mój model, żeby zachować proporcje oryginału. Bywa, że dla zachowania dokładności mierzę też niektóre kąty. To daje mi pojęcie o wielkości modelu, a więc również o ilości miejsca jaką będę miał do wykorzystania w jego wnętrzu. Decyduje także jakie mechanizmy do niego trafią.
Następnym krokiem jest zadbanie o wygląd – staram się szukać dokumentacji, która określa jakie są wersje np. danego czołgu, jakimi szczegółami się różnią, jakie mają oznaczenia, jak je malowano. Dużym wyzwaniem są oczywiście maszyny historyczne, gdzie często przesądza najmniejszy szczegół – kształt reflektora, położenie niepozornej klapki. Przy pracy nad jednym z modeli pochłonąłem kilka książek, ale kiedy zebrał pochwały od prawdziwych czołgistów i trafił na fanpage World of Tanks, wiedziałem że było warto.
Twoja najbardziej skomplikowana konstrukcja to…?
Amerykańska ciężarówka-holownik, która miała siedemnaście silników. Ważyła ponad 5 kilogramów i konieczne było poprowadzenie w jej wnętrzu specjalnych szybów wyłącznie na kable, których było tam w sumie prawie 19 metrów. Zanim w ogóle zacząłem ją budować, około pół roku spędziłem na zakupach, starając się przewidzieć czego będę potrzebował i szukając okazyjnych cen.
Skąd bierzesz części, by tak idealnie wszystko odwzorowywać?
Klocki to sztuka aproksymacji. Na ogół nie ma gotowego elementu Lego mającego dokładnie taki kształt, o który nam chodzi. Trzeba go więc przybliżyć za pomocą wielu drobnych klocków, często składając je pod skomplikowanymi kątami albo z drobnymi przesunięciami. Klocki muszą oczywiście być oryginalne, bo przyjął się kodeks purysty, którego naruszenie psuje odbiór modelu. Nie ma w nim miejsca na klejenie, cięcie czy używanie części firm trzecich. Wyjątkiem są elementy takie jak sznurki czy gumki, wielu z nas robi też własne nalepki.
Klocki narzucają oczywiście ograniczenia – są pewne minimalne wymiary części poniżej których nie sposób zejść, i np. skrzynia biegów w przeciętnym modelu jest znacznie większa niż w prawdziwym samochodzie. Te ograniczenia są jednocześnie ciekawym wyzwaniem – przykładowo Lego nie produkuje teraz świateł, które migają, więc kiedy chciałem, żeby jeden z moich modeli miał kierunkowskazy, musiałem rozwiązać to mechanicznie, z silnikiem i przekładnią, która na przemian włączała i wyłączała wybraną parę świateł. Taki mechanizm zajął prawie ćwierć modelu, ale działał bez zarzutu.
Jak wyglądała twoja współpraca z Lego?
Kilka lat temu moja aktywność w internecie i poziom moich modeli przyciągnął uwagę ludzi odpowiedzialnych za Technic. Udostępniono mi prototypy kilku elementów, których wprowadzenie na rynek rozważano. Nie wolno mi było pokazać ich publicznie, ale prywatnie mogłem robić z nimi wszystko, co przyszło mi do głowy, po czym pisałem raport o tym, jak oceniam dany element, do czego bym go wykorzystał.
Później ruszył program recenzji, który, jeśli chodzi o zestawy Technic, obejmował do niedawna zaledwie trzy osoby na świecie. Odbyłem też roczną kadencję jako ambasador Lego na Polskę – jest to rola łącznika pośredniczącego w kontaktach między fanami z danego kraju a centralą firmy. Ciekawa rola, bo Lego widzi swojego odbiorcę wyłącznie w dzieciach. Są świadomi takiego zjawiska, jakim są budujący dorośli, ale traktują nas jako kuriozum, z którym nie do końca wiadomo co począć. Zresztą nie można ich winić po historii jaką wywinął pan Libera budując z klocków obóz koncentracyjny – on się spełnił artystycznie, a my mamy teraz przerąbane.
Napisałeś już dwie książki o klockach, jak to się stało?
Był taki moment kiedy zauważyłem, że sporo osób ma problem z kołami zębatymi, które są podstawą całego Lego Technic. Miałem i znałem w zasadzie wszystkie z nich, napisałem więc duży artykuł po angielsku, na tyle udany że linkuje do niego m.in. strona wydziału inżynierii Uniwersytetu w Cambridge.
Przyciągnął on też uwagę wydawcy ze Stanów, No Starch Press, który zaproponował że wyda książkę o klockach jaką napiszę. Chciałem dobrze wykorzystać taką okazję, więc spędziłem półtora roku nad "Nieoficjalnym Przewodnikiem Konstruktora Lego Technic", który jest w praktyce 350-stronicowym kompendium mechaniki stosowanej. Zabawnie zrobiło się kiedy przyszła pora wydać polską edycję, bo pisałem od razu po angielsku, więc nie było z czego, poza tym polski wydawca zlecił przekład zanim zorientował się, że to książka Polaka.
Co robisz, kiedy nie budujesz?
Jeżdżę w długie rowerowe trasy, wspinam się, amatorsko gram na basie. Lego to fantastyczne hobby, ale staram się żeby tym właśnie pozostało – hobby. Czasem buduję dzień po dniu, czasem nie dotykam żadnego klocka tygodniami. To przyjemność, nie obowiązek.
Można zarabiać na klockach Lego?
Oczywiście, ale nie jest to łatwe. Najprostszy sposób, czyli sprzedawanie swoich modeli, tworzy masę problemów – od ceny wyjściowej, która musi być sumą wielu zakupów, wielu opłat za przesyłkę części np. z Niemiec, i jakiejś przecież robocizny, po transport czegoś co jest stertą jako tako połączonych plastikowych klocków, aż po wsparcie, które wypadałoby zapewnić klientowi jeśli w modelu wystąpi jakaś awaria. To wszystko składa się na zaporowe ceny, poza zasięgiem większości osób prywatnych, ale nie firm, które chcą czasem zamówić model np. swojego nowego samochodu. Sam nie sprzedaję swoich modeli, mam większą satysfakcję z pisania.
Niektórzy starają się zarabiać sprzedając instrukcje do własnych modeli, co nie zawsze widziane jest dobrze, takie instrukcje są też piracone albo modele z nich zbudowane przedstawiane jako własne. Nową i dla wielu atrakcyjną metodą zarobku jest wynajmowanie swoich modeli na wystawy.
Trzymasz wszystkie modele w swoim pokoju?
Nie, rozbieram każdy z nich. Tylko tak mogę podołać swojej pasji finansowo. Wiele osób to dziwi, ale dla mnie atrakcją jest proces budowania, nieustanne trafianie na problemy i szukanie rozwiązań. Skończony model to koniec atrakcji – owszem, sfilmuję go, napiszę o nim, ale potem jest już tylko zbiorem części które proszą się o nowe zastosowanie. Wtedy przychodzi smutna pora demontażu, zawsze nudna i męcząca, bo klocki Technic mają szczególnie mocne łączenia, a rozbiórka modelu z kilku tysięcy części wraz z ich segregacją potrafi zająć cały dzień.
Która konstrukcja zabrała ci najwięcej czasu?
Wspomnianą ciężarówkę-holownik z 17 silnikami budowałem w sumie ponad rok, oczywiście z przerwami. Od pewnego czasu pracuję nad modelem polskiej łodzi podwodnej ORP Orzeł z II wojny światowej.
Będzie pływać?
Nie, bo nie ma skutecznej metody uszczelnienia modelu tej wielkości, o tak złożonych kształtach. Będzie to konstrukcja bardziej wystawowa – długa na 60 cm, ze śrubami, sterami i wieżyczką poruszanymi przez silniki, ale stojąca na podstawce.
Czy jest jakiś pojazd, który bardzo chcesz zbudować, a jego plany są trudno dostępne?
Polski czołg koncepcyjny PL-01. Bardzo ciekawa, nowatorska konstrukcja czołgu lekkiego w technologii utrudniającej wykrycie, która odbiła się echem na świecie. Wiele osób sugerowało mi budowę modelu, problem w tym, że na razie zobaczyliśmy tylko tzw. demonstrator, a finałowy prototyp ma zostać pokazany w 2016 roku. Chciałbym się wstrzymać do momentu, kiedy ilość dostępnej dokumentacji pozwoli mi zbudować wierny model.
Nie chcieli zatrudnić cię w Lego?
Nie, nigdy. Jednym z powodów jest fakt, że to, co robię dla siebie bardzo się różni od tego, z czym musi mierzyć się projektant. Mnie ogranicza wyobraźnia i portfel, projektanta cała lista wymogów i limitów – zestaw musi się mieścić nie tylko w przewidzianej cenie, ale i w z góry ustalonym pudełku. Rozmiary pudełek określają sprzedawcy, Lego natomiast stara się, żeby zdjęcie na froncie pudełka przedstawiało naturalną wielkość zestawu. Projektant musi więc tworzyć wewnątrz ściśle określonych wymiarów. Większe zestawy powstają miesiącami, budowane są dziesiątki prototypów, które testuje się na grupach fokusowych z dziećmi.
Inny powód to sztywna polityka firmy Lego. Chętnie zatrudniani są adepci projektowania przemysłowego, wzornictwa czy rzeźbiarstwa, natomiast bycie fanem klocków nie jest jednoznacznie widziane jako zaleta. Szkolenie projektanta Lego trwa czasem pół roku – być może firma woli ludzi bez doświadczenia z klockami od takich, których najpierw trzeba oduczyć pewnych nawyków.
Jakiej wartości są dziś klocki, które posiadasz?
Tak naprawdę to wolę nie wiedzieć, na pewno wydałem już więcej niż nakazywałby zdrowy rozsądek. Są to pewnie okolice kilkunastu tysięcy złotych, ale pocieszam się, że klocki są inwestycją, nie tracą na wartości. Mogę je w każdej chwili odsprzedać, szczególnie jeśli chodzi o zestawy – każdy zestaw wychodzi z produkcji po kilku latach i natychmiast zaczyna drożeć na rynku wtórnym.
Niektórzy specjalizują się w skupowaniu wielu egzemplarzy szczególnie dużych i atrakcyjnych zestawów, których nie otwierają i przechowują w stanie magazynowym. Dziesięć lat później taki zestaw potrafi się sprzedać za kilka tysięcy złotych.
Można odezwać się do Lego z prośbą o konkretną część?
Jeśli to część, która powinna być w zestawie, a jej zabrakło, oczywiście. Lego oferuje doskonałe wsparcie klienta, tzw. Customer Service, i często dosyła brakujące elementy. Jeśli natomiast mowa o kilku tysiącach części na własny projekt – praktycznie nie ma takiej możliwości. Za co być może należałoby dziękować panu Liberze.
Drukarka 3D nie wchodzi w grę według waszego kodeksu?
W zasadzie nie, chociaż części drukowane w 3D są taką nowością, że nie mają jeszcze ogólnie przyjętego miejsca wśród hobbystów. Serwis Shapeways pełen jest np. kół zębatych kompatybilnych z Lego, ale o innych rozmiarach. Kilka z nich mam, jestem pozytywnie zaskoczony jakością. Otwiera to ogromne możliwości, ale z drugiej strony chyba za dużo ułatwia.
Masz takie chwile, że się wściekasz, gdy nie możesz czegoś zrobić?
Jasne, dlatego buduję kilka rzeczy na raz. Czasem jest z tym bałagan, ale na ogół pozwala mi to odetchnąć, przeskoczyć z jednego projektu na drugi zanim mi się przeje.
Co o twoim hobby myśli rodzina?
Zdecydowanie popiera, zresztą rodzice sami mnie w to wplątali, więc teraz muszą robić dobrą minę. Prawie zawsze mile zaskakuje mnie odzew na to, co robię – nierzadko filmuję modele w miejscu publicznym i nie spotkałem się dotąd z krytyką. Wydaje się, że ludzie doceniają kreatywne hobby, a ja raczej nie spełniałbym się w kanapingu wyczynowym.
Ktoś ci w ogóle pomaga?
Czasem przy filmowaniu, nigdy przy budowie. Buduję według planu, który mam w głowie, więc szybciej zrobię coś sam, niż wytłumaczę komuś o co mi chodzi.
Co na to wszystko twoje chomiki?
Chyba polubiły przejażdżki pociągiem na gapę, poza tym polegam na szlachetnej sztuce łapownictwa i każdy występ kończy się jakimś smakołykiem. Chomiki trochę ożywiają ten nieruchomy plastikowy świat, szczególnie że filmując nie jestem w stanie przewidzieć co zrobią. Czasem pozwolą się sfilmować za kierownicą samochodu jeżdżącego po pokoju, czasem uprą się żeby dać nura do bagażnika.
Co ciekawe, bawią ludzi w każdym wieku – dostaję wiadomości od rodziców oglądających filmy razem z dziećmi, i trudno im powiedzieć, komu podobało się bardziej. Są nawet widzowie którzy czekają głównie na chomicze przygody i są rozczarowani, kiedy w filmie nie pojawia się "wkładka mięsna".
Oddałeś kiedyś komuś jakiś swój model?
Nie, natomiast do kilku modeli zrobiłem instrukcje, które opublikowałem za darmo. Miło jest potem dostać zdjęcia kopii swojego modelu stojącej na kominku kogoś z drugiego końca świata, mniej miło było zobaczyć taką kopię sprzedawaną za bajońskie sumy na eBayu albo wystawioną na Stadionie Narodowym. W jednym i w drugim nie ma teoretycznie nic złego, szkoda tylko że nikt nie zadał sobie trudu podania, skąd wziął się taki model.
Jak drogie jest to hobby?
Bardzo, do tego stopnia że praktycznie wszyscy polegamy na zakupach przez internet. Już ceny zestawów określane przez firmę są wysokie, a polskie sklepy nie żałują sobie jeśli chodzi o marże. W dodatku Lego stosuje przelicznik dolar:euro jak 1:1, co skazuje całą Europę na sięganie głęboko do kieszeni. Sam chętnie ściągam klocki z Niemiec i Holandii. Najgorzej mają jednak kolekcjonerzy zestawów limitowanych, szczególnie figurek Lego. Niektóre z nich można dostać np. tylko na jakiejś wystawie – ich późniejsze ceny sięgają tysięcy dolarów.
Dużo jest w Polsce takich osób jak ty?
Kilkaset, skupionych w stowarzyszeniach Zbudujmy.to oraz LUGPol jeśli chodzi o dorosłych. Na młodszych czeka Klub Młodych Fanów Lego, czyli KMFL. Mamy kontakt przez fora internetowe, spotykamy się w różnych miastach, co roku organizujemy wystawy i zawody. Tylko czekam, kiedy ktoś zacznie spotkania AL – Anonimowych Legoholików.
Co poleciłbyś początkującym tak, by nie zrazili się od razu do Lego Technic?
Pewne typy modeli są prostsze na start od innych – na przykład ciężarówka, która ma proste kształty i dużo miejsca na mechanizmy, albo czołg który jest zasadniczo pudełkiem z gąsienicami. Doskonałą szkołą budowania są oczywiście oficjalne zestawy i warto zacząć od ich przerabiania. Ciężarówka z lawetą może stać się ciężarówką z dźwigiem – to tylko kwestia inwencji, zresztą każdy zestaw Technic to instrukcje do dwóch różnych konstrukcji z tych samych klocków – z tym że drugą znajdziemy często tylko w internecie.
Jak sam siebie byś określił?
Jestem 32-letnim facetem, który wozi chomiki pociągami z klocków.