W lutym 2014 r. miała wejść w życie unijna dyrektywa, która na producentów sprzętu RTV i AGD nakłada nowe obowiązki dotyczące ochrony środowiska. Miała, bo odpowiednia ustawa wciąż nie jest gotowa, chociaż o zmianie wiadomo było od dawna. Co więcej, istnieje ryzyko, że wdrożenie unijnej dyrektywy odbędzie się w sposób, który wcale nie wyeliminuje patologii na rynku elektrośmieci.
Cała branża zbierania i przetwarzania śmieci powstała z unijnego obowiązku, nałożonego na producentów sprzętu, nazywanych wprowadzającymi. Prawo zobowiązuje ich do zebrania i przetworzenia odpowiedniej masy ZSEE, jak określa się elektroodpady – od 2011 roku co najmniej 35 proc. Masy wprowadzonych urządzeń, co daje 4 kg na głowę. Jeśli normy nie wyrobią, płacą karę – nawet do 1,8 zł za brakujący kilogram, przy produkcji rzędu 200 mln ton rocznie.
"Rynek" biznesowy?
Jak opisywaliśmy wcześniej, "rynek" ZSEE stał się jednak patologiczny. M.in. dlatego, że część organizacji odzysku, niepowołanych przez producentów, z obowiązku ochrony środowiska uczyniła biznes. Wówczas organizacje odzysku zamiast finansować przetwarzanie ze środków producentów, wyprowadzają je w formie zysku.
Jeśli dodać do tego, że organizacje te mogą być kapitałowo powiązane np. z zakładami przetwarzania, wychodzi patologiczna, z punktu widzenia ochrony środowiska, sytuacja. Dochodzi do tego, że podmioty powiązane kapitałowo same sobie potwierdzają wykonanie obowiązków, związanych z ochrona środowiska. W efekcie zamiast zgromadzone środki wydawać na szczytne cele, wypłacają je sobie w postaci dywidend.
By osiągać zysk, w takich "konglomeratach" branżowych dochodzi m.in. do wystawiania fałszywych zaświadczeń o przetworzeniu. Jak szacowało w swoim raporcie PwC, oszustwa takie mogą dotyczyć nawet 40 proc. oficjalnie przetworzonego sprzętu, Instytut Badań nad Gospodarką wskazywał w 2012 roku nawet na 50 proc. Straty państwa z tego powodu mogą wynosić nawet 7 mln złotych, ale nie uwzględniono tutaj kosztów, jakie niosą za sobą zagrożenia dla środowiska.
Środowisko cierpi, nie ma kontroli
Tymczasem jak wskazywał podczas jednej z konferencji na ten temat Główny Inspektor Ochrony Środowiska Jerzy Kuliński, w 2014 r. przeprowadzonych zostało prawie 500 kontroli w zakładach z branży, w co drugim przypadku stwierdzono nieprawidłowości związane z ochroną środowiska. A warto pamiętać, że GIOŚ swoją kontrolę musi zapowiedzieć tydzień wcześniej i jednocześnie nie ma narzędzi, które pozwoliłyby mu zweryfikować, czy dany zakład faktycznie przetworzył tyle, ile zadeklarował w dokumentach.
Przedstawiciele branży od lat wskazywali, że obecny system, który powstał na mocy ustawy z 2005 roku i był nowelizowany w 2008 r., jest dziurawy. Zarówno od strony ochrony środowiska, jak i finansowej. Dowodził tego podczas konferencji z okazji 10-lecia ZSEE w Polsce Wojciech Konecki, dyrektor CECED Polska (organizacja zrzeszająca największych europejskich producentów AGD).
Nowe prawo, stare problemy
Nową dyrektywę dotyczącą ZSEE państwa członkowskie miały wprowadzić w życie do lutego 2014. Polska, oczywiście, nie zdążyła w tym terminie i grożą jej kary, nakładane przez Trybunał Sprawiedliwości UE, liczone w setkach tysięcy euro. Jak podkreślał podczas konferencji Konecki, to doskonała okazja, by uszczelnić system.
Rząd w efekcie postanowił nie nowelizować po raz kolejny przepisów, tylko stworzyć zupełnie nową ustawę. Sam koncept nie miał być jednak rewolucyjny, a jedynie "stanowić podstawę implementacji unijnej dyrektywy".
Rząd ugina się pod presją?
Zmiany te mogą jednak nie wystarczyć. Główne bowiem postulaty ze strony rzetelnych uczestników rynku to obowiązek działania w modelu not for profit dla organizacji odzysku i wprowadzenie monitoringu w zakładach zbierania i przetwarzania. Wówczas organizacje nie miałyby powodu, by wyprowadzać pieniądze producentów jako zyski, a dzięki monitoringowi czarno na białym byłoby widać, czy faktycznie zakład przetworzył tyle elektrośmieci, ile zadeklarował.
Pierwsza zmiana, czyli uczynienie OO organizacjami not for profit, może jednak napotkać silny opór ze strony niektórych członków rynku. Podczas niedawnej debaty "Rzeczpospolitej" na ten temat przedstawiciele jednej z kancelarii prawnych przekonywali, że takie prawo mogłoby być niekonstytucyjne, bo stanowi "ingerencję w zasady gospodarki wolnorynkowej". O tym jednak, że "rynek" ZSEE z klasycznym wolnym rynkiem ma niewiele wspólnego, bo powstał w celu ochrony środowiska, prawnicy już nie wspominali. Zarzut niekonstytucyjności, ze względu na szczególne patologie dotyczące ochrony środowiska, wydaje się chybiony i stanowi próbę ochrony obecnego stanu.
Potrzeba więcej kontroli
W ustawie szykowanej przez rząd takie zapisy się nawet znalazły, ale... niektóre z nich zniknęły. Na przykład ten o monitoringu – na co uwagę zwróciła senacka komisja ochrony środowiska podczas swojego posiedzenia 4 lutego. Obecny na niej wiceminister Ostapiuk pytany był m.in. o to, czemu z ustawy wypadły zapisy o monitoringu.
Wiceminister wskazał tutaj, że część uczestników rynku na takie rozwiązanie się nie zgodziła, a wymagano w tym przypadku jednomyślności. Dowodził też, że instytucje państwowe nie dałyby sobie z tym rady, a na dodatek byłoby to kosztowne. Ministerstwo Środowiska deklaruje jednak, że "pozytywnie zaopiniuje" ten pomysł, jeśli okaże się, że nie obciąży on znacznie budżetu państwa. Warto jednak pamiętać, że "zaopiniowanie" nie oznacza wdrożenia danego rozwiązania.
W trakcie prac nad ustawą zrezygnowano też z innego pomysłu – by wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska mogły dokonywać kontroli zakładów bez uprzedzenia. Ten element kontroli miał zostać obalony, według Ostapiuka, na komitecie Rady Ministrów.
Wygląda więc na to, że rząd, z jednej strony chcąc jak najszybciej przyjąć przepisy, a z drugiej pokazać, że robi coś na rzecz środowiska, ostatecznie zgodzi się na półśrodki. Takie, które mogą nie wystarczyć do skutecznego rozwiązania obecnych problemów "rynku" ZSEE. Wówczas zaś Polska znowu może mieć problemy z Komisją Europejską, która jest zdeterminowana w uczynieniu z ZSEE zdrowej branży. Kary finansowe to tylko jeden z ewentualnych skutków takiej sytuacji.
Nadzieja na to, że duży problem ekologiczny zostanie potraktowany przez polityków z należytą uwagą, to nadzwyczajna podkomisja ds. Rozpatrzenia projektu ustawy ZSEE, powołana 9 kwietnia 2015 roku.
Dziś sytuacja faktycznie jest chora, bo w jednej grupie sprzętu wielkogabarytowego mamy zarówno lodówki, jak i okapy kuchenne. Przetworzenie okapu nie wymaga wiele pracy, bo całe urządzenie jest złomem. Lodówka jest już znacznie bardziej skomplikowanym urządzeniem, w którym mogą znajdować się odpady niebezpieczne. Kto spełniałby więc ustawowy obowiązek, przetwarzając lodówki, skoro można zrealizować go okapem.
Wojciech Konecki
Producenci AGD w innych krajach przeznaczają większe kwoty na recykling, w Polsce nie mają zaufania do systemu. Głównym problemem systemowym, jest brak skutecznej kontroli i nadzoru nad tym rynkiem. Przez to ponosimy straty materialne. Jeśli rynek się kurczy, to państwo traci nawet kilkadziesiąt milionów złotych rocznie na nieodprowadzonych podatkach.