
W przedwyborczych dyskusjach wyciąga się różne tematy, także te, których "termin ważności" już raczej minął. Propozycja (w formie projektu ustawy), którą właśnie zaczął forsować Sojusz Lewicy Demokratycznej, to jednak ewenement nawet jak na kampanijne standardy. Oto partia Leszka Millera postanowiła zatroszczyć się o ofiary transformacji ustrojowej III RP – proponuje, by utworzyć państwowy fundusz, którego środki byłyby przeznaczane na odszkodowania dla ubogich, którzy stracili pracę na skutek reform Leszka Balcerowicza.
Dlaczego akurat teraz padła taka propozycja? SLD argumentuje tak: wtedy, 25 lat temu, w ciągu trzech lat zlikwidowano blisko 700 fabryk, a "prawie dwa miliony ludzi wylądowało na bruku bez jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa, bez jakiejkolwiek odprawy". Przypomniano sobie o tym akurat teraz, bo – co podkreślał rzecznik partii Dariusz Joński – po latach aż 69 proc. Polaków negatywnie ocenia reformę Balcerowicza.
Likwidacja PGR-ów skazała rodziny byłych pracowników PRG-ów na społeczną degradację oraz zjawisko dziedziczenia biedy.
Transformacja była generalnie rzecz biorąc korzystna dla Polski. Oczywiście były też grupy pokrzywdzone, ale nie tylko ci, o których mówi SLD. Taki postulat to czysty populizm, bo potrzeba rozwiązań systemowych, skierowanych w ogóle do najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących.
Tyle o merytoryce. W kontekście pomysłu SLD uderzające jest też to, jak partia liczy na naiwność wyborców. Odgrzanie sprawy planu Balcerowicza po ćwierć wieku to jedno, ale akurat Sojusz raczej kiepskie pasuje na rzecznik postulatów "ofiar" byłego wicepremiera i ministra finansów. – To szczyt obłudy. Ja byłem przy tym, jak plan Balcerowicza był przez parlament przepychany, a o ile sobie przypominam, to posłowie dzisiejszego SLD poparli te zmiany. Niech ogłoszą: "chcemy dać zadośćuczynienie ofiarom naszych decyzji" – oburza się prof. Bugaj.
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl