
– Gdyby mnie pani zapytała, co powinna zrobić grupa polityków, która nie zgadza się z działaniem Hanny Gronkiewicz–Waltz, powiedziałbym, że powinna otwarcie protestować. Tylko, że władze Bemowa protestują aż nazbyt otwarcie, a używając takiej a nie innej retoryki już na starcie grzebią szanse na tej sprawy wygranie – mówi dr Olgierd Annusewicz, politolog i zastępca dyrektora Ośrodka Analiz Politologicznych UW.
Konflikt na Bemowie rozpoczął się tuż po wyborach samorządowych. To wtedy urzędująca prezydent Warszawy zapowiedziała, że nie udzieli nowemu zarządowi dzielnicy pełnomocnictw niezbędnych urzędnikom do działania, jeśli Ci będą związani z odwołanym kilka tygodni wcześniej Jarosławem Dąbrowskim.
Sam Dąbrowski natomiast był zamieszany w tzw. „aferę bemowską”. Podał się do dymisji, gdy ujawniono nieprawidłowości do jakich miało dochodzić podczas jego kadencji. A chodzi m.in. o przypadki nepotyzmu czy nieefektywne wykonywanie obowiązków przez byłych burmistrzów.
Wybrany w wyborach samorządowych Krzysztof Zygrzak był bliskim współpracownikiem Dąbrowskiego, zatem HGW, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, nie udzieliła mu swoich pełnomocnictw. Zamiast tego na Bemowo wysłała dwóch pracowników Ratusza. To z nimi zarząd dzielnicy miał uzgadniać wszystkie decyzje. Nowo wybrany burmistrz nie chciał i do dziś nie chce jednak z nimi współpracować. Czytaj więcej
