Chwalili się, że ich jajka jako jedyne są wolne od GMO. Tymczasem to bzdura – wszystkie jaja są wolne od GMO. Sąd i izba drobiarzy ujawniają manipulację znanej telewizyjnej reklamy.
– Patrzcie, wszczepiają soi obcy gen bakterii, a potem takie zmielone ziarno GMO dodają do paszy. Po mojemu to wbrew naturze. Ja bym tego kurkom nie dała – tłumaczy w reklamie pani Halinka. Pieszczotliwie głaszcząc swoja kurę, zachwala jaja firmy Farmio, jako wolne od GMO. Tyle reklamy, bo w sklepie okazuje się, że zdrowie i bezpieczeństwo kosztuje. W Tesco jaja od kury pani Halinki można kupić po 66 groszy, te od innych producentów są o połowę tańsze.
Niedawno o chwytliwej kampanii wypowiedział się sąd. – Reklama jest manipulacją. Firma wmawia klientom, że szczególną cechą tych jajek, jest to, że są wolne od GMO, a to bzdura. Łańcuch DNA modyfikowanej śruty sojowej ulega rozpadowi w jelitach kur, nie przenosi się do mięsa ani jajek – twierdzi Rafał Ratajczak szef Krajowej Izb Producentów Drobiu i Pasz, powołując się na badania naukowe. Kiedy Farmio ruszyło z kampanią Izba drobiarzy zamieściła na swoich stronach internetowych demaskujące wyjaśnienie. Farmio zareagowało na to pozwem o zniesławienie.
Pod koniec lutego sąd wydał wyrok w tej sprawie. Oddalił zarzuty Farmio, stwierdzając, że organizacja hodowców kur napisała prawdę. Okazało się, że nauka nie ma technologicznych narzędzi, aby rozróżnić, które jajo powstało w oparciu o soję modyfikowana, a które nie. W związku z tym nie można reklamować cechy, która nie wyróżnia produktu.
Reklamy lubią straszyć
Jeśli tak, to sprawą kampanii reklamowej powinien zająć się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W 2009 roku urząd ukarał firmę Zbyszko grzywną w wysokości 240 tys. zł za podobny reklamowy bełkot: "Większość z Państwa nie kupuje wód smakowych. Trudno się dziwić – benzoesan sodu, sorbinian potasu – to konserwanty. Jeszcze trochę, a będziemy wszyscy świecić” – dało się słyszeć w reklamie.
Powołani przez sąd eksperci zaświadczyli, że konserwanty, którymi straszono w reklamie to w gruncie rzeczy bezpieczne substancje – o ile oczywiście ich stosowanie jest zgodne z normami żywieniowymi. Potwierdził to Główny Inspektorat Sanitarny oraz Instytut Żywności i Żywienia. Skutek reklamy był taki, że 17 proc. ankietowanych osób bało się pić wodę z dodatkami smakowymi. Zanim wyjaśniono zamieszanie, Zbyszko jako jedyny producent "wody bez dodatków" zgarnął premię z rynku.
Czy Farmio nadal będzie straszyć GMO? - Instytucje uprawnione do kontroli produktów, w tym GIJHARS i UOKiK nie uznały oznaczeń produktów Farmio za nieprawidłowe lub wprowadzające konsumenta w błąd mówi Marcin Bugalski z Farmio. Firma przedstawia ten konflikt jako walkę z lobby, które w imię zysków gotowe jest faszerować klientów produktami wytworzonymi dzięki modyfikowanym genetycznie produktom. – Branża drobiarska w Polsce opiera się na paszy zawierającej składniki modyfikowane genetycznie. Poruszyliśmy temat tabu. Najlepiej, żeby o GMO było cicho – przekonywał we wcześniejszych wypowiedziach Andrzej Łęgosz, wiceprezes Farmio.
Izba drobiarzy podaje, że genetycznie modyfikowaną soją karmionych jest 90 proc. polskich kur. Wcześniej paszą, zapewniającą kurom białko była mączka mięsno-kostna. Zakazana do stosowania hodowli po aferze z wykryciem choroby Kreuzfelda-Jakoba u krów. Soja jest uprawiana głównie w USA, a tamtejsi farmerzy stosują praktycznie tylko ziarno modyfikowane genetycznie – w ten sposób, aby rośliny były bardziej odporne na choroby.
Rafał Ratajczak mówi, że przez to na polskim rynku dostępna jest właściwie tylko pasza z dodatkiem modyfikowanej soi. – Producenci jaj, szczególnie ci, działający w dużej skali, nie będą przecież kupować zboża od chłopa na worki. To biznesowy nonsens –dodaje. Przy okazji zdradza, że Farmio nie ma ani jednego własnego kurnika. Całą produkcję jaj zleca współpracującym z marka hodowcom kur. Stąd brały się absurdy ujawniane w internecie przez konsumentów, że jaja od kury pani Halinki tak naprawdę pochodzą z hodowli klatkowej.
Co ciekawe, za firmą Farmio stoi rodzina Niewiadomskich. To bohaterowie rankingów najbogatszych Polaków i dawni właściciele znanego holdingu spożywczego Agros Nova. Jego marki to Kotlin, Łowicz czy soki Fortuna. W 2011 roku firma trafiła w ręce zagranicznego funduszu inwestycyjnego. Niewiadomscy, według spekulacji prasowych, mieli otrzymać około 400 mln złotych. Teraz inwestują je w nowe przedsięwzięcia.
Zyskowny eko-biznes
W Polsce codziennie kury znoszą 35-40 mln jaj. Trzy czwarte zjadają Polacy, reszta idzie na eksport. Choć rynek „jaj ekologicznych” to tylko 10 proc., jest bardzo dochodowy. Jajka są zazwyczaj dwukrotnie droższe od tych pochodzących od kur mieszkających w klatkach.
Tak naprawdę jajo, jako produkt natury, ma zawsze ten sam skład witamin i mikroelementów, przekonują hodowcy, rzucając na stół badania naukowe. Wartość odżywcza jaj zależy od optymalnego żywienia kur, a nie od systemu ich utrzymania. Jaja z systemów klatkowych, to gwarantowana higiena, czystość i bezpieczeństwo zdrowotne – twierdzi Światowe Stowarzyszenie Wiedzy Drobiarskiej (WPSA). Rozwiewa ono mity o lepszych i zdrowszych jajach od „szczęśliwych kur” na wolnych wybiegach.
– Nie ma różnicy w wartości odżywczej pomiędzy jajami od kur z chowu na wolnym wybiegu a jajami od kur z chowu klatkowego. Oba jaja mają taką sama zawartość witamin A i E – twierdzi Kenneth E. Anderson, profesor na wydziale nauk drobiarskich na uniwersytecie stanowym w Północnej Karolinie i autor szczegółowych badań dla Departamentu Rolnictwa USA.
Wtóruje mu profesor Jan Niemiec ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie: – Należy wyraźnie powiedzieć konsumentom, że jajo, jako komórka rozrodcza ma bardzo stabilny skład niezależnie od tego, w jakim systemie chowu zostało wyprodukowane. Wartość odżywcza jaj ze wszystkich systemów odchowu jest bardzo zbliżona. Jaja z klatki są bardzo dobre, zdrowe i należy ich jeść bardzo dużo ze względu na ich wartość odżywczą. Pod względem higienicznym są lepsze od produkowanych w systemach ekstensywnych.