Polscy żołnierze pojadą szkolić Ukraińców. – Na wyszkolenie wyspecjalizowanych podoficerów nie wystarczy czasu – zauważa w “Bez autoryzacji” Zbigniew Bujak, bohater “Solidarności” i członek Komitetu Obywatelskiego Solidarności z Ukrainą. Dodaje, że nie poprze Bronisława Komorowskiego, bo prezydent jest współodpowiedzialny za zbyt niskie zaangażowanie na Ukrainie.
Minister obrony zaczął mówić konkretami w sprawie wysłania na Ukrainę żołnierzy, którzy będą szkolić podoficerów. Czuje pan, że to także rezultat pańskiego apelu sprzed kilku tygodni?
Chciałbym tak myśleć, ale teraz mogę powiedzieć tylko: lepiej późno niż wcale, i lepiej cokolwiek niż nic. Jestem zmartwiony sytuacją na wschodzie, bo, realistycznie oceniając, w kwietniu zacznie się rosyjska ofensywa. Jeżeli tak, to na wyszkolenie podoficerów wyspecjalizowanych nie wystarczy czasu. Podoficerów piechoty Ukraina ma, i to genialnych, doświadczonych miesiącami tej wojny. To my moglibyśmy się uczyć.
Natomiast potrzebują oficerów łączności, dowódców czołgów czy dział samobieżnych. Jestem podoficerem, starszym kapralem, mam doświadczenie w szkoleniu i nie potrafię sobie wyobrazić jak w ciągu 4-6 tygodni można takich podoficerów wyszkolić. Ale mimo tego powtarzam: lepiej późno niż wcale.
Wysłanie żołnierzy to uspokajanie naszego sumienia i tuszowanie bezczynności czy pierwszy krok do zrobienia czegoś więcej?
Traktuję to jako pierwszy krok do poważnego zaangażowania się w ten konflikt, w którym Ukraińcy biją się o swoją i naszą wolność. To krok spóźniony, słaby, nawet nie krok, tylko kroczek.
Jaki powinien być kolejny krok?
Mój apel sprzed kilku tygodni koncentrował się na dostarczenie broni tam, gdzie ona jest najbardziej potrzebna, na front. To można zrobić dzisiaj, w ciągu kilku godzin, zapakować sprzęt na samochód i wysłać go na wschód. Przede wszystkim sprzęt do łączności razem z oficerami, którzy nauczą Ukraińców go obsługiwać. To byłby właściwy krok. Problem jest taki, że nasza dyplomacja i nasze służby nie mają w ogóle pojęcia, gdzie skutecznie ten sprzęt posłać.
To znaczy, że ten polski sprzęt nie trafiłby tam, gdzie powinien?
Nasi przyjaciele Ukraińcy mają nadal ogromny problem z infiltracją tych szczebli centralnych przez agenturę moskiewską. Ale to trzeba wiedzieć, a wiedząc to, trzeba pomyśleć jak to ominąć. Jasnym punktem jest Poroszenko oraz Rada Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy. To organ konstytucyjny, zlustrowany, nie ma agentów, pracują tam sprawni ludzie i operację pomocy należy prowadzić pod jego nadzorem. Każdy kraj, który ma sensowny wywiad, mówi, że pomoc należy przekazywać bezpośrednio do dowódców batalionów. W przeciwieństwie do Polski, część państw wie, jak to zrobić.
W sprawie Ukrainy z prezydenckiej stawki najbliżej pańskich poglądów jest Paweł Kukiz, który nawet woził kamizelki kuloodporne na Majdan. Poprze pan go?
Na pewno mojego poparcia nie dostanie już prezydent Komorowski. To on powinien być tą osobą, która kreuje polską politykę pomocy. On i jego zaplecze powinni mieć świadomość, że to byłoby budowanie najważniejszego dla nas sojuszu. Niestety, jego polityka może w tym przeszkodzić. A na pewno nie pomaga.
Poza tym prezydent ma na swoim sumieniu okres bardzo intensywnego wspierania Janukowycza, z taką nadzieja i przekonaniem, że to człowiek, który zmierza do Europy. Dzisiaj wiemy, że nie tylko nie zmierzał, ale pod przykryciem tego oddawał ją Putinowi. I to niestety skutecznie.
Fakt, że my, bliski sąsiad, sojusznik, nie byliśmy w stanie wychwycić tych procesów, pokazać konsekwencji, wręcz przyczyniliśmy się do omamienia UE, skutkuje tym, że utraciliśmy status kraju rozumiejącego Ukrainę. Nie możemy już współkreować polityki wobec Ukrainy. I nie będzie nam łatwo odzyskać tego statusu.
A Kukiz?
On z ogromnym zastrzeżeniem mówił i pisał o broni.
Tak, wskazywał, że tylko uzbrojenie obronne.
Same kamizelki i kaski to już jest minimum. To uchroni wielu ludzi, ale nie to zdecyduje o końcu tej wojny. To nie Ukraińcy ją zaczęli, więc nie powinno być żadnych intelektualnych wahań. Pan Duda wycofał się z tego, co powiedział, że pomoc Ukrainie jest czymś, o czym należy rozmawiać. Oczywiście, że tak! Oczywiście! Trzeba o tym mówić.
Być może dzisiaj jedyną szansą na uniknięcie regularnej wojny ukraińsko-rosyjskiej jest wprowadzenie kontyngentu pokojowego ONZ. To nie będzie łagodna, spokojna misja. Ci tzw. separatyści to często regularni terroryści, widzieliśmy to w Charkowie. Kontyngent musi być przygotowany także do użycia broni. To nie będą miłosne pieszczoty, trzeba być przygotowanym.
Ci żołnierze muszą być przygotowani do radzenia sobie z akcjami terrorystycznymi, także przeciw sobie. Powinni tam jechać żołnierze tylko z tych krajów, które od początku były przygotowane, by wspierać wojskowo Ukrainę: Litwini, Gruzini, Finowie mają dobre doświadczenie. Liczę na Szwecję, Wielką Brytanię, bo tam od początku było duże zrozumienie dla daleko idącej pomocy dla Ukrainy.