– W świecie, w którym atrakcyjność seksualna i sprawność w tej dziedzinie decydują o pozycji w społeczeństwie jako jedne z najważniejszych wyznaczników, znaleźć drugą połówkę, która seksu do szczęścia nie potrzebuje strasznie trudno. Nam się udało – słyszę od Weroniki.
– Dlatego tę miłość doceniamy i pielęgnujemy tylko mocniej i mocniej. Bo dobrze wiemy, że wielu na takie życie nigdy nie miało szans i musiało wybierać cierpienie lub kompromisy – dodaje jej ukochany, Mikołaj. Oboje od ponad czterech lat żyją ze sobą w tzw. białym związku. Czyli jak mąż z żoną pod każdym względem, oprócz seksu.
Tacy sami, jak każdy...
Jak wygląda ich codzienne życie? – Pewnie chciałbyś zapytać o to łóżkowe – wypala wprost Mikołaj, gdy zadaję to pytanie. I dostaję szczerą odpowiedź, w której para tłumaczy, że łączący ich brak zainteresowania seksem sprawia, że bez problemu mogą mieć wspólną sypialnię i jedno, duże, wygodne łózko. – Jeszcze do niedawna trudno takim osobom, jak my było się określić. Dziś wręcz trochę modne stało się słowo aseksualiści, które nas opisuje. Choć niektórzy twierdzą, że to trzecia orientacja seksualna, z czym bym się już nie zgodził. Werze podobają się faceci, mnie kobiety. Żadne z nas nie chciałoby byś w związku z kimś tej samej płci – stwierdza Mikołaj.
A jego ukochana dodaje, że ich życie sypialniane nie przypomina może typowego dla niespełna 30-latków, którymi są, ale i nie jest takim, w jakie zamienia się w związkach z wieloletnim stażem, w których wygasa ten najważniejszy płomień. – Nie mamy osobnych łóżek czy sypialni, nie tylko dlatego, że nas na to po prostu nie stać - ironizuje Weronika. – Tacy jak my, też potrzebują bliskości i ciepła, tylko trochę innego – dodaje.
Jak to "puszczalska" z "gejem"...
I tłumaczy, jak udało jej się znaleźć partnera, który był w stanie zrozumieć i zaakceptować brak zainteresowania seksem. – Nie jestem dziewicą, odbyłam w życiu kilka stosunków, ale mogłabym określić te doznania jako "pro forma", czy też dla jakiegoś wyższego dobra. Na przykład takiego, by podtrzymywać pierwszy związek. Bo trzeba było, wypadało. Pomimo tego i tak szybko się skończył, a ja latami byłam samotna. Na studiach dostałam nawet łatkę puszczalskiej, no bo skoro wreszcie kogoś nie usidliłam, to musiałam drzwi do sypialni nie zamykać. Doskwierała mi ta samotność tak długo, aż przełamałam się, by poszukać kogoś, kto spróbowałby ze mną być w internecie. Dwa tygodnie później byliśmy z Mikołajem na pierwszej randce "w realu" – wspomina.
Mikołaj wyznaje natomiast, że w przeciwieństwie do swojej partnerki skutecznie unikał w młodości "konieczności odbycia stosunku". – Co też kończyło się w różnych środowiskach przylepieniem odpowiedniej łatki. Werkę brali za puszczalską, mnie za geja. Szczególnie w liceum, gdzie kumple prześcigali się na to, by najpierw zaliczyć szybciej, a potem więcej. Ja wtedy zaliczyłem natomiast ucieczkę przed wręcz gwałtem dwóch koleżanek. To były wakacje przed klasą maturalną, przez ostatni rok nie miałem życia – ubolewa.
Jak tłumaczą moim rozmówcy, taką drogę do szczęścia w miłości wybrali bynajmniej nie ze względu na to, by celibat ofiarować w jakiejś wyższej sprawie. Weronika i Mikołaj przyznają, że oboje są dość wierzący, ale paradoksalnie sprawia im to aktualnie tylko więcej problemów. – Chcielibyśmy się wreszcie pobrać. Rodziny też naciskają, bo sądzą, że żyjemy w grzechu. Sprawdziliśmy możliwości u naszego księdza, grając w otwarte karty. On zaproponował nam jednak głębszy namysł, bo prawo kościelne w zasadzie nie przewiduje pobłogosławienia związku świadomie unikającego sfery reprodukcyjnej. Mielibyśmy tylko szansę na taki biskupi glejt, a chcemy sobie normalnie przysiąc wierność. Coś będzie tutaj trzeba w najbliższym czasie wymyślić. Musi być jakiś sposób... – tłumaczy Weronika.
Taka miłość jedna na milion
Po kilkunastu miesiącach walki o miłość sposobu na życie w białym związku nie udało się tymczasem znaleźć Arkadiuszowi, który ostrzega osoby odczuwające "tradycyjny pociąg" seksualny przed głębszym angażowaniem się w relację, w której drugi partner proponuje życie bez seksu.
– W moim przypadku ta propozycja padła w ogóle zbyt późno. Zupełnie nie fair, gdy byłem już w pełni zaangażowany, a wcześniejsze ciągłe unikanie bliskości fizycznej odczytywałem tylko jako zachętę do takiego zaangażowania. Po kilkunastu miesiącach takiej sytuacji przyszła kolej na próbę miłości połączonej z celibatem. Co osobiście przypłaciłem uzależnieniem się od masturbacji, a związek rozpadem. Najgorszy paradoks jest taki, że zerwałem z tamtą dziewczyną przez brak seksu, a dziś nadal go nie mam, bo nie potrafię o niej zapomnieć – ubolewa Arkadiusz.
Z którym pierwszy raz rozmawialiśmy przed dwoma laty przy okazji przygotowywania materiału o aseksualizmie, o który dopiero podejrzewał swoją ówczesną dziewczynę. Dopiero kilka miesięcy później usłyszał od niej propozycję życia w związku pozbawionym seksu. Na co początkowo przystał, choć dziś przyznaje, że zapomniał wtedy o komentarzu, którym tamten materiał podsumowywał seksuolog, prof. Zbigniew Izdebski. – Jeśli ktoś wie, że chce żyć w ten sposób i pomimo tego wchodzi w typowy związek, powodując unieszczęśliwienie partnera, to nie jest z jego strony w porządku. Powinien o tym powiedzieć na właściwym etapie budowania związku – ostrzegał ekspert.
I podkreślał, że zasługującą na głęboką tolerancję aseksualność równie trudno uznawać za nową orientację seksualną, co i schorzenie. Seksuolog tym bardziej odradzał też traktowania jej jako mody. – Wszystko zależy od osobistej koncepcji na życie. (...) Jedni wolą funkcjonować jako single, połowa mówi, że nie znaleźli odpowiedniego partnera lub partnerki. A część twierdzi właśnie, że takiego rodzaju bliskości w ogóle nie potrzebują. Zasadnicze jest więc pytanie, czy nie mając ochoty na seks, ma się ochotę na życie w związku – ostrzegał seksuolog.