Paweł Kukiz sukces swojej kampanii (bo trzecie miejsce w sondażach nim jest) opiera na krytyce obecnego systemu. Jedyną receptą na rozwiązanie problemu są: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze. Ale to może jedynie pogorszyć, a nie polepszyć sytuację. Bo JOW-y ograniczają, a nie rozszerzają pluralizm polityczny.
Jednomandatowe Okręgi Wyborcze to trzy słowa, która pojawiają się najczęściej w wypowiedziach Pawła Kukiza. Są jego receptą na wszelkie problemy, kandydat na prezydenta przekonuje, że to od zmiany systemu wyborczego na większościowy zacznie się naprawa Rzeczypospolitej. To mit, bo wiele z nieprawidłowości, z którymi trzeba się rozprawić wcale nie zależy od tego, jak wybieramy posłów. A JOW-y mogą jeszcze pogłębić dzisiejsze patologie.
Wiemy jak to się skończy
Jednomandatowe Okręgi Wyborcze to nie nowy wynalazek, doskonale znane są wszystkie mechanizmy ich działania, warunki, w których najlepiej się sprawdzają i konsekwencje. Dlatego łatwo można zweryfikować, czy rzeczywiście ich wprowadzenie w wyborach do Sejmu rozwiąże problemy, o których mówi w swojej kampanii wyborczej Paweł Kukiz. Większość z nich przedstawił w serii spotów programowych.
Kukiz przekonuje, że dzięki JOW-om wzrośnie poziom kontroli obywateli nad politykami. Problem tym, że nie da się tego zmienić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To kwestia budowy społeczeństwa obywatelskiego a także upowszechniania takich narzędzi, jak dostęp do informacji publicznej. Bez tego obywatele nie zaczną uważniej patrzeć na ręce politykom.
Bez kontroli
Podział Polski na 460 okręgów z jednym posłem nie musi też oznaczać, że politycy będą bliżej ludzi. Już dzisiaj partie starają się, by każdy powiat miał swojego przedstawiciela na listach. Poza tym bliskość polityka nie oznacza zwiększenia kontroli nad nim – nieprawidłowości w samorządach są tak samo powszechne jak złe rządzenie. Na spotkania gminne w małych miejscowościach przychodzi tak mały odsetek mieszkańców jak na wybory samorządowe.
W programie "Polityka przy kawie" w TVP1 Kukiz przekonywał, że obecny system wyborczy jest odpowiedzialny także za to, że o wynikach decyduje ilość wydanych pieniędzy oraz media. Tak samo jest w JOW-ach. Bo nawet jeśli w okręgu wyborczym mieszka 80 tys. osób, kandydat nie będzie w stanie dotrzeć do każdego z nich osobiście.
Według Kukiza JOW-y zapewniają stabilny rząd. Rzeczywiście sprzyjają temu, ale nie gwarantują, bo teoretycznie możliwa jest sytuacja, gdzie w każdym z 460 okręgów wygrywa osoba o innych poglądach i w rezultacie nie są w stanie dogadać się kogo poprzeć podczas tworzenia rządu. To mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe.
Zabetonowanie
Jednak bardziej prawdopodobne jest powstanie oligopolu i zabetonowanie sceny partyjnej. Tak, jak w USA czy Wielkiej Brytanii. W tym drugim kraju przez dekady rządzili Labourzyści lub Konserwatyści. Dopiero w 2010 r. do Izby Gmin dostali się Liberalni Demokraci Nicka Clegga i po raz pierwszy od 1974 r. musiał powstać rząd koalicyjny. Z kolei według sondaży przed zaplanowanymi na 7 maja kolejnymi wyborami w Wielkiej Brytanii wszystkie mandaty ze Szkocji mogą przypaść jednej partii. Jednej. Wyobrażacie sobie jednowładztwo PO lub PiS? Bez żadnej opozycji? Do tego właśnie mogą doprowadzić okręgi jednomandatowe.
Zdaniem kandydata na prezydenta dzięki JOW-om przestaniemy utrzymywać partie z naszych podatków. To nie ma ze sobą nic wspólnego. Finansowanie partii z budżetu można znieść już teraz, ale oczywiście żadna z partii nie chce tego zrobić. I nie ma tu nic do rzeczy to, czy posłowie wybierani są w jedno- czy w wielomandatowych okręgach. Bo dzięki JOW-om nie znikną partie jako takie. One funkcjonują i będą funkcjonowały, bo są jeszcze starszym efektem ewolucji życia politycznego niż JOW-y.
Nie trzeba JOW-ów
W spocie pojawia się też obietnica, że dzięki zmianie ordynacji zniknie niebezpieczeństwo fałszerstw wyborczych, bo będzie możliwe publiczne liczenie głosów. Dzisiaj nic tego nie umożliwia, nie ma prawnych przeszkód, by zmienić ustawę i taki mechanizm kontroli wprowadzić.
Sztab Kukiza przygotował też specjalny spot dla przedsiębiorców. Przekonuje w nim, że dzięki JOW-om zmniejszy się biurokracja i zniknie problem z arbitralnego interpretowania przepisów przez służby skarbowe. Znowu: nie trzeba zmieniać całego systemu, żeby to zmienić. To tak, jakby kupować nowy samochód, bo nie podobają nam się kołpaki.
Wyspa obiecana
Kukiz na każdym kroku przywołuje Wielką Brytanię jako wzór idealnego systemu, który sprawia, że politycy są odpowiedzialni przed obywatelami. Chyba zapomniał o głośnym skandalu, który wybuchł sześć lat temu. Posłowie przez lata oszukiwali na dodatku mieszkaniowym. I to pomimo JOW-ów.
Jednomandatowe okręgi mają być też receptą na wybór złego wykonawcy systemu informatycznego PKW, duży odsetek nieważnych głosów a nawet na format kart wyborczych. Do tego dzięki nim ma zniknąć Państwowa Komisja Wyborcza. To kłamstwo, bo PKW i Krajowe Biuro Wyborcze przygotowują wybory od strony technicznej, na przykład zamawiają karty do głosowania. Przekazanie tego stopień niżej oznaczałoby, że w każdym okręgu karty mogłyby wyglądać inaczej. To znacząco podniosłoby koszty przeprowadzania wyborów.
Zdaniem Kukiza partie wygrywają, bo już wcześniej wiedzą o terminie wyborów i dzięki temu wcześniej przygotowują kampanię. Tymczasem kandydat niezależny może zacząć kompletowanie sztabu dopiero po oficjalnym ogłoszeniu wyborów. Jeśli tak działał Kukiz, to wystawia złe świadectwo swojej inteligencji: datę wyborów można łatwo przewidzieć na podstawie Kodeksu wyborczego, bo ustala on zakres dat do wyboru. Poza tym przy JOW-ach też ktoś musiałby wyznaczyć termin głosowania. A problemy z zakładaniem konta komitetu może zmienić zrobienie porządku w urzędach.
Nic się nie zmieni
Lista rzeczy, które według Kukiza mają zmienić JOW-y jest dłuższa i zawiera głównie punkty, które z systemem wyborczym nie mają nic wspólnego. Bo ludzie emigrują do Wielkiej Brytanii z powodu JOW-ów, ale z powodu wyższego poziomu rozwoju gospodarczego. W żadnym stopniu od liczby mandatów w okręgach nie zależy też niewielka rola referendum w naszym systemie politycznym. Nie spadnie przez to także korupcja, bo każda władza deprawuje – jak pisał Lord Acton. Nie znikną też stare twarze, bo przecież JOW-y mamy w wyborach do Senatu. Efekt? Tylko trzech niezależnych senatorów.
Kukiz zarzuca naukowcom, którzy mówią, że JOW-y nie prowadzą do odpartyjnienia, że to z powodu tytułów naukowych, jakie dostali od obecnej władzy. Ja nie jestem profesorem, zastanawiam się więc jak Kukiz odpowie na te argumenty. Diagnoza Kukiza jest dobra, ale rozwiązanie zupełnie błędne.