– Zakończyliśmy bardzo długą, szczerą dyskusję. Zarząd uznał, że wynik uzyskany przez panią Magdalenę Ogórek jest dalece niewystarczający – stwierdził przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszek Miller po sobotnim podsumowaniu nieudanej kampanii prezydenckiej, którego dokonano w jego ugrupowaniu. – Przepraszamy tych, którzy tą kandydaturą poczuli się zawiedzeni – dodał były premier.
Upadające SLD nie widzi już wrogów na lewicy
Leszek Miller poinformował, że władze Sojuszu Lewicy Demokratycznej przeanalizowały też "różne scenariusze budowy szerokiej lewicy". Wybrano ten, który chyba wpisuje się w projekt zaproponowany wcześniej przez popularnych lewicowych profesorów. – Zarząd podzielił pogląd, iż trzeba kierować się zasadą, że nie ma wroga na lewicy – poinformował przewodniczący SLD. Kierowane przez niego ugrupowanie opowiada się więc za wspólną pracą na rzecz jednej lewicowej listy w jesiennych wyborach parlamentarnych.
Były premier ujawnił też, iż Sojusz przyjął w sobotę katalog wartości i minimum programowe, na podstawie którego zamierza teraz negocjować współpracę z innymi ugrupowaniami i organizacjami lewicowymi. – Chcemy wprowadzić rozwiązania prospołeczne i socjalne. Przypominamy, że trzeba pomóc najbiedniejszym – mówił Leszek Miller. Wśród nowych postulatów SLD jest więc przede wszystkim podniesienie wysokości emerytur i ustanowienie płacy minimalnej na poziomie 2 tys. zł.
JOW-y nie są lewicowe
W obszarze polityki zagranicznej SLD postuluje współpracę lewicy na rzecz "przyjaznej polityki, szczególnie wobec sąsiadów i bez wyłączania Rosji". W przypadku polityki wewnętrznej największe wciąż ugrupowanie lewicowe postuluje tymczasem sprzeciw wobec JOW-ów. – Jesteśmy ich zdecydowanymi przeciwnikami – grzmiał Leszek Miller. – W naszym pojęciu, wprowadzają one system niesprawiedliwy i niereprezentatywny. To typowa liberalna koncepcja państwa – tłumaczył szef SLD.
Były premier ostro krytykuje JOW-y, ponieważ jako odzwierciedlenie zasady "zwycięzca bierze wszystko" mają one doprowadzać do sytuacji, w której środowiska nie mogące cieszyć się z wyborczego sukcesu tracą całkowicie głos w sprawie losów państwa.
Równie stanowczy Leszek Miller nie był już w kwestii SLD-owskiego poparcia dla jednego z kandydatów startujących w drugiej turze wyborów prezydenckich. – SLD nie będzie decydował za naszych wyborców, na kogo oddać głos. Obydwaj kandydaci reprezentują polską prawicę i maja zbliżone poglądy – stwierdził Miller. – Uważamy, że nasi wyborcy podejmą właściwie decyzje zgodnie ze swoimi poglądami i sumieniem – dodał.
Dymisji nie będzie
Pod koniec sobotniej konferencji prasowej przewodniczący SLD uciekł natomiast od pytania na temat apelu o jego dymisję, który miało sygnować kilkudziesięciu działaczy związanych z Sojuszem, na czele z byłym przewodniczącym tego ugrupowania Grzegorzem Napieralskim. Kiedy dziennikarze zapytali o tę kwestię, za Leszka Millera wypowiedział się wiceprzewodniczący SLD Bogusław Liberadzki. – Okazało się, że część osób na liście to nie byli członkowie SLD, część nie bardzo wiedziała o co chodzi... – tłumaczył. – Nie ma podpisów, nie ma listu. Sprawa na razie zamknięta – podsumował.