– Gdyby wszyscy byli tacy jak rodowici mieszkańcy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ten świat byłby idealny – przekonuje w wywiadzie dla naTemat Wael Suleiman, arabski biznesmen z polskim paszportem, prezes Polish Business Group.
Polish Business Group w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – co to takiego?
Działamy od 2006 roku. Jesteśmy organizacją, która powstała z inicjatywy polskich przedsiębiorców w Abu Zabi i polskiej ambasady. Główny aspekt naszych działań to promocja Polski i polskiego biznesu w Emiratach oraz promocja Emiratów tutaj w kraju. Szczególnie koncentrujemy się na pomocy polskim firmom, ale skupiamy działania na rozwiązaniach systemowych, które maja na celu eliminację przeszkód w robieniu interesów i handlu z Emiratami dla wszystkich przedsiębiorców. Nie ma wiele polskich firm w ZEA, około 25. Polaków mieszkających w ZEA jest ok. 3 tysiące. Większość działa zawodowo. To na przykład inżynierowie i lekarze.
Jak Emiratczycy kojarzą Polskę?
Kiedy w 2006 roku odwiedzaliśmy izbę handlową i mówiliśmy "Polska", oni kojarzyli ten kraj z Bułgarią i Rumunią. Nie wiedzieli, gdzie leży Polska, ani co to w ogóle jest. Od tego momentu wiele się zmieniło. W Emiratach mieszka 9 milionów ludzi z czego 8 milionów to cudzoziemcy. Do tego dochodzi rotacja cudzoziemców, bo wiele osób przyjeżdża na dwu- i trzyletnie kontrakty, a potem opuszcza kraj. Dlatego tak ważne jest, by informować, co można w Polsce kupić, zobaczyć, gdzie inwestować... W tej chwili coraz więcej osób kojarzy Polskę np. z medycyną i turystyką. To bardzo dobre zjawisko.
Dlaczego Pan, arabski biznesmen z polskim paszportem, zajął się promocją Polski w Emiratach?
Studiowałem w Polsce, dlatego znam język polski. Ukończyłem Akademię Medyczną w Warszawie, z zawodu jestem lekarzem. W międzyczasie studiowałem też zarządzanie. Moja żona jest Polką, moje dzieci mają polskie obywatelstwo, ale od lat mieszkamy w Abu Zabi. Sam robię tu interesy, w branży chemicznej. W 2014 roku uruchomiłem w Emiratach fabrykę chemiczną Gulf Flour. To inwestycja warta 1,2 mld złotych.
Kultura robienia biznesu w Emiratach bardzo się różni od polskich warunków?
Tak. I są różne aspekty, zależy, z kim się robi biznes. Partnerem przy mojej inwestycji w kompleks chemicznych jest członek tamtejszej rodziny królewskiej. Miałem okazję kilkanaście razy uczestniczyć w spotkaniach, gdzie ludzie z całego świata przyjeżdżają i pokazują, jakie mają pomysły i dlaczego ludzie z Emiratów mieliby w nie zainwestować. Zresztą, zauważyłem, że Amerykanie i Brytyjczycy robią takie prezentacje najlepiej, a Polacy niestety dosyć słabo. Przy prezentacjach dla Emiratczyków bardzo ważne jest pierwsze 10 minut. Trzeba dać podwójną dawkę informacji, by ich zachwycić projektem. To jest sztuka. Druga sprawa – język. Polacy mówią po angielsku, ale byłem na kilku polskich prezentacjach, przy których ludzie nie wiedzieli, o co chodzi. To był angielski, ale nie ten wyrafinowany. To czuć, a u Polaków sprawa języka też kuleje.
W prowadzeniu biznesu w Emiratach szczególnie ważny jest kontakt z ludźmi. Projekt inwestycji może być wspaniały, ale jeśli zawodzi "element ludzki" nic z niego nie będzie. Patrzenie w oczy, reakcje człowieka, to, jak mówi, ruchy, gestykulacja – ludzie z Emiratów przywiązują do tego bardzo dużą wagę. Czasami Emiratczycy specjalnie podpuszczają, by sprawdzić, czy biznesmen mówi prawdę. Dlaczego? Pamiętam, że w jednym roku widziałem ponad 60 prezentacji, czyli bardzo dużo. Większość była nic niewarta. To dlatego, że ludzie przyjeżdżają do ZEA i myślą, że tutejsi inwestorzy są naiwni i można im wszystko łatwo sprzedać. Dlatego u Emiratczyków pierwsze prezentacje wywołują podejrzliwość.
Mówi pan "inwestorzy". Czyli szejkowie?
Jak czytam polskie media, to nie rozumiem tej nazwy "szejk". Szejk w Abu Zabi to jest tylko i wyłącznie członek rodziny z tytułem królewskim. To tak, jakbyśmy mówili, że każdy biznesmen w Anglii to "książę". Nawet najbogatszy biznesmen w ZEA, jeśli nie należy do konkretnego klanu, nie może posługiwać się tytułem szejka. W drugim aspekcie tytuł ten jest religijny, ale tutaj także on nie pasuje. Jestem przeciwnikiem uogólniania i nazywania wszystkich bogatych ludzi w Emiratach szejkami.
Czy w biznesie ma znaczenie bariera kulturowa i religia?
Religia nie ma znaczenia. Emiraty są tylko na pozór bardzo konserwatywne. Nowoczesność tam wręcz kipi, a ludzie też są bardzo współcześni, mimo że chodzą w tradycyjnych szatach. Większość osób, które znam, skończyła Yale i Harvard. Jeździłem z szejkami z rodziny królewskiej na wakacje do USA, Kanady i Szwajcarii . Oni się ubierali i zachowywali normalnie. Nikt by nawet nie powiedział, że pochodzą z Emiratów.
Oczywiście ten konserwatyzm jest, ale według mnie tylko pozorny. Kraj rządzi się swoimi zasadami, które okazują się wątpliwe. Jest zakaz picia alkoholu, ale jak pan pójdzie do pierwszego lepszego hotelu, to napije się ile chce. Mówi się, że niemałżeńskie pary nie mogą mieszkać razem. Ja znam wiele takich par. Problem pojawia się wtedy, kiedy musi interweniować państwo. Na co dzień nikt się nie wtrąca. Dlatego bardzo dobrze mieszka się w tym kraju.
Emiraty to kraj pozorów?
Ewidentnie. Są pewne rzeczy, które moim zdaniem powinny się zmienić, bo one istnieją tylko na papierze. Sklepy z alkoholem, możliwość mieszkania razem bez ślubu, normalne dyskoteki – to wszystko tam funkcjonuje. Żyje się normalnie. Tradycyjnie żyją rodowici Emiratczycy i bardzo rzadko zdarza się, by cudzoziemcy trafili do ich domów. Ja przez kilka lat w każdy poniedziałek bywałem u swojego partnera biznesowego w pałacu. Poznałem rodzinę. To są świetni ludzie, z bardzo wysoką kulturą i wyedukowani. Charakteryzują się dyscypliną i charakterem, czyli cechami, których wielu osobom brakuje. Gdyby wszyscy byli jak oni, ten świat byłby idealny.
"Jak oni", czyli jacy?
Chodzi o pewien kodeks honorowy. Emiratczycy na pewno nikogo nie okłamią. Jeśli coś mówią, to dotrzymują słowa. Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy, bo przecież w każdej rodzinie może znaleźć się zły człowiek. Poza tym to, co ich wyróżnia, to niesamowity spokój. Są bardzo małomówni, ale jednocześnie zdecydowani. Pan ich nie zobaczy w hotelach, miejscach publicznych. No i nie zobaczy pan ich żartujących.
Jest jedna bardzo ważna rzecz – sposób załatwiania interesów między sobą. Byłem kiedyś na spotkaniu dwóch biznesmenów, którzy znają się jak łyse konie. Spotkali się, zjedli kolacje i ani słowem nie wspomnieli o interesie, który był warty 300 milionów złotych. Mieli przy sobie dwóch współpracowników, którzy wyszli na chwilę, uzgodnili wszystko i ubili interes. To jest ciekawa rzecz. Jak pan coś załatwia, to zawsze odeślą do swojego przybocznego. Tamtejsi biznesmeni między sobą o interesach wprost nie rozmawiają.
Wróćmy do spraw obyczajowych. Jaka jest pozycja kobiet?
Musi pan z moją żoną porozmawiać (śmiech). Zapewniam, że jak kobieta nosi chustkę na głowie, to nie znaczy, że jej prawa są ograniczone. W moim odczuciu kobiety mają tam większą swobodę i lepsze warunki niż Europejki. Nie muszą harować, szósta rano, dzieciaki, szkoła, autobus, bieganina... One tego nie robią. Z drugiej strony są to też kobiety wyedukowane na świecie, od USA po Europę.
Dziwię się, że w Polsce widzi się to tak, jakby kobiety tam były prześladowane. Ja przed moim przyjazdem do Polski miałem rozmowę z prawniczką, z którą współpracujemy. Ona nosi chustę, ale w dniu, w którym się spotkaliśmy, przyjechała Bentleyem, a dzień wcześniej innym samochodem. Ma to bogactwo i jak chce, w każdej chwili wsiada w samolot i leci do Londynu. Żadna z tutejszych kobiet nie zamieniłaby się np. z "matką Polką".
Faktem jest też, że kobietom tutaj lepiej robi się biznesy. Emiratczycy nigdy nie są agresywni, a kiedy kobieta przedstawia jakiś projekt, jej obecność dodaje atmosferze spokoju. Lepiej się z nią dogadują. W mojej fabryce chemicznej w strefie przemysłowej gdzie jest nasz kompleks chemiczny zarząd to w większość kobiety. Kiedy załatwiałem nasze interesy, też cały czas miałem do czynienia z kobietami.
Jak pan patrzy na kontrowersje dotyczące Emiratów? Na przykład sprawy gwałtów na cudzoziemkach. Ostatnio mówiło się też o polskich modelkach, które miały się sprzedawać bogatym biznesmenom w ZEA.
To jest tak, że kiedy ludzie przyjeżdżają tu na wakacje i dochodzi do pojedynczych incydentów, wtedy świat zaczyna o tym mówić i powstaje jednostronny wizerunek. Nie można sądzić Emiratczyków na podstawie tych przypadków. Często one są zresztą fałszywe, co okazuje się na końcu i czego już nikt nie słucha.
Jeśli chodzi o modelki i prostytucję, to nie słyszałem, by w ZEA było to wyjątkowe. Prostytucja to najstarszy zawód świata. On był i jest na całym świecie. Szwajcaria, Stany Zjednoczone – tam w takich aferach brali udział najbogatsi i politycy. Dlaczego, jeśli coś takiego rzeczywiście dzieje się w ZEA, robi się z tego wielkie "halo"?
Poleciłby pan Emiraty jako miejsce pracy? Czy warto jechać do "raju na ziemi", jak mawiają o ZEA niektórzy?
Zależy od tego, czego się w życiu chce. Emiraty to nie jest kraj, żeby tam wyemigrować i spędzić całe życie, mieć emeryturę i umrzeć. Przecież nie można tam nawet dostać obywatelstwa i nie istnieje coś, co nazywa się pobytem stałym. Nie ma też państwowych ubezpieczeń zdrowotnych czy socjalnych. Każdy musi o siebie zadbać w swoim zakresie. Faktem jest, że to kraj bez podatków. Podatki, jeśli istnieją, to tylko pośrednie, których nie czujemy. Ludzie muszą przecież płacić np. za wyrobienie dowodu, za pobyt, za zatrudnienie osoby. Dla mnie, jako inwestora, to jest koszt i wolałbym chyba płacić podatek dochodowy i wymagać od państwa, niż różne rzeczy opłacać we własnym zakresie.
Poza tym jest problem rotacji. Rynek europejski to 28 krajów otwartych dla Polaków. W Dubaju są reprezentanci 200 krajów z całego świata. Konkurencja jest wielka. Hindusi i ludzie z tamtego regionu są w stanie wykonać pracę może lepiej niż osoby z Polski i za połowę ceny. To ważna kwestia dla osób, które chciałyby się tam wybrać. Z drugiej strony dla specjalistów w danych dziedzinach Emiraty mogą być atrakcyjną opcją. Mam przykład kolegi, który ukończył studia medyczne w Polsce, potem pracował przez 10 lat w Danii i wyjechał do Abu Zabi. Pracuje jako lekarz. Miesięcznie miał pensję 80 tys. złotych plus dodatki za każdego pacjenta i operacje. Wychodziło 250 tys. złotych na miesiąc.
Ćwierć miliona złotych. A ile wynosi tam średnia pensja?
Tak, to bardzo dużo. Ale trzeba zaznaczyć, że tam sporo kosztuje np. wynajęcie domu. Wynajem to od 350 tys. złotych do pół miliona. To koszta, o których ja mówię, że to są "podatki pośrednie". Dobra pensja w Emiratach to 50-60 tys. złotych. Ogólnie kraj jest tańszy niż Polska oprócz dwóch spraw: mieszkania i edukacji. Za inne rzeczy płaci się mniej. Na przykład samochody są tańsze, bo nie ma podatków.
Generalnie powiem tak. Ja ostatnie 10 lat spędziłem w Abu Zabi. Przez pierwsze dwa lata osoba, która tam przyjeżdża, jest pod wpływem tej całej współczesności i bogactwa. Z biegiem czasu się do tego przyzwyczaja, a po 5 latach staje jej się to obojętne. Po tym czasie zacząłby pan tęsknić za Polską, za chłodem, za różnymi innymi rzeczami. To tak, jak często jest z dziewczyną: najpierw zachwyt, potem przyzwyczajenie, rutyna i być może rozwód. Emiraty nie są dla każdego.