Gdy zwykły człowiek zaczyna myśleć o samobójstwie, często ratunku szuka w Kościele, ale gdzie z podobnym problemem powinien udać się ksiądz? Rosnąca liczba samobójstw wśród polskich księży pokazuje, że o ratunek w takiej sytuacji bardzo trudno, a z duchowieństwie dzieje się coś naprawdę złego. Jak zwracają uwagę sami księża, szczególnie źle jest w diecezji tarnowskiej.
Do ostatniej tragedii doszło tam 19 kwietnia. Ksiądz Wojciech, wikary w parafii św. Elżbiety Węgierskiej w Starym Sączu, nie przyszedł na lekcję religii do szkoły, w której uczył. Gdy jej dyrektorka zadzwoniła na plebanię, dowiedziała się, że ksiądz nie żyje. Kilka godzin wcześniej popełnił samobójstwo w swoim mieszkaniu. Po śmierci ks. Wojciecha w okolicy pojawiły się plotki, że przyczyną jego dramatycznego odejścia było uwikłanie się w romans z zamężną kobietą. Jej partner miał się o tym dowiedzieć i nakryć kochanków.
Ludzie w Starym Sączu spekulują, że młody wikary nie wytrzymał wstydu i postanowił ze sobą skończyć, stając się tym samym już siódmą noszącą sutannę ofiarą samobójstwa w diecezji tarnowskiej w ostatnich miesiącach. Na pewno o przyczynach samobójstwa księdza nic jednak nie wiadomo. - Mam prawo do intymnego przeżywania tej tragedii, proszę wybaczyć - powiedział lokalnym mediom proboszcz zmarłego, ks. Marek Tabor.
Dlaczego, pytają tylko najodważniejsi
Małomówna w kwestii samobójczych śmierci kolegów jest większość księży z Sądecczyzny. A wielu z nich znało zmarłych. Życie odbierają tam sobie bowiem nie tylko młodzi kapłani, ale i starzy, doświadczeni duszpasterze, wikarzy i proboszczowie. W imieniu kolegów coraz głośniej występują więc bardziej znani i może nieco odważniejsi koledzy. Szczególnie ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który niestrudzenie walczy o ujawnienie prawdy o polskim Kościele jako instytucji. - W zeszłym roku otrzymałem od trzech księży z diecezji tarnowskiej list skierowany do mnie i do redakcji „Gazety Polskiej” z prośbą o zajęcie się sprawą samobójstw księży. Przysłali oni pełne informacje, że na przestrzeni ostatnich lat samobójstwo popełniło sześciu księży, a 25 odeszło z kapłaństwa i że sytuacja w tej diecezji jest zła - powiedział wczoraj portalowi Fronda.pl. O problemie od dawna pisze też w felietonach w "Gazecie Polskiej" i na swojej stronie internetowej. Głośno sugeruje, że winnym dramatów księży był ich przełożony, czyli abp Wiktor Skworc, który dzisiaj włada metropolią katowicką, ale do ubiegłego roku przez ponad 12 lat opiekował się diecezją tarnowską.
Nieco szerzej problem próbuje przeanalizować inny odważny duchowny, jezuita o. Jacek Prusak. "Coś złego dzieje się w diecezji, która z jednej strony ma najwyższą liczbę księży i powołań, z drugiej zaś najwyższy wskaźnik samobójstw wśród duchownych. Trudno mi powiedzieć w czym leży problem, ale z pewnością nie jest on związany z jedną osobą (tylko diabłem czy ordynariuszem diecezji). Ponieważ samobójstwo popełniają księża w różnym wieku, o dużej różnicy lat w kapłaństwie, i na różnych stanowiskach w Kościele, teoria jednoczynnikowa raczej się nie sprawdzi" - pisze na stronach portalu katolickiego Deon.pl. Wzmianka o diable jest nieprzypadkowa, ponieważ tak zaczynają sobie tłumaczyć samobójczą serię sądeccy wierni. Bo jak to możliwe, że w tak głęboko wierzącej społeczności i zagłębiu powołań, gdzie liczba kandydatów do seminarium wciąż jest na poziomie tej z najlepszych lat polskiego Kościoła, księża nagle stają przeciw woli Boga?
Gorszący diabeł
Dla wielu wierzących Polaków samobójstwo to bowiem wciąż największy grzech, którego przyczyn nie próbują szukać w problemach psychicznych, depresji czy mobbingu. Na lokalnych forach internetowych, które coraz bardziej żyją tym tematem, można przeczytać wiele takich komentarzy, że dusze księży, którzy za sprawą diabła np. powiesili się w kościele, wciąż po świątyniach krążą. Na tak spektakularne odejście zdecydował się jeden z pierwszych tragicznie zmarłych duchownych, ks. Stanisław - proboszcz z maleńkiego Pogwizdowa. Popełnił samobójstwo wieszając się na stule zaczepionej o chór. - Targnięcie się na życie jest zgorszeniem, czymś szokującym, co rodzi plotki. Trzeba to przeciąć. Taka seria samobójstw duchownych u nas to jest ewenement na skalę europejską - podkreślił wczoraj ks. Isakowicz-Zaleski. Jednocześnie zaapelował do władz kościelnych, w tym kard. Stanisława Dziwisza, o dogłębne zbadanie tych przypadków.
Zdaniem doświadczonego przez los kapłana, który w czasach PRL przeszedł niejedno, samobójczych nastrojów wśród duchownych nie można zwalić na tzw. nagonkę, której obecnie podlegają. Izakowicz-Zaleski podkreśla, że przecież to dotyczy nie tylko tarnowskich księży (tam raczej wciąż mają naprawdę wysoki status społeczny), a całego kraju. Dodając, że nawet jeśli księża stracili ostatnimi czasy poważanie społeczeństwa, to i tak ich sytuacja nie jest przecież tak trudna, jak w czasach komunizmu. - Pamiętam czasy stanu wojennego czy komunizmu, gdy nagonka była o wiele większa. Jest dziś szarpanie duchownych, ale nie są to represje czy prześladowania. W komunizmie wytrzymywano tą presję - ocenia. Na lokalny charakter problemu w swoich rozważaniach wskazywał również o. Prusak. "Z pewnością jednak problem nie tkwi w samych kapłanach, którzy odebrali sobie życie. Problemy mają bowiem nie tylko księża w diecezji tarnowskiej, w odróżnieniu jednak od nich nie szukają dla nich rozwiązania w śmierci. Z jakiegoś powodu niektórzy duchowni tarnowscy boją się żyć z własnymi słabościami, nie wierzą w moc nawrócenia, i nie mają zaufania w pomoc ze strony swoich przełożonych i współbraci w kapłaństwie" - napisał w swoim felietonie.
Przyczyny bywają różne...
Choć od czasu II Soboru Watykańskiego Kościół uznaje, że samobójcy nie działają świadomie, zatem z rozmysłem nie stają przeciwko Bogu, w społecznościach katolickich wciąż taka śmierć wzbudza wielkie emocje. Szczególnie, gdy dotyczy to księży. I nie tylko w Polsce postawieni przed ścianą decydują się na taki czyn. W ubiegłym roku desperacki akt dwóch księży zaszokował kolumbijskich wiernych. W głównej mierze dlatego, że duchowni postanowili rozwiązać wszystkie życiowe problemy... zlecając swoje zabójstwo płatnemu mordercy. Księża Rafael i Richard chcieli, by w ten sposób przestano mówić o ich wieloletnim homoseksualnym związku. Do podjęcia tak drastycznego kroku skłoniło ich również to, że u Rafaela stwierdzono AIDS.