
Dziś ateizm rośnie w siłę, przez niektórych jest nazywany nawet religią tych, którzy odeszli od Kościoła, ale "moda" na niewiarę wcale nie jest nowa. Tylko, że gdy 326 lat temu na warszawskim Rynku Starego Miasta tłum przyglądał się pracy kata, ateiści musieli drżeć w obawie o własne życie. Właśnie tracono niejakiego Kazimierza Łyszczyńskiego, który w swoim traktacie ogłosił: "Boga nie ma".
W "państwie bez stosów" można było swobodnie wyznawać luteranizm i kalwinizm, anabaptyzm i arianizm, konfesję braci czeskich i menonitów (żeby tylko wymienić najbardziej rozpowszechnione sekty i Kościoły), ale wobec ateistów obowiązywała odmienna już miara.
Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary w Boga na swoje uciemiężenie; tego samego uciemiężenia broni jednak lud, w taki sposób, że gdyby mędrcy chcieli prawdą wyzwolić lud z tego uciemiężenia, zostaliby zdławieni przez sam lud.
Człowiek jest twórcą Boga, a Bóg jest tworem i dziełem człowieka. Tak więc to ludzie są twórcami i stwórcami Boga, a Bóg nie jest bytem rzeczywistym, lecz bytem istniejącym tylko w umyśle, a przy tym bytem chimerycznym, bo Bóg i chimera są tym samym.
Gorzej grzeszy od diabła, kto przez to zapiera Boga na niebie; słusznie trzeba takich palić.
