Afera Amber Gold nieoczekiwanie przerodziła się w seksaferę w łódzkim zakładzie karnym. Katarzyna P., która od blisko roku przebywa w areszcie, spodziewa się dziecka oficera służby więziennej. Sprawa wydaje się być co najmniej niecodzienna, ale jak mówi nam była więźniarka pani Maria, seks ze strażnikami jest jak waluta, która pozwala załatwiać sprawy, które normalnie są nie do załatwienia.
– Mężczyźni, którzy przebywają w więzieniu od dawna, z pewnością oglądają się za kobietami. Podobnie jak osadzone kobiety oglądają się za mężczyznami. To ich naturalna potrzeba. Oczywiście, że się zakochują i wyobrażają sobie te osoby – mówił w wywiadzie dla naTemat psycholog więzienny Jacek Olchawski.
Jak podaje "Dziennik Łódzki", Katarzyna P. , która ma być w drugim trymestrze ciąży, jest podejrzewana o oszustwo wobec co najmniej 18,5 tysiąca klientów na kwotę ponad 850 mln zł. W związku z jej ciążą, dyrektor Zakładu Karnego nr 1 w Łodzi został odwołany ze stanowiska.
Miłość czy przywileje?
Paweł Moczydłowski nie jest zdziwiony tym, że między pracownikiem więzienia a aresztantką doszło do romansu. Jak mówi, takie przypadki się zdarzają i z reguły kończy je odejście pracownika z placówki. – Jeżeli dwoje ludzi łączy uczucie, przełożeni proszą pracownika aby zwolnił się na własną prośbę. Natomiast gdyby się okazało, że dochodzi do relacji seksualnych, jak to miało miejsce w łódzkim więzieniu, jest to podstawa do przymusowego zwolnienia – wyjaśnia.
Tyle tylko, że takiego scenariusza raczej nikt się nie boi. Pani Maria, która przesiedziała rok w warszawskim więzieniu na Grochowie przekonuje, że seks z pracownikami więzienia jest normalnym zjawiskiem za kratami. – Tam gdzie siedziałam, kobiety miały takie kontakty. Pracowały gdzieś tam na kuchni, później zachodziły w ciąże, ale o tym się nie mówiło – wspomina.
Zdaniem pani Marii, to przede wszystkim osadzone dążyły do seksu z kadrą więzienną. – Liczyły na przepustki, zwłaszcza te więźniarki z artykułu 148 (morderstwo - red.). Odsiadywały 10 czy 15 lat i z większością nawet rodzina nie chciała mieć kontaktu. A one pragnęły wyjść choćby na dzień. I miały te kontakty, wiem o tym bardzo dobrze – wspomina była więźniarka.
Kto prowokuje?
Wydawałoby się że cela czy więzienny spacerniak mają niewiele wspólnego z romantyczną atmosferą, która mogłaby sprzyjać rodzeniu się uczucia. Ale to właśnie spotkanie i rozmowa z wychowawcą stwarzają okazję do nawiązania bliższego kontaktu.
Paweł Moczydłowski potwierdza słowa pani Ewy, że częściej chodzi o załatwienie przywilejów, niż o uczucie. – "Będzie mi łatwiej, jeśli strażnik załatwi coś na mieście". Tak to się często zaczyna, a później przeradza w coś głębszego. Między innymi dlatego takie romanse są podejrzane, a pracownika prosi się o zwolnienie. Szczególnie w przypadku aresztu, gdzie toczy się śledztwo – mówi.
W Służbie Więziennej pracuje 4559 kobiet, co stanowi prawie 16,5 proc. wszystkich funkcjonariuszy – wynika z danych SW z końca grudnia 2010 r. Dziesięć lat wcześniej było ich 3231, czyli 14,7 proc. zatrudnionych w instytucjach penitencjarnych. Czytaj więcej
Aby uniknąć takich sytuacji, najczęściej w więzieniach pracują osoby tej same płci. Służba Więzienna jest formacją, która nie może narzekać na brak kobiet w swoich szeregach. W więzieniach kobiecych, mężczyźni najczęściej sprawują funkcje związane z bezpieczeństwem zakładu karnego. – Jeśli chodzi o wychowawców, najczęściej są nimi kobiety – mówi Moczydłowski.
Nasza rozmówczyni w pełni zgadza się z byłym szefem więziennictwa. – Przeważnie kobiety są prowodyrkami. Nie słyszałam, aby jakiś klawisz wykorzystywał więźniarkę. Co innego, jeśli któraś prowokowała i nie doszło do seksu. Gdy klawisz nie chciał skorzystać z usług, to go oczerniała i oskarżała o wykorzystywanie – mówi była więźniarka.
Strażniczka odeszła z własnej woli
Paweł Moczydłowski pełnił funkcję szefa Służby Więziennej w latach 1992-1994. Wspomina romans, który za jego kadencji przydarzył się jednej z funkcjonariuszek. Kobieta odeszła z pracy z własnej woli, po rozmowie z naczelnikiem. Już jako osoba cywilna odwiedzała zakład karny, aby w trakcie widzenia zobaczyć się ze swoim wybrankiem.
Zdarzały się jednak przypadki, kiedy do intymnych kontaktów między służbą więzienną a osadzonymi dochodziło bez zgody jednej ze stron. Paweł Moczydłowski wspomina taki przypadek jeszcze z czasów PRL-u, co ciekawe, również z Łodzi. – Więźniarka była wykorzystywana seksualnie przez funkcjonariusza i zaszła w ciążę. Strażnik wysłał ją na przepustkę i dał pieniądze, za które miała dokonać aborcji. Okazało się, że dał jej za małą kwotę i wróciła z ciążą z powrotem za kraty – wspomina Moczydłowski.
– Zabieg został przeprowadzony na terenie więzienia przez pielęgniarza. Wszystko udałoby się wyciszyć, gdyby nie fakt, że szczątki dziecka zapchały rurę kanalizacyjną i sprawa się wydała – mówi były szef SW.
Pani Ewa dodaje, że gdy któraś ze współosadzonych zachodziła w ciążę z pracownikiem więzienia, była wysyłana natychmiast do Grudziądza, gdzie karę odbywają ciężarne. – Na ten temat nic się później nie mówi. Ewentualnie tłumaczą, że wyszła na przepustkę i tam zaszła. Nawet gdy wszyscy wiedzieli, że spotykała się z klawiszem – wspomina była więźniarka.
Nie było warto
Nie zawsze jednak jest tak, że w intymnej relacji między pracownikiem a więźniem chodzi wyłącznie o przywileje i seks. Pani Ewa wspomina psycholog z zakładu karnego, która z wzajemnością zakochała się w więźniu. Stali się parą, ona pomogła mu wyjść wcześniej z zakładu karnego. Niestety, na wolności ich relacje zdecydowanie się zmieniły.
Dziś mają dwoje dzieci, ale ich związek się rozpadł. Po początkowym zachwycie, dziś była już psycholog więzienna jest pogrążona w depresji. – Znam tą dziewczynę osobiście. Zrezygnowała dla niego z pracy zawodowej, a teraz jest chora i złamana psychicznie. Myślała, że wszystko będzie fajnie jak w zakładzie. A to były puste obietnice, które zamieniły się w alkohol, bicie i powrót to dawnego, przestępczego życia – mówi pani Ewa, była więźniarka.
Do tych zbliżeń dochodzi najczęściej na zewnątrz zakładu karnego, w kuchni czy w trakcie prac na terenie. Mają wtedy kontakt z klawiszami i prowokują, bo dużo się na ten temat mówi w zakładach karnych, choć to tabu, które ma nie wychodzić poza mury.
Paweł Moczydłowski
Chodzi o to, by mężczyźni nie byli wystawiani na pokusy więźniarek. Niektóre z nich są zdemoralizowane i wiedzą, że mężczyznę można łatwo uwieść. W areszcie jest nieco inaczej i jak sądzę, wychowawca padł ofiarą uwiedzenia. Przypuszczam, że powodem tego zdarzenia jest głupia naiwność funkcjonariusza, który został wykorzystany.