Była więźniarka o seksie z klawiszami: To się załatwia gdzieś na kuchni. Potem ciążą i do Grudziądza.
Była więźniarka o seksie z klawiszami: To się załatwia gdzieś na kuchni. Potem ciążą i do Grudziądza. Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Reklama.
– Mężczyźni, którzy przebywają w więzieniu od dawna, z pewnością oglądają się za kobietami. Podobnie jak osadzone kobiety oglądają się za mężczyznami. To ich naturalna potrzeba. Oczywiście, że się zakochują i wyobrażają sobie te osoby – mówił w wywiadzie dla naTemat psycholog więzienny Jacek Olchawski.
Jak podaje "Dziennik Łódzki", Katarzyna P. , która ma być w drugim trymestrze ciąży, jest podejrzewana o oszustwo wobec co najmniej 18,5 tysiąca klientów na kwotę ponad 850 mln zł. W związku z jej ciążą, dyrektor Zakładu Karnego nr 1 w Łodzi został odwołany ze stanowiska.
Miłość czy przywileje?
Paweł Moczydłowski nie jest zdziwiony tym, że między pracownikiem więzienia a aresztantką doszło do romansu. Jak mówi, takie przypadki się zdarzają i z reguły kończy je odejście pracownika z placówki. – Jeżeli dwoje ludzi łączy uczucie, przełożeni proszą pracownika aby zwolnił się na własną prośbę. Natomiast gdyby się okazało, że dochodzi do relacji seksualnych, jak to miało miejsce w łódzkim więzieniu, jest to podstawa do przymusowego zwolnienia – wyjaśnia.
Tyle tylko, że takiego scenariusza raczej nikt się nie boi. Pani Maria, która przesiedziała rok w warszawskim więzieniu na Grochowie przekonuje, że seks z pracownikami więzienia jest normalnym zjawiskiem za kratami. – Tam gdzie siedziałam, kobiety miały takie kontakty. Pracowały gdzieś tam na kuchni, później zachodziły w ciąże, ale o tym się nie mówiło – wspomina.
logo
Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Zdaniem pani Marii, to przede wszystkim osadzone dążyły do seksu z kadrą więzienną. – Liczyły na przepustki, zwłaszcza te więźniarki z artykułu 148 (morderstwo - red.). Odsiadywały 10 czy 15 lat i z większością nawet rodzina nie chciała mieć kontaktu. A one pragnęły wyjść choćby na dzień. I miały te kontakty, wiem o tym bardzo dobrze – wspomina była więźniarka.
Ewa
Była więźniarka

Do tych zbliżeń dochodzi najczęściej na zewnątrz zakładu karnego, w kuchni czy w trakcie prac na terenie. Mają wtedy kontakt z klawiszami i prowokują, bo dużo się na ten temat mówi w zakładach karnych, choć to tabu, które ma nie wychodzić poza mury.

Kto prowokuje?
Wydawałoby się że cela czy więzienny spacerniak mają niewiele wspólnego z romantyczną atmosferą, która mogłaby sprzyjać rodzeniu się uczucia. Ale to właśnie spotkanie i rozmowa z wychowawcą stwarzają okazję do nawiązania bliższego kontaktu.
Paweł Moczydłowski potwierdza słowa pani Ewy, że częściej chodzi o załatwienie przywilejów, niż o uczucie. – "Będzie mi łatwiej, jeśli strażnik załatwi coś na mieście". Tak to się często zaczyna, a później przeradza w coś głębszego. Między innymi dlatego takie romanse są podejrzane, a pracownika prosi się o zwolnienie. Szczególnie w przypadku aresztu, gdzie toczy się śledztwo – mówi.

W Służbie Więziennej pracuje 4559 kobiet, co stanowi prawie 16,5 proc. wszystkich funkcjonariuszy – wynika z danych SW z końca grudnia 2010 r. Dziesięć lat wcześniej było ich 3231, czyli 14,7 proc. zatrudnionych w instytucjach penitencjarnych. Czytaj więcej

Aby uniknąć takich sytuacji, najczęściej w więzieniach pracują osoby tej same płci. Służba Więzienna jest formacją, która nie może narzekać na brak kobiet w swoich szeregach. W więzieniach kobiecych, mężczyźni najczęściej sprawują funkcje związane z bezpieczeństwem zakładu karnego. – Jeśli chodzi o wychowawców, najczęściej są nimi kobiety – mówi Moczydłowski.
Paweł Moczydłowski

Chodzi o to, by mężczyźni nie byli wystawiani na pokusy więźniarek. Niektóre z nich są zdemoralizowane i wiedzą, że mężczyznę można łatwo uwieść. W areszcie jest nieco inaczej i jak sądzę, wychowawca padł ofiarą uwiedzenia. Przypuszczam, że powodem tego zdarzenia jest głupia naiwność funkcjonariusza, który został wykorzystany.

Nasza rozmówczyni w pełni zgadza się z byłym szefem więziennictwa. – Przeważnie kobiety są prowodyrkami. Nie słyszałam, aby jakiś klawisz wykorzystywał więźniarkę. Co innego, jeśli któraś prowokowała i nie doszło do seksu. Gdy klawisz nie chciał skorzystać z usług, to go oczerniała i oskarżała o wykorzystywanie – mówi była więźniarka.
Strażniczka odeszła z własnej woli
Paweł Moczydłowski pełnił funkcję szefa Służby Więziennej w latach 1992-1994. Wspomina romans, który za jego kadencji przydarzył się jednej z funkcjonariuszek. Kobieta odeszła z pracy z własnej woli, po rozmowie z naczelnikiem. Już jako osoba cywilna odwiedzała zakład karny, aby w trakcie widzenia zobaczyć się ze swoim wybrankiem.
Zdarzały się jednak przypadki, kiedy do intymnych kontaktów między służbą więzienną a osadzonymi dochodziło bez zgody jednej ze stron. Paweł Moczydłowski wspomina taki przypadek jeszcze z czasów PRL-u, co ciekawe, również z Łodzi. – Więźniarka była wykorzystywana seksualnie przez funkcjonariusza i zaszła w ciążę. Strażnik wysłał ją na przepustkę i dał pieniądze, za które miała dokonać aborcji. Okazało się, że dał jej za małą kwotę i wróciła z ciążą z powrotem za kraty – wspomina Moczydłowski.
logo
Kolekcja Tadeusza Rolke - więzienie lat 50-tych
– Zabieg został przeprowadzony na terenie więzienia przez pielęgniarza. Wszystko udałoby się wyciszyć, gdyby nie fakt, że szczątki dziecka zapchały rurę kanalizacyjną i sprawa się wydała – mówi były szef SW.
Pani Ewa dodaje, że gdy któraś ze współosadzonych zachodziła w ciążę z pracownikiem więzienia, była wysyłana natychmiast do Grudziądza, gdzie karę odbywają ciężarne. – Na ten temat nic się później nie mówi. Ewentualnie tłumaczą, że wyszła na przepustkę i tam zaszła. Nawet gdy wszyscy wiedzieli, że spotykała się z klawiszem – wspomina była więźniarka.
Nie było warto
Nie zawsze jednak jest tak, że w intymnej relacji między pracownikiem a więźniem chodzi wyłącznie o przywileje i seks. Pani Ewa wspomina psycholog z zakładu karnego, która z wzajemnością zakochała się w więźniu. Stali się parą, ona pomogła mu wyjść wcześniej z zakładu karnego. Niestety, na wolności ich relacje zdecydowanie się zmieniły.
Dziś mają dwoje dzieci, ale ich związek się rozpadł. Po początkowym zachwycie, dziś była już psycholog więzienna jest pogrążona w depresji. – Znam tą dziewczynę osobiście. Zrezygnowała dla niego z pracy zawodowej, a teraz jest chora i złamana psychicznie. Myślała, że wszystko będzie fajnie jak w zakładzie. A to były puste obietnice, które zamieniły się w alkohol, bicie i powrót to dawnego, przestępczego życia – mówi pani Ewa, była więźniarka.

Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl