
"Urodziłam się, by stworzyć świat z mojej wyobraźni, świat, jak z bajki, kolorowy, piękny, czarodziejski... dobry" pisze Ewa Minge w swojej autobiografii. A zaraz potem: „Siwa wrona jest tak samo nierealna jak moje marzenia o międzynarodowym imperium". Kim jest zdolna projektantka, tak wyszydzana w Polsce?
Projektować zaczęła w wieku dwudziestu siedmiu lat. Była połowa lat 90., ona - ambitna kobieta ze Szczecinka - zamarzyła sobie ubierać Polki. Powstała luksusowa linia EVA Minge, w skład której weszły nie tylko kolekcje couture i wieczorowe, lecz także sportowe czy biznesowe, a do tego dodatki (a teraz też dom mody obecnie zajmuje się też architekturą i wzornictwem przemysłowym). Niespełna dziesięć lat po pojawieniu się w świecie mody została zaproszona na pokaz na Schodach Hiszpańskich w Rzymie. Była pierwszą Polką, która miała możliwość się tam pojawić.
Mój świat jest jak z F16 na pokazach lotniczych. Zwrot akcji w tempie nierealnym. Wieczne wędrówki z punktu a do punktu b i ludzie, którzy mnie potrzebują, zwyczajny los człowieczy, bez gwiazdorskiego zarysu, sztabu asystentek i ochroniarzy. Bywam w warzywniaku jak każdy, i w piekarni bywam, i w depresji chwilowej... Bywam w moim wymarzonym domu w środku potężnego lasu, gdzie za oknem spokój i potęga przyrody. Gdzie zmrok pomaga tworzyć, a szum chłodnego wiatru zazdrości kominkowi ognia. Kominek nie jest zbędnym gadżetem.
I o Minge w zasadzie przeciętny Kowalski wie tyle, co ogłoszą portale plotkarskie. "Minge robi nam międzynarodowy wstyd", "Ewa Minge walczy z chirurgiem plastycznym", "Angielski Ewy Minge... gorszy niż Miss Polonii", "Tapicerka pod kolor włosów" albo "Minge dostała 24 punkty karne!" - to tytuły poświęconych jej tekstów. O jej kolekcjach wiadomości w zasadzie są znikome.
Nie powinnam żyć. Kilka razy otarłam się o śmierć. Miałam wrażenie, że umieram, kiedy po kolei odchodzili moi bliscy. Umierałam, gdy rozpadała się moja rodzina, gdy zawodzili mnie przyjaciele. Jakąś cząstkę z nas zabija każdy człowiek, który nas zdradza, oszukuje, zawodzi, jakąś cząstkę zabija każda ludzka podłość. Nawet jeśli nie dotyczy nas, tylko innych ludzi, którzy cierpią. Wyspecjalizowałam się w podnoszeniu się, zbieraniu zgliszczy, ratowaniu tego, czego uratować się nie da. Trening na własnym bólu stworzył we mnie mistrza. Podobno na drugie imię mam Siła. Moi synowie w dzieciństwie nazywali mnie mama Rambo.
I teraz projektantka napisała książkę. Autobiografia "Życie to bajka" wydana przez The Facto będzie miała swoją premierę w drugiej połowie maja. Póki co można obejrzeć okładkę i poznać fragmenty. Ta pierwsza - dość kiczowata, ze złotymi napisami i czarno-białym zdjęciem Minge. Te drugie - dość zaskakujące. Nie można po nich wywnioskować zbyt wiele poza tym, że projektantka pisze obrazowo, czasem infantylnie i bardzo personalnie.
Przy tym ogromnym kominku, w domu, trochę z bali, trochę z czerwonej cegły, toczy się moje życie. Wstaję leniwie kiedyś tam, po nocnym szkicowaniu przy wielkim dębowym biurku pod wielkim oknem, do którego zaglądają jodły, świerki, brzoza i wrony. Lubię wrony. Wolę od gołębi. Karmię je regularnie i są mi bliskie. Była nawet jedna siwa. Siwa wrona jest tak samo nierealna jak moje marzenia o międzynarodowym imperium.
Napisz do autorki: aleksandra.zawadzka@natemat.pl
