
Okolice ukraińskiego Sambora. Maleńki pokoik, prawie bez światła i dostępu do wody. A w nim 94-letnia kobieta polskiego pochodzenia. Na widok wolontariuszy z Polski lecą jej łzy. Ukochany kraj nie zapomniał o niej.
Polska pamięta
Pierwszy przedświąteczny transport ruszył na Wschód w grudniu 2014 roku. Były paczki z żywnością z długą datą ważności, środki higieniczne, artykuły pierwszej potrzeby. I kilkanaście młodych osób, które miały to wszystko rozdzielić pomiędzy oczekujących. Jak są przez nich przyjmowani? Wolontariusze nie ukrywają, że reakcje Polaków po prostu chwytają za serce. Ci ludzie nie czekają tylko na pomoc materialną, której naprawdę niezwykle im brak. Dla nich ważne jest to, że ktoś z Polski zainteresował się nimi, przyjechał. Często są to osoby starsze, które nie mają już w Polce bliskich.
Mieliśmy taką sytuację, że 94-latka, żyjąca w skrajnych warunkach, maleńkim pokoiku bez dostępu do wody, rzuciła się na szyję jednej z wolontariuszek. Ze łzami w oczach powiedziała, że „jej ukochana Polska o niej pamięta”. To był najbardziej poruszający moment grudniowej akcji
Świadomość, że są jeszcze Polacy, którzy pamiętają o rodakach z Kresów jest szalenie ważna. Poza wsparciem Kościoła i miejscowych parafii katolickich, pomoc ze strony kraju jest dość ograniczona. – Pokazujemy naszym rodakom, że tu w Polsce o nich myślimy, pamiętamy i zrobimy wiele, by ich wesprzeć – dodaje Mandela, koordynator dolnośląskiej zbiórki.
Pomoc dla Doniecka i Mariupola
W tym roku, poza tradycyjną wysyłką świątecznych paczek dla rodzin, na Ukrainę pojedzie też dodatkowy transport artykułów pierwszej potrzeby. Trafi do środowiska polskiego w Mariupolu oraz do Doniecka i Ługańska. Konwój do byłego województwa lwowskiego ruszy w najbliższy weekend, a w pierwszym tygodniu po Wielkanocy 1,5 tony żywności i artykułów pierwszej potrzeby pojedzie do Mariupola. Część z tych darów zostanie przekazana parafii rzymsko-katolickiej w Mariupolu, kolejna trafi do obwodu ługańskiego i donieckiego na tereny kontrolowane przez separatystów. Dostaną je Polacy, którzy nie skorzystali z możliwości ewakuacji.
W rejonie kontrolowanym przez separatystów pozostaje około 400 osób z Kartą Polaka. Do tego dochodzi kolejnych kilkaset osób polskiego pochodzenia, które karty nie posiadają. Dokładnej liczby nie zna nikt. Bazujemy na kontaktach, które od lat posiadamy dzięki współpracy z polskimi środowiskami
Żeby znaleźć wolontariuszy, nie trzeba się jakoś specjalnie wysilać. - Osób, które pojechały z nami w grudniu, nie trzeba zachęcać. Oni na własne oczy zobaczyli, jak żyją nasi rodacy. Po powrocie opowiadają to swoim kolegom, więc za każdym razem wolontariuszy jest coraz więcej. To budujące – komentuje Mandela.
Jak Dworczyk tłumaczy fenomen tego, że dużej grupie młodzieży chce się poświęcać swój wolny czas i przemierzać szmat drogi, aby pomóc staruszkom z innego kraju? Jego zdaniem, wielu nastolatków i studentów Wschód pociąga swoją tajemniczością. Jeśli porównać go z krajami zachodnimi, wydaje się taki „nieuporządkowany”. Z obserwacji szefa fundacji wynika, że pierwszy wyjazd zwykle wynika z ciekawości. Oczywiście, jadą też młodzi ludzie z poczuciem misji. Zwykle jednak po pierwszym wyjeździe, którego motywem jest chęć przeżycia przygody, zmienia się ich nastawienie. Widzą Polaków, którzy żyją w ciężkich warunkach, których u nas już dawno nie ma.
Wolontariusze łapią kresowego bakcyla. Widzą, że ich pomoc jest potrzebna i odnajdują się w różnych formach kresowej działalności. Zostają harcerzami, wybierają kierunki studiów związane ze Wchodem...
Napisz do autorki: marta.brzezinska@natemat.pl
