Ojciec z wózkiem wywołuje konsternację? Zmienianie pieluch jest takie niemęskie? Nie dla Polaków! Już co trzeci tata skorzystał z dwutygodniowego urlopu ojcowskiego, a liczba ta może być coraz większa. Sprawdziliśmy, jak radzili sobie z nim świeżo upieczeni ojcowie.
Tak dobrze jeszcze nigdy nie było, bo choć przywilej obowiązuje od stycznia 2010 roku, panowie niespecjalnie garnęli się do zostania przez dwa tygodnie w domu z maluchem. Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", przez pierwszy miesiąc funkcjonowania ustawy na urlop ojcowski poszło... 75 ojców. Ale już w 2013 roku z przywileju skorzystało 28,5 tysiąca mężczyzn. W 2014 było ich już 129,4 tys.!
Co na to pracodawca?
Niewielka popularność urlopów ojcowskich mogła wynikać po prostu z niewiedzy, i to nie tylko po stronie samych ojców, ale także ich... szefów oraz ze zwykłej niechęci udzielania dodatkowych czternastu wolnych dni.
– Pracodawca nigdy nie jest szczęśliwy, kiedy pracownik znika mu na dwa tygodnie, ale ja już wcześniej lojalnie uprzedzałem, że będę chciał z tego urlopu skorzystać, więc wielkiego zaskoczenia w firmie nie było – wspomina Wojciech Płuciennik, tata niespełna rocznego Piotrusia. Z kolei Mateusz Gajek, nauczyciel nie miał z wzięciem urlopu żadnego problemu. – Pracuję w szkole, dyrekcja sama przypomina o takiej możliwości. Dwa tygodnie zastępstw nie robią wielkiej różnicy – wspomina.
Urlop ojcowski?
Mężczyzna, kiedy urodzi mu się dziecko, ma prawo do skorzystania z dwutygodniowego urlopu ojcowskiego. Musi spełnić jednak pewne warunki. Tego typu świadczenia nie należy jednak mylić z przejmowaną od matki dziecka częścią urlopu macierzyńskiego (przez wielu nazywaną urlopem tacierzyńskim). Czytaj więcej
źródło: msp.money.pl
Również Przemysław Włodarski nie spotkał się z problemem ze strony szefa, chociaż w jego zawodzie (pracuje w agencji reklamowej) posiadanie dzieci jest czymś niecodziennym, a już chęć stworzenia rodziny wykraczającej model 2+2 jest wręcz niespotykana. – Urlop wymagał po prostu dobrej organizacji czasowej, dogrania tematów, dobrego rozdzielenia obowiązków – wylicza Przemek.
Temat urlopów ojcowskich (nie wspominając już o tacierzyńskich), to jednak wciąż trochę tabu, zaś widok taty zmieniającego pieluszki niektórych nadal napawa konsternacją. Wielu ojcom te dwa tygodnie służą więc po prostu do załatwienia formalności, których po pojawieniu się na świecie nowego człowieka nie brakuje. – Zarejestrowałem Piotrusia w USC, jeździłem po przychodniach - wspomina Wojciech. To często także rajd po sklepach w poszukiwaniu wyprawki, którą nie zawsze zdąży się skompletować przed porodem.
Co na to żona?
Ale urlop ojcowski to nie tylko papierkowa bieganina. W życiu małżeństwa (zwłaszcza tego, które dopiero co zostało rodzicami) pojawia się nowy człowiek, który wymaga nieustającej opieki i uwagi. Trudno, żeby wymęczona porodem kobieta sama opiekowała się maluchem.
Także dla żony Wojtka jego pomoc w pierwszych dniach życia Piotrusia była niezwykle ważna. – Na początku jest mnóstwo zajęć. Przewijałem, nosiłem na rękach, karmiłem, usypiałem, wstawałem w nocy, żeby żona trochę pospała. Kobiecie nie jest łatwo z marszu ogarnąć wszystkie sprawunki w tak drastycznie nowej rzeczywistości – podkreśla Wojciech. I dodaje z przymrużeniem oka, że dzięki urlopowi niepotrzebna była pomoc teściowych, które odwiedziły wnuczka nieco później, kiedy świeżo upieczeni rodzice zdążyli się już uodpornić na wszelkie „dobre rady”.
Dla Przemka Włodarskiego urlop ojcowski był oczywistością, zwłaszcza kiedy na świecie pojawiło się trzecie i czwarte dziecko (bliźnięta). Jego żona za każdym razem rodziła przez cesarskie cięcie, więc w okresie rekonwalescencji to on pielęgnował niemowlęta.
Ten czas był dla niego szczególnie ważny także z perspektywy pokazania starszym dzieciom, że przecież nadal są kochane, cieszą się zainteresowaniem rodziców i nie zostaną zepchnięte na dalszy plan przez młodsze rodzeństwo.
Mit o... micie niemęskości
Jakie są reakcje przechodniów na widok ojca, pchającego wózeczek z dzieckiem? – Jarosław wyprowadza cztery psy, z wózkiem chodzę ja. Ale nie wiem, co dziwnego w tym, gdyby było odwrotnie? – zastanawia się Paula Grzyb-Ciupińska, która przyznaje, że zna tylko jednego weekendowego tatę, niepotrafiącego zmieniać pieluch. To raczej niechlubny wyjątek.
Mateusz Gajek zapewnia, że nigdy nie spotkał się z dziwnymi spojrzeniami czy uwagami, kiedy szedł na spacer z trójką dzieci. A ze zmianą pieluch nie obnosi się jakoś publicznie, więc nie wywołuje publicznego zgorszenia i skandalu na miarę zmiany pieluchyw restauracji w towarzystwie Agnieszki Kublik.
Chyba mit o niemęskości zajmowania się dzieckiem odchodzi powoli do lamusa.
Odwagi nie zabrakło za to Jarosławowi, mężowi Pauli. Choć u nich to troszkę inna sprawa, bo obydwoje prowadzą własną działalność gospodarczą i pracują w domu. Córeczką zajmują się więc na zmianę. Paula śmieje się, że obowiązki męża jakoś specjalnie przez to nie wzrosły, jest na pół-urlopie tacierzyńskim. Mateusz zapewnia z kolei, że nie można nazwać niemęskim czegoś, co wyraża troskę i miłość ojca do dzieci. Dla niego urlop ojcowski mógłby trwać dłużej, choć pewnie dla pracodawców byłoby to spore wyzwanie. Przyznaje jednak, że po każdym takim urlopie powrót do pracy jest dotkliwszy, a głód przebywania z dziećmi jeszcze większy...
Nie wyobrażam sobie tych pierwszych dwóch tygodni sama z taką nieprzewidywalną bombą płaczu.
Przemek Włodarski
Możliwość wspólnego przejścia przez to doświadczenie zbliżyła nas do siebie, a ja, przebywając z dzieckiem dzień po dniu, łatwiej wszedłem w rolę ojca.
Wojciech
Większość moich dzieciatych znajomych przyznaje, że kąpiel to domena taty. Mamy doceniają silniejsze ręce do noszenia maluszka. Fakt, że mężczyźni zaczynają robić rzeczy, które dotychczasowo robiły kobiety i odwrotnie, zawsze budzi kontrowersje. Czasy się zmieniają, uwarunkowania również, ale zawsze jakaś cześć społeczeństwa będzie chciała tkwić w umysłowym średniowieczu. Mnie nie przeszkadza to, że autobusem kieruje kobieta. Tak samo nie śmieję się, kiedy słyszę, że kolega planuję zostać na tacierzyńskim. Raczej po cichu zazdroszczę mu odwagi...