Pierwsza debata prezydencka to najważniejsze starcie w tej kampanii wyborczej. Dlatego Andrzej Duda i Bronisław Komorowski w niedzielę nie mają publicznych wystąpień i przygotowują się do wieczornego programu. Schemat jest prosty: ostatnie treningi ze sztabowcami, odpoczynek i relaks, a tuż przed samą debatą budowanie bojowego nastroju. Jak dowiadujemy się w sztabie PO, Komorowski od piątku na przemian przygotowuje się merytorycznie i odpoczywa.
Od 80 minut między 20.10 a 21.30 zależeć będą losy ostatniego tygodnia kampanii prezydenckiej. To dlatego przez całą niedzielę nie było żadnych publicznych spotkań i wystąpień Andrzeja Dudy i Bronisława Komorowskiego. Obaj kandydaci przygotowują się do starcia. A także wypoczywają, by mieć świeży umysł, ale też by dobrze wyglądać.
Moc szczegółów
Nawet takie szczegóły się liczą, szczególnie dla tych wyborców, którzy mało uważnie śledzą bieg kampanii. Dla nich ważne jest ogólne wrażenie, a nie szczegóły (no chyba, że któryś z kandydatów popełni poważny błąd). Dlatego liczy się wygląd, o czym politycy wiedzą już od pierwszej prezydenckiej debaty transmitowanej przez telewizję. W 1960 r. starli się w niej republikanin Richard Nixon i demokrata John Kennedy.
Wiceprezydent Nixon przyjechał prosto z wiecu, nieogolony i wychudzony po wizycie w szpitalu. Przez to był blady, miał podkrążone oczy, a garnitur na nim wisiał. Do tego zlewał się z tłem. Sprawiał więc wrażenie zmęczonego urzędowaniem. Kennedy przyjechał do Chicago (gdzie odbywała się debata) dzień wcześniej, zdążył się więc wyspać i odpocząć. Rano potrenował jeszcze ze swoimi sztabowcami i zrobił sobie drzemkę.
Dni przygotowań
Efekt? Ci, którzy debatę oglądali orzekli miażdżące zwycięstwo Kennedy'ego, słuchający jej w radiu opowiedzieli się za Nixonem. Tych pierwszych było wielokrotnie więcej. Dlatego też taką wagę przywiązuje się do wyglądu. Przed debatą 10 kandydatów w TVP sztabowcy Andrzeja Dudy toczyli długie boje o oświetlenie swojego kandydata - relacjonowała "Rzeczpospolita". Przyprowadzili też swoją makijażystkę.
Kluczowe jest oczywiście jednak przygotowanie merytoryczne. A to zaczyna się na kilka dni przed debatą i kandydaci muszą to zmieścić w swoich napiętych grafikach. W sobotę zapewne w obu sztabach odbyła się próba generalna, bo i Andrzej Duda i Bronisław Komorowski nie mieli zbyt rozbudowanych harmonogramów.
Ostatnie szlify
Z kolei dzień debaty to już tylko szlifowanie formy. – Ostatnie godziny to zakładanie pułapek, dopracowywanie co do słowa, co do sekundy pytań, jakie zada się konkurentowi – mówi w rozmowie z naTemat dr Marek Migalski, politolog i były poseł do PE wybrany z list PiS. – Sztabowcy zajmują się sprawdzaniem czym nam mogą zaszkodzić. Każdy dostaje kilka tematów i próbuje jaką amunicją mogą strzelać i jak błyskotliwie na to odpowiedzieć – wyjaśnia członek sztabu Jarosława Kaczyńskiego w 2010 r.
– Ważna rzecz to dbanie o dobrą kondycję psychiczną kandydata. Musi być przekonany, że idzie po zwycięstwo, że rozjedzie konkurenta. Już po pierwszych minutach widać kto jest dobrze scoachowany, czy ma nastawienie do ataku czy do obrony – wskazuje Migalski. Takim budowaniem bojowego nastroju zajmuje się najczęściej szef sztabu. Kiedy jeździłem Bronkobusem taką ofensywną postawę przed jednym z wieców zbudowano w Komorowskim pokazując mu opublikowany akurat spot PiS.
Wiedza i emocje
Ale nie można zbytnio wymęczyć kandydata, ma być w formie wieczorem. – Dzień debaty ma być fajny, miły. Dobrze jest się spotkać z rodziną, to czas na poczucie się liderem. W dzień występu nie mogą być przetrenowani. Dzisiaj mieli się wyspać, zjeść śniadanie z rodziną, a później pojechać do sztabu i dopracować szczegóły – tłumaczy członek sztabu Jarosława Kaczyńskiego w 2010 roku.
– Są dwa rodzaje treningu przed debatą. Pierwszy to merytoryczny,gdzie przewiduje się argumenty do polemiki intelektualnej, a drugi to próba zdenerwowania, wyprowadzenia z równowagi. Trzeba przygotować kandydata, że będą brudne chwyty zadając mu niewygodne pytania, bo jak się coś już przejdzie podczas tych treningów, to łatwiej to przyjąć ze spokojem podczas debaty – mówi Migalski.
Oczekiwania i rzeczywistość
Pięć lat temu przed debatą z Jarosławem Kaczyńskim Bronisław Komorowski rozmawiał z Donaldem Tuskiem. Jak zapewniał wtedy Paweł Graś, ówczesny rzecznik rządu, nie było mowy o żadnym spinowaniu, ale wymianie merytorycznych argumentów. Teraz Komorowskiego do starcia z Dudą przygotowuje Michał Kamiński, szef Centrum Informacyjnego Rządu.
W tym roku sztaby nie ujawniają nic na temat przygotowania swoich kandydatów. Jednak pewnie nie różni się ono znacznie od opisanego powyżej schematu. Jak dowiadujemy się w otoczeniu prezydenta Komorowski już od piątku "wkuwa" i odpoczywa. Sztabowcy muszą zadbać tylko, by proporcje tych dwóch czynności były odpowiednie.
Po stronie sztabu leży też budowanie oczekiwań przed debatą. Politycy PO powtarzają, że prezydent jest naturalny i rzeczywiście kampania nie jest jego żywiołem. Dlatego jeśli Komorowski uniknie większych potknięć jego otoczenie będzie mogło liczyć na efekt zaskoczenia i obwołanie zwycięzcą kandydata PO. Ale teraz już wszystko w rękach kandydata, bo do debaty zostało tak mało czasu, że jeśli nie przepracowano dobrze ostatnich dni, nic już się nie da zmienić. A debata może zmienić wiele.