Hanna Gronkiewicz–Waltz została przez swoich przeciwników nazwana "Putinem Warszawy".
Hanna Gronkiewicz–Waltz została przez swoich przeciwników nazwana "Putinem Warszawy". Fot. Twitter
Reklama.
Dwa wielkie plakaty, które zawisły w nocy z niedzieli na poniedziałek na murach bemowskiego ratusza musiały zwrócić i zwróciły uwagę przechodniów. Pierwszy przedstawiał prezydenta Rosji Władimira Putina. Drugi – prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz określoną jednocześnie mianem „Putina Warszawy”.
logo
Fot. Twitter
Rozwieszenie tych banerów to dzieło burmistrza Bemowa Krzysztofa Zygrzaka. – Tak drastyczne porównanie ma zwrócić uwagę opinii publicznej na skandaliczne postępowanie prezydent Warszawy, przypominające ostatnio praktyki rodem z państw totalitarnych – przekonywał jeszcze wczoraj Zygrzak zarzucając jednocześnie HGW prześladowanie opozycji, stosowanie propagandy i cenzury, kolesiostwo i partyjniactwo, łamanie prawa i w końcu represjonowanie mieszkańców. Tylko jeszcze oskarżeń o zajęcie Krymu zabrakło.
Bemowscy urzędnicy zapowiadają, że mają już tak przedstawionego sposobu sprawowania władzy dość i od teraz będą bezkompromisowo piętnować wszelkie niegodziwości, jakich ma dopuszczać się prezydent Warszawy. Baner dziś rano musieli jednak zdjąć. Jak sami mówią, "putinowskie metody zaczęły działać". Z sieci zniknął też specjalny serwis internetowy – putinwarszawy.pl, choć jak zapewniają władze Bemowa, wkrótce przywrócą go na innym serwerze. I to właśnie on ma stać się głównym orężem walki ze stołeczną prezydent.
Tyle tylko, że władze Bemowa przegrane są już na samym starcie. – I nie chodzi tu wcale o to, że Hanna Gronkiewicz–Waltz żadnych grzechów na sumieniu nie ma, ale o to, że forma upubliczniania tych grzechów jest beznadziejnie głupia – komentuje w rozmowie z naTemat dr Olgierd Annusewicz, politolog i zastępca dyrektora Ośrodka Analiz Politologicznych UW.
Gdyby miał pan wybierać spośród wszystkich polityków świata do kogo porównałby pan HGW?
Nie można tego w ten sposób ująć. Na pewno jest to osoba wyjątkowa na polskiej scenie politycznej. Wyjątkowa ze względu na bardzo ciekawe doświadczenie. Bo Hanna Gronkiewicz–Waltz ma z pewnością szerokie kompetencje, ale proszę zauważyć, że to nie są typowo polityczne kompetencje. Ona nie robiła kariery w samorządach, w rządzie. Ma za sobą natomiast pracę naukową, trochę w dziedzinie ekonomii, trochę w sferze międzynarodowej. I, jeżeli chodzi o te jej korzenie, to trudno porównać ją z innym politykiem, tym bardziej z kimś z zagranicy.
A jeśli chodzi o działanie? Bo to nie kompetencje, a jej sposób sprawowania rządów burmistrz Bemowa porównał do rządów rosyjskiego prezydenta, Władimira Putina.
Jeżeli chodzi o styl sprawowania urzędu to prezydent stolicy nie różni się jakoś mocno od pozostałych polityków na co dzień pracujących z mieszkańcami. Ma swoje dobre i złe, czy też lepsze i gorsze dni. Ma okresy kompletnej ciszy a potem takie zrywy, kiedy się okazuje, że ma coś do powiedzenia i potrafi to zrobić w ciekawy sposób.
Ale nie zaprzeczy pan, że popełnia błędy?
W ogóle w całej polityce Platformy Obywatelskiej na terenie Warszawy jest mnóstwo błędów, przede wszystkim za mało jest w niej takiego obywatelskiego podejścia.
Burmistrz Bemowa Krzysztof Zygrzak zarzuca jej dużo poważniejsze rzeczy...
Jakkolwiek by nie było, porównywanie HGW do Putina uważam za czystą głupotę. Inaczej po prostu trudno to nazwać.
Bo?
Bo to jest przesada. Hanna Gronkiewicz–Waltz nie jest idealnym prezydentem, ale Putin dziś kojarzony jest przede wszystkim z tym, że ma na sumieniu tysiące ludzi ginących na Ukrainie. Więc nawet gdybyśmy założyli, że wszystko to co się zarzuca HGW jest prawdą, to te zarzuty nadal nie są w żaden sposób współmierne do tego, co robi Putin.
Bemowo nie jest jednak pierwszą dzielnicą, która występuje przeciwko prezydent Warszawy.
Tak, ale burmistrz Ursynowa, Piotr Guział działał nieco lepiej. On też był z HGW na wojnie, ale na takiej wojnie, która skończyła się z jego punktu widzenia sukcesem – doprowadził do referendum odwoławczego. Zbudował sobie polityczną pozycję. Wprawdzie to, co się działo w trakcie i po referendum, rozegrał fatalnie, ale jednak w swojej politycznej walce zaprezentował dużo większą kulturę polityczną. Tam też były wzajemne oskarżenia, ale nikt nie wyzywał drugiej strony od Putina i nie wieszał, bądź co bądź, na obiekcie użyteczności publicznej, baneru reklamującego prywatną stronę internetową.
Poza tym proszę zwrócić uwagę na to, że nawet Prawo i Sprawiedliwość, partia, która swego czasu używała takiego pojęcia jak „putinada” w odniesieniu do niektórych działań PO czy samego Donalda Tuska, już się z tego wycofała. To pojęcie znikło z bieżącej polityki.
A ta strona – putinwarszawy.pl – to też zły ruch jeśli chodzi o wizerunek władz Bemowa?
Z punktu widzenia demokracji lokalnej dobrze jest, jeśli istnieją instytucje czy organizacje zajmujące się monitorowaniem tego jak wykonywanie jest prawo. Czy jest przestrzegane czy nie, czy ktoś dopuszcza się nadużyć czy nie. I to jest w porządku. Ale forma, w którą to zostało ubrane jest fatalna, naprawdę głupia. I dlatego ta sprawa jest już na starcie dla władz Bemowa przegrana. Są w polityce pewne konwencje, których się nie przekracza. Są rzeczy, których nie robi nawet najgorszemu wrogowi.
Skoro te wszystkie zarzuty kierowane pod adresem prezydent Warszawy nie mają racji bytu, to skąd się biorą?
Polityka jest twarda i brutalna, to nie jest zabawa dla chłopców, którzy wierzą w jednorożca.
Bemowo to jest terytorium, jeśli chodzi o politykę, bardzo specyficzne. Tam pierwszy, jak to pani ujęła „zamach stanu”, miał miejsce jeszcze przed wyborami, gdy zmuszono ówczesnego burmistrza Jarosława Dąbrowskiego, notabene również związanego ze środowiskiem HGW, do ustąpienia. A zmuszono go ze względu na afery w jakie był zamieszany.

Konflikt na Bemowie rozpoczął się tuż po wyborach samorządowych. To wtedy urzędująca prezydent Warszawy zapowiedziała, że nie udzieli nowemu zarządowi dzielnicy pełnomocnictw niezbędnych urzędnikom do działania, jeśli Ci będą związani z odwołanym kilka tygodni wcześniej Jarosławem Dąbrowskim.

Sam Dąbrowski natomiast był zamieszany w tzw. „aferę bemowską”. Podał się do dymisji, gdy ujawniono nieprawidłowości do jakich miało dochodzić podczas jego kadencji. A chodzi m.in. o przypadki nepotyzmu czy nieefektywne wykonywanie obowiązków przez byłych burmistrzów.

Wybrany w wyborach samorządowych Krzysztof Zygrzak był bliskim współpracownikiem Dąbrowskiego, zatem HGW, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, nie udzieliła mu swoich pełnomocnictw. Zamiast tego na Bemowo wysłała dwóch pracowników Ratusza. To z nimi zarząd dzielnicy miał uzgadniać wszystkie decyzje. Nowo wybrany burmistrz nie chciał i do dziś nie chce jednak z nimi współpracować. Czytaj więcej

Te afery nie zostały wymyślone, nie skonfrontowano go z bezpodstawnymi zarzutami. Tego nikt jakoś specjalnie nie kwestionuje. I to był pierwszy etap, drugi miał miejsce gdy w jakichś dziwnych okolicznościach kandydaci Platformy do rady dzielnicy tuż przed wyborami wycofali swoje kandydatury. W efekcie grupa związana bezpośrednio z odwołanym Dąbrowskim zyskała większość, a PO obudziła się z przysłowiową ręką w nocniku. Taki był początek i warto o nim pamiętać.
logo
Wszystkie grzechy HGW wskazane na stronie putinwarszawy.pl. Fot. Twitter
A to co dzieje się dzisiaj?
Obowiązuje taka a nie inna ustawa o samorządzie warszawskim. I to ona daje prezydentowi stolicy uprawnienia do politycznego nią kierowania. Ustawodawca przewidział de facto sytuację, w której burmistrz reprezentuje opcję przeciwną do prezydenta i tak skonstruował dokument, że faworyzuje on prezydenta. Dlatego HGW mogła np. nie przekazać burmistrzowi pełnomocnictw. I dlatego ten burmistrz na Bemowie teoretycznie jest, ale w praktyce ma mocno ograniczone kompetencje.
To dobrze czy źle?
Z punktu widzenia sprawności funkcjonowania miasta, powinien w nim być jeden gospodarz a nie kilku czy kilkunastu. Jeżeli między urzędami dzielnic a prezydentem miasta nie ma dobrej współpracy, takiej kohabitacyjnej, to w imię dobra wyższego tak jak jest jest lepiej. Dobro miasta jest ważniejsze niż dobro dzielnicy.