– Szanuję swoich wyborców i dlatego nie będę dysponował ich głosami. Zarówno Andrzej Duda jak i Bronisław Komorowski zwrócili się do mnie niejako z prośbą o wsparcie, więc ja im to spotkanie z wyborcami umożliwię. Sami muszą sprawić, by ten elektorat wybrał właśnie ich – mówi w "Bez Autoryzacji" Paweł Kukiz.
Pierwsze pytanie, jakie zada pan Dudzie i Komorowskiemu podczas debaty to...?
Po pierwsze nie wiem jeszcze jak na zaproszenie do debaty zareaguje prezydent Komorowski.
A jak pana zdaniem zareagują pańscy wyborcy? Dadzą się przekonać do któregoś z tych dwóch kandydatów czy może zostaną w domu?
Ja nie jestem wodzem, który może dysponować głosami wyborców. Mam szacunek do wyborców, to są wolni ludzie – na tym polega demokracja. Na autonomicznej woli. Jeśli odwołują się do mnie przedstawiciele tych dwóch opcji systemowych z prośbą o wsparcie to ja im umożliwiam spotkanie się z elektoratem, bo to u niego o głos powinni zabiegać, nie u mnie. Dlatego też zadam tym dwóm kandydatom pytania, które otrzymam od mojego elektoratu. Moja moderacja będzie polegała jedynie na tym, że pozwolę sobie wybrać spośród nadesłanych te najważniejsze.
Im bardziej będzie rosła siła obywatelska, tym bardziej będą bronili się partycypanci systemu. To jest chyba naturalne.
Są tacy, którzy się pana boją. Także wśród obywateli.
Wszyscy, którzy wygodnie i bezstresowo żyją, partycypują w systemie polegającym na łupieniu obywateli. I wszyscy oni będą się bać. Będą, bo muszą uwzględnić możliwość zmiany tego systemu, ordynacji, zasad funkcjonowania państwa. W konsekwencji np. obecni posłowie muszą też uwzględnić prawdopodobieństwo konieczności powrotu do szkół, szpitali, pracy za 2400 zł brutto. I mówię to bez żadnych złośliwości.
Proszę spojrzeć na liczbę przeróżnych posłów sprawujących kadencję od 12–16 lat. Proszę spojrzeć na to, co robili zanim rozpoczęli „posłowanie”. Tam są nauczyciele, lekarze. A lekarz, który ma kilka lat przerwy, de facto przestaje być lekarzem. Podobnie ma się sytuacja z nauczycielem. To się przekłada na większość partycypantów. Partycypantów, do których zalicza się zarówno ekipa rządząca jak i opozycja.
Krzysztof Skiba, pana kolega po fachu, twierdzi, że jest w panu wiele żółci i fanatyzmu. On też się zalicza do grona partycypantów?
Z tego, co widzę, to pan Skiba ma w sobie znacznie więcej tłuszczu niż ja żółci.
Widzi pani, czytam w tej chwili rozmowę z prof. Marcinem Królem, który udzielił ostatnio wywiadu Wirtualnej Polsce. On tam mówi m.in., że ja nie mam poglądów a skoro nie mam poglądów to nic mi się nie uda.
Tymczasem moje poglądy nie są takie trudne do zauważenia. Ale jeżeli ten człowiek był uczestnikiem rozmów Okrągłego Stolca, jeżeli był członkiem Komitetu Mazowieckiego, jeżeli był odznaczony przez Bronisława Komorowskiego, to jest rzeczą naturalną, że będzie go bronił. I podobnie jest ze Skibą. Będzie robił wszystko aby obronić „wartość” medalu za 25 lat „wolności”, który otrzymał od Komorowskiego.
Od dawna powtarza pan, że wyklucza możliwość założenia partii. Po ostatnich wyborach coś się zmieniło? Ma pan jednak całkiem spore poparcie...
Nic się tu nie zmieniło. Moim zadaniem i celem jest zmiana konstytucji. Nie ja ją będę pisał, bo są mądrzejsi ode mnie. Ja chcę jedynie doprowadzenie do sytuacji w której tę nową konstytucję będzie można napisać.
My, naród, mamy konstytucyjne prawo do zarządzania państwem. Tymczasem dzisiejszy kształt państwa, jego struktura, sprawia, że nie mamy tego jak robić.
W demokracji jest tak, że każdy powinien mieć bierne prawo wyborcze. A my go nie posiadamy. Jeżeli obywatel nie przyczepi się do jakiejś partii, nie może skorzystać z takiego prawa. Jeżeli obywatele chcą mieć to bierne prawo wyborcze, którego im się w tej chwili odmawia, muszą zmienić ordynację wyborczą. Na przykład właśnie na JOW–y. To jest najprostszy model, którego sam nie uważam za idealny, ale dobry do tego, by przywrócić obywatelom bierne prawo wyborcze. Przez JOW–y chcę rozwalić tą archaiczną metodę wybierania organów przedstawicielskich. Dziś partyjniacy, od 1989 roku, wybierają się sami spomiędzy siebie. Jednym ze skutków jest brak zmiany pokoleniowej w Sejmie.
Katarzyna Zuchowicz pisała wczoraj w naTemat: „Azerbejdżan, Bangladesz, Birma, Botswana, Nigeria, Kenia, Zimbabwe, Swaziland i Madagaskar – oto międzynarodowe towarzystwo, w które wpychają nas zwolennicy JOW-ów”. JOW–y to rzecz, której kraje się pozbywają...
Tak? To ja rozumiem, że USA jest Afryką, tak samo Francja i Wielka Brytania. Tam są JOW-y od stu lat. A co do Afryki – m.in. dzięki JOW-om mamy tam do czynienia z wyższymi kwotami wolnymi od podatku niż w Polsce. W Bostwanie np. jest ona czterokrotnie wyższa niż w Polsce.
Ale w wielu krajach się je krytykuje. The Guardian pisał o ostatnich wyborach na Wyspach „system jednomandatowych okręgów wyborczych został uznany za pęknięty i niedostosowany do epoki polityki wielopartyjnej”.
Może i tak. Na krytyce polega demokracja. Ale z przeprowadzonego niedawno referendum wynika, że Brytyjczycy chcą pozostać przy JOW-ach. Niech pani sama powie – gdzie Polki rodzą dzieci? W Wielkiej Brytanii czy Polsce?
W Wielkiej Brytanii dużo chętniej, ale co to ma do JOW-ów?
Te kwestie mają właśnie dużo wspólnego. Ta ordynacja determinuje całą pozostałą sferę państwa, umożliwia funkcjonowanie wolnego rynku, „odurzędnicza” państwo i tak dalej i tak dalej.
Niech pani poczyta opinie profesorów, politologów, ale nie tych nagradzanych przez prezydenta tylko tych, którzy tytuły dostali za wiedzę i pracę. Ja też nie uważam JOW-ów za system idealny, ale z całą pewnością jest lepszy od obecnego.