Zaledwie przed tygodniem w Katmandu odbyła się konferencja naukowa, podczas której ostrzegano przed możliwym trzęsieniem ziemi. Liczba ofiar, przepełnione szpitale oraz kończące się leki sugerują jednak, że niewiele w tej sprawie zrobiono. Dlaczego? – Żeby to zrozumieć, trzeba znać specyfikę takiego kraju jakim jest Nepal. Tam nie ma pieniędzy na takie procedury – mówi Maciej Wesołowski, redaktor prowadzący magazynu „The National Geographic Traveler”.
Liczba ofiar sobotniego trzęsienia ziemi w Nepalu przekroczyła już 3,6 tys. osób i nadal rośnie. W kataklizmie dach nad głową straciły dziesiątki tysięcy osób. Z raportów pracujących na miejscu ekip ratunkowych wynika, że już milion dzieci potrzebuje natychmiastowej pomocy. Mówi się, że to najtragiczniejsze w skutkach trzęsienie ziemi w Nepalu od 1934 roku, gdy w podobnych okolicznościach zginęło ok. 17 tys. osób.
Niespełna tydzień temu w stolicy kraju, Katmandu odbyła się konferencja naukowa podczas której eksperci ostrzegali rząd i mieszkańców przed możliwym trzęsieniem ziemi. Niewiele jednak w tej sprawie zrobiono. Dlaczego?
Maciej Wesołowski: Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba znać specyfikę Nepalu. I wiedzieć, że to jest bardzo biedne państwo. Procedur czy działań mających na celu zabezpieczenie kraju przed dotkliwymi skutkami kataklizmów, które powszechnie stosuje się czy to w USA czy w Europie, w Nepalu zwyczajnie nie ma. Tam przecież masa ludzi żyje za dolara dziennie albo niewiele ponadto. Bieda naprawdę jest ogromna. Z tego co pamiętam trzy czwarte społeczeństwa utrzymuje się z rolnictwa, reszta z turystyki. Do tej ostatniej grupy można też zaliczyć tragarzy, tych słynnych szerpów, którzy często noszą na plecach pakunki znacznie przewyższające ich masę ciała. Na własne oczy widziałem jak pod górę wspinają się mężczyźni na oko ważący 40-50 kg z towarem o masie, powiedzmy, 80 kg.
Dla pieniędzy?
Tak, oni to robią oczywiście po to, by więcej zarobić. Tyle, że kończy się to dla nich nierzadko źle – kontuzją a czasem nawet śmiercią. Są oczywiście różne organizacje, instytucje, które starają się im pomóc, ale to ciągle za mało.
Oni na tym kataklizmie nie stracą? Z informacji płynących z Nepalu wynika, że zniszczeniu uległo bardzo dużo zabytków regionu, m.in. te wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO – stupy i posągu w Dolinie Katmandu, stołeczna starówka, legendarna Świątynia Małp. Jak to wpłynie na turystykę Nepalu?
Nie wpłynie, bo największe i najważniejsze atrakcje Nepalu to jego góry – Mount Everest i pozostałe ośmiotysięczniki oraz niezliczone ilości tych nieco niższych sześcio- i pięciotysięczników. Tych ostatnich jest zresztą, jeśli się nie mylę, niemal 400 w Nepalu, który jest przecież dwukrotnie mniejszy od Polski. Turyści do tego kraju przyjeżdżają przede wszystkim po to, by się wspinać i to na tym właśnie rząd nepalski najwięcej zarabia. Nie wiem czy pani wie, ale żeby się wspiąć np. na Mount Everest trzeba wykupić specjalne pozwolenia. To często koszta rzędu kilkudziesięciu tysięcy dolarów.
Tyle płaci ekspedycja czy pojedynczy turysta?
Wydaje mi się, ze każdy z członków, który chce atakować szczyt. Niedawno rozmawiałem z kimś, kto chciał zdobyć szczyt i wiem od tej osoby, że koszt dwu- czy dwumiesięcznej wyprawy był w tym przypadku równy 100 tysiącom złotych. Zatem, by zdobyć szczyt trzeba być albo majętnym człowiekiem albo pozyskać dla całej wyprawy sponsora.
Oczywiście. I tu wraca wątek zabytkowej architektury. Dostęp do niej był zdecydowanie łatwiejszy i przede wszystkim tańszy. Mimo to twierdzi pan, że jej strata nie wpłynie znacząco na turystykę?
Tak, ludzie do Nepalu będą przyjeżdżać bez względu na to. Te świątynie, budowle, na pewno stanowiły atrakcję, ale nie jedyną. Ten kraj ma sporo do zaoferowania, chociażby wiele atrakcji naturalnych, zawsze znajdzie się coś wartego zobaczenia. W Nepalu jest na przykład kilka stref klimatycznych. Na południu mamy tropiki i Park Narodowy Chitwan. Tam można zobaczyć tygrysy, lamparty, nosorożce, orły a nawet bociana. Kompletnie inny klimat niż ten w Himalajach.
W Chitwan odwiedzający mogą zobaczyć ok. 450 gatunków ptaków, 50 gatunków ssaków i tyle samo płazów i gadów. W parku żyją takie zwierzęta jak m.in. tygrys bengalski,nosorożec indyjski, jelenie aksis, gaury, delfiny słodkowodne, krokodyle błotne, gęś dwubarwna czy bocian czarnoszyi.Czytaj więcej
Oczywiście jest taka możliwość, że turyści przez jakiś czas będą bali się do Nepalu przyjeżdżać, bo liczba ofiar jest jednak ogromna. I normalną rzeczą jest obawa o to, że coś takiego może spotkać właśnie ich. Myślę jednak, że najdalej za rok wszystko wróci do normy. Jestem też przekonany, że rząd nepalski zrobi wszystko, co w jego mocy, by te negatywne „skojarzenia” jakoś zniwelować. Tym bardziej, że ta turystyka himalajska jest jedną z głównych gałęzi gospodarki. Z niej jest naprawdę dobry dochód.
W sobotnim trzęsieniu ziemi najsilniej ucierpiały trzy historyczne miasta Nepalu – stolica Katmandu oraz położone w jej pobliżu miasta Patan i Bhaktapur. Zniszczony został tzw. Durbar Square – starówka w Katmandu budowana od czasów średniowiecza. Ucierpiała też Świątynia Małp – religijny kompleks w Dolinie Katmandu – której wiele zabudowań legło w gruzy.
Dochody z turystyki to ok. 3 proc. PKB Nepalu.
Na przykład co?
Może jakaś kampania promocyjna? Taka, które będzie zachęcała do przyjazdu przekonując jednocześnie, że to bezpieczny i ciekawy kraj.
A rzeczywiście jest bezpieczny?
Trudno powiedzieć by trzęsienia ziemi były w Nepalu częste. Na pewno jakieś lżejsze wstrząsy się zdarzają, ale kataklizmy takiej skali jaka miała miejsce w ostatnich dniach nie są w tym kraju normalnym zjawiskiem. To najsilniejsze trzęsienie od ponad 80 lat, ale mimo wszystko to zdecydowanie rzadkość, by aż tak trzęsło.