Zupełnie pozbawiony zaplecza, doświadczenia politycznego i pieniędzy Paweł Kukiz wylądował na trzecim miejscu w sondażu prezydenckim. Dla wielu sensacją jest już to, że muzyk zebrał 100 tys. podpisów. Ale nie dla tych, którzy obserwują kolejne wybory elektoratu, który szuka łatwej recepty na wszystko. A taką dostarczali w 2011 r. Palikot, w 2014 r. Korwin-Mikke, a teraz dostarcza ją Kukiz.
Dla Pawła Kukiza rozwiązanie wszystkich problemów jest proste: wprowadzić Jednomandatowe Okręgi Wyborcze. Kiedy ten postulat zostanie spełniony, Polacy świadomie i odpowiedzialnie wybiorą polityków, którzy uczynią z naszego kraju krainę mlekiem i miodem płynącą. Jak? No przecież wprowadzili już JOW-y, więc wszystko będzie dobrze. To cały jego program, co widać na stronie internetowej.
Prosta odpowiedź
Tak wygląda dzisiaj program Pawła Kukiza. To jasna, nieskomplikowana recepta, dzięki której ma nam być lepiej. Co więcej, jest ona o tyle bardziej dla obywateli atrakcyjna, że nie wymaga od nas żadnego wysiłku. Nie ma mowy o podnoszeniu podatków czy wieku emerytalnego albo daleko idących oszczędnościach w świadczeniach socjalnych. Po prostu: wystarczy wprowadzić JOW-y.
Kukiz sam przyznaje, że cały jego start w wyborach prezydenckich jest dedykowany promowaniu idei JOW-ów. Dla muzyka ten system wyborczy stał się obsesją, życiowym celem, mantrą. Dla wyborców – łatwym rozwiązaniem. Do tego bardzo konkretnym, łatwym do umysłowego przetworzenia. Po prostu chwytliwym. Poza tym łatwo da się je skandować, jak "chcemy IV RP" czy "rozwalić Unię".
Jak Korwin
Bo właśnie to hasło przyniosło sukces wyborczy Januszowi Korwin-Mikkemu i jego ówczesnej partii. Kongres Nowej Prawicy zdobył w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. cztery mandaty. Wszystko dzięki obietnicom zniszczenia Unii Europejskiej za jej pieniądze. Krul obiecywał swoim kucom, że zamieni budynek PE w dom publiczny (choć lepiej nadaje się do tego siedziba Komisji Europejskiej), zasypie europejską prokuraturę pozwami i będzie miał tyle wyświetleń na YouTube co Nigel Farage.
Bruksela miała być tylko przyczółkiem do zdobycia Wiejskiej, a wtedy wszyscy politycy pójdą siedzieć (niektórzy chcieli ich nawet wieszać), władza zniesie prawie wszystkie podatki, a my wyślemy człowieka na Księżyc. Na razie Księżyc śni się Korwinowi podczas jego drzemek w Parlamencie Europejskim, a masakrowanie Unii jest na razie masakrowaniem swojej partii i trwonieniem kapitału politycznego.
...i Palikot
Podobną drogę: od zera do bohatera i z powrotem do zera przebył Janusz Palikot. Jego sukces był znacznie większy niż osiągnięcia JKM, bo zbudował swoją partię od zera w dwa lata (nie dwadzieścia) i zdobył ponad 10 proc. (Nowa Prawica 7 proc.). Do wyborów w 2011 roku szedł z wyraźnymi hasłami. Chciał Polski nowoczesnej, świeckiej, a wszystko doprawił zielonymi pędami marihuany.
W każdym z tych przypadków nie do przecenienia jest efekt świeżości. Każdy z wymienionych polityków był znany, kiedy zaczynał swoją drogę do sukcesu. Jednak z drugiej strony nadal był odbierany jako nieuwikłany, świeży, który jeszcze nie miał szansy się sprawdzić. Najbardziej przez palce patrzono na Palikota, który stworzył "nową siłę" tuż po odejściu z partii rządzącej.
Oszukać przeznaczenie
Ale Kukiz też od jakiegoś czasu krąży wokół polityki: razem z Piotrem Dudą z "Solidarności" próbował budować masowy ruch społeczny, sprzeciwiający się lekceważeniu obywatelskich inicjatyw ustawodawczych, a teraz jest radnym dolnośląskiego sejmiku. Jednak te wybory to jego pierwszy związek z ogólnopolską polityką.
Co zrobić, żeby nie była to jednocześnie ostatnia przygoda? Los, jaki spotkał Palikota czy Korwina wydaje się być nieunikniony. Bo obietnice, które składa Kukiz, są podobnie jak obietnice Krula czy biznesmena z Biłgoraja niemożliwe do zrealizowania. Nie da się naprawić świata jednym magicznym ruchem.
Mission impossible
Aż prosi się, by zacytować tu niedzielną wypowiedź Bronisława Komorowskiego, który nad wyraz celnie podsumował programy konkurentów. – Jednym pociągnięciem pióra wprowadzą ustawę o zdrowiu, szczęściu i pomyślności – stwierdził. Te słowa jak ulał pasują do politycznego credo Kukiza.
Sam Kukiz niezbyt dobrze orientuje się w innych sprawach. Pytany przez Monikę Olejnik o kwestie aborcji, nie wiedział nawet dokładnie, jak dzisiaj wygląda ustawodawstwo w tej sprawie. To jednak znaczący brak u kandydata na najwyższy urząd w państwie. Na tym gruncie Kukiz przegrywa z Palikotem i Korwin-Mikkem.
Będzie kolejny Kukiz
Dzisiaj ma za to coś, co oni dawno stracili: entuzjazm wokół swojego projektu. Widać to w procesie zbierania podpisów: sztab Kukiza pochwalił się całą stertą przesyłek od wolontariuszy, którzy poświęcają swój czas i pieniądze na wspieranie jego prezydenckich ambicji. Jeśli uda się te emocje podtrzymać do 10 maja, Kukiz może zdobyć całkiem dobry wynik, nawet powyżej sejmowego progu 5 proc.
Ale później czas przyjdzie na kolejnego Palikota/Korwina/Kukiza. Bo elektorat, na którym zbudowali się ci politycy, szybko się zniechęca. Łatwo wierzy w magiczne rozwiązanie, ale jeśli nie widzi efektów, szuka kolejnego cudotwórcy. Dzisiaj trudno przewidzieć kto nim będzie. Ale na pewno ktoś taki się znajdzie. I na pewno będzie gwiazdą jednego sezonu.