Wizualna strona kampanii Magdaleny Ogórek jest równie słaba jak merytoryczna. Nie odpowiada też dzisiejszym standardom grafiki użytkowej. – To, co widzimy w kampanii Magdaleny Ogórek robiła ślepa grupa. Dzisiaj Photoshop może wszystko – mówi Andrzej Pągowski, jeden z najbardziej cenionych polskich grafików.
Leszek Miller już na początku kampanii wyborczej przyznał, że SLD ma ograniczone środki na jej prowadzenie. To widać, bo kandydatka tej partii na prezydenta nie przejawia niemal żadnej aktywności. Ale widać to także jeśli spojrzy się na oprawę graficzną kampanii Magdaleny Ogórek. Nawet dla osoby zupełnie pozbawionej poczucia estetyki różnica między kampanią Ogórek a tym, co pokazują pozostali kandydaci, jest uderzająca.
Ważne szczegóły
Oczywiście w każdej kampanii wyborczej najważniejszy jest program. Ale nie można się obrażać na osiągnięcia marketingu politycznego. Ładna wizualnie kampania pokazuje, że sztab dba o szczegóły, że jest skupiony nie tylko na treści, ale i na formie przekazu. Poza tym wyborcy po prostu zwracają na to uwagę, więc lekceważąc tę sferę kandydat na jakikolwiek urząd robi sobie krzywdę.
Tak jest w przypadku Magdaleny Ogórek, której grafiki są po prostu brzydkie i siermiężne. Podpisy na zdjęciach są wykonane Helveticą, najbardziej pospolitą czcionką w internecie. Grafik nie zadał sobie trudu, by pobawić się kolorami czy wielkością liter. Do tego trudno zrozumieć decyzję o umieszczeniu u dołu zdjęć biało-czerwonego paska. Chyba każdy wie na urząd prezydenta jakiego kraju kandyduje Magdalena Ogórek.
Niewykorzystane atuty
Te grafiki są archaiczne, ale jeszcze znośne. Inaczej niż tragiczne banery na błękitnym tle, które namawiają internautów do zbierania podpisów czy przysyłania Ogórek swoich opinii. O jednej z nich było głośno, bo zdjęcie kandydatki wykonano z takiej perspektywy, że wygląda, jakby była bez ręki. Tym samym graficy nie wywiązali się z podstawowego zadania: nie sprawiać problemów.
– Mój komentarz nie jest skierowany przeciw pani Ogórek, życzę jej jak najlepiej, bo uważam, że polska scena polityczna potrzebuje lewicy – zastrzega na początku rozmowy Andrzej Pągowski, jeden z najbardziej cenionych polskich grafików. Mimo tego, jego ocena jest miażdżąca dla Ogórek, a właściwie dla jej sztabu. – Pani Ogórek jest piękna i to problem, bo sztab powinien to wykorzystać, a robi wszystko, żeby to zniweczyć – mówi.
Masa drobnych wpadek
Rozmówca naTemat wymienia szereg szczegółów, na które profesjonalista powinien powinien zwrócić uwagę. – Na zdjęciu ze spotkania z Martinem Schultzem nie powinno być widać tłumaczki, nie powinno być bufetu z napojami ani wystającego zza pani Ogórek jej współpracownika – wylicza Pągowski. – Jeżeli kandydatka mówi “piszcie do mnie, czekam” to nie może patrzyć w przestrzeń, tylko w oczy czytelników – dodaje. Na każdym ze zdjęć grafik dostrzega po kilka błędów, na które profesjonalista nie może sobie pozwolić.
Jednak błędy zdarzają się nie tylko w samej edycji zdjęć, ale już na etapie robienia fotografii. Widać to na przykładzie zdjęcia z Zitą Gurmai z PES. – Panie są oddalone od siebie, stykają się tylko policzki. Ta mowa ciała jest ważna, niedostrzegalna na pierwszy rzut oka, ale ważna. Do tego ten grymas zaciśniętych ust, tak charakterystyczny dla Magdaleny Ogórek. To się rzuca w oczy, ktoś powinien dbać o takie szczegóły – przekonuje Andrzej Pągowski.
Słabo na obrazku, słabo w internecie
Nasz rozmówca ocenia, że aby kampania była “rzetelnie zrobiona” od strony wizualnej, trzeba wydać ok. 100-200 tys. złotych. – To, co widzimy w kampanii Magdaleny Ogórek robiła ślepa grupa. Dzisiaj Photoshop może wszystko. A tutaj wygląda na to, że mają jeden zestaw zdjęć z jednego wystąpienia i na nich się opierają. Widać, że nie zrobili żadnej profesjonalnej sesji kandydatki – zauważa Andrzej Pągowski.
W grafice użytkowej nie liczy się tylko estetyka, ale też funkcjonalność. Strona internetowa Magdaleny Ogórek wygląda bardzo skromnie. Trudno jednak odnieść wrażenie, że to wcale nie efekt podążania za najnowszymi trendami designu internetowego, ale po prostu oszczędności i braku inwencji u grafików. Strona Ogórek wygląda, jakby pisał ją amator HTML-a.
Nie tylko pieniądze
Jak mówią nam proszący o anonimowość eksperci z branży, szacunkowy koszt witryny Ogórek to kilka tysięcy złotych (nie więcej niż pięć). Dla porównania, stronę Andrzeja Dudy wyceniają na ok. 50 tys. Oczywiście różnica między kampanijnymi budżetami Dudy i Ogórek jest ogromna, ale nawet w obliczu ograniczonych środków wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy to niewiele, a inwestycja szybko się zwróci.
Tym bardziej, że Ogórek wypada blado nie tylko na tle dwójki głównych pretendentów, ale i reszty stawki. Dobrze wyglądają serwisy internetowe Anny Grodzkiej, Janusza Palikota czy Janusza Korwin-Mikkego. Te komitety mają dużo mniej pieniędzy, ale wiedzą, że dzisiaj inwestycja w stronę www to podstawa. Z każdej z wymienionych stron można dowiedzieć się czegoś nie tylko o życiorysie i programie kandydata, ale też o najbliższych spotkaniach czy możliwości skontaktowania się ze sztabem.
U Ogórek to zadanie ma teoretycznie spełniać integracja z mediami społecznościowymi: Twitterem i Facebookiem. Ale to oba okienka zostały bardzo niezgrabnie wkomponowane w układ strony. Poza tym na razie komunikacja przebiega w jednym kierunku: Ogórek nie dyskutuje z internautami.
Ogórek naciskała, by kampanię przygotowywała wybrana przez nią agencja - opisywał w "Rzeczpospolitej" Andrzej Stankiewicz. Jak widać, grafikom zabrakło doświadczenia w tak specyficznej dziedzinie, jak polityka. Akurat tutaj niewiele różnią się oni od samej Ogórek.