Bronisław Komorowski zaskoczył wszystkich swoją postawą podczas debaty. Prezydent był ofensywny, konkretny, kilkakrotnie celnie uderzył w Andrzeja Dudę. To całkowite przeciwieństwo utrwalonego w społeczeństwie obrazu prezydenta: jowialnego starszego pana z wąsami, który czeka już tylko na porażkę w II turze. A milczenie Dudy ws. blokowania etatu na UJ będzie powtarzane przez sztab PO do końca kampanii.
Bronisław Komorowski przełamał niemoc swojej kampanii. Pokazał, że potrafi być zdeterminowany, ofensywny i konkretny. Nie było więc bajdurzenia, opowiadania ogólników i wiecznego wspominania czasów opozycji antykomunistycznej. Andrzej Duda z kolei próbował być maksymalnie spokojny, by nie pozwolić na nazwanie go radykałem.
Amunicja Komorowskiego
Po komentarzach wydaje się, że to taktyka prezydenckiego sztabu była lepsza. Duda zaczął stremowany, nie mógł sobie poradzić z ruchami rąk, a Komorowski od początku był energiczny i konkretny. To zaskoczyło kandydata PiS. Widać też, że ludzie Komorowskiego dobrze przepracowali czas przed debatą, szukając materiałów do przyszpilenia konkurenta w części pytań wzajemnych.
Komorowski sprawnie radził sobie też z parowaniem ataków Dudy. Na zarzuty ws. wojska czy polityki zagranicznej wymieniał konkretne decyzje i sukcesy rządu PO i jego prezydentury (np. szczyt NATO w Warszawie czy budowę własnej tarczy antyrakietowej). Kilkakrotnie przypominał też, że PiS już rządził i popełniał błędy - np. wydając na zbrojenia tylko 4 mld zł rocznie.
Milczenie Dudy
Dla wyborców, którzy nie śledzą na co dzień polityki duże znaczenie będą miały symbole. Na przykład pytanie Komorowskiego o to, czy Duda blokuje od 9 lat etat na Uniwersytecie Jagiellońskim, przez co uniemożliwia zatrudnienie kogoś młodego. Duda był w stanie odpowiedzieć tylko milczeniem, co wyglądało fatalnie.
Kandydat PiS, który chlubi się wygłaszaniem przemówień z głowy i wypomina prezydentowi podpieranie się kartkami sam często używał ich podczas debaty. W czasie zadawania jednego z pytań miał nawet problem z papierami i sprawiał wrażenie zagubionego. Nie mieścił się też w czasie przeznaczonym na odpowiedzi, co wskazuje, że niedostatecznie przećwiczył je ze sztabowcami.
Bez nokautu
Ważnym elementem było krótkie przemówienie kończące, w którym każdy z kandydatów mówił o swojej wizji prezydentury. I znowu Komorowski był ofensywny, postawił na zarysowanie alternatywy PO i spokój vs PiS i awantury. Przedstawiał Dudę jako preludium do rządów PiS i przypominał ciemne aspekty lat 2005-2007. Duda zamiast wypunktować Komorowskiego konkretnymi porażkami PO uciekł w mało jasną analogię do lat 20. i odbudowywania Polski po zaborach.
Żaden z kandydatów nie powalił konkurenta na deski. Ale dla przegrywającego w sondażach Komorowskiego wystarczył remis ze wskazaniem. I takim wynikiem się zakończyło. Andrzej Duda musi z kolei mocno przepracować najbliższe dni i być lepiej przygotowanym do drugiej debaty. Inaczej może się skończyć jak w 2005 roku, kiedy zwycięzca pierwszej tury przegrał.