Była akcja, jest i reakcja. Po fali deklaracji o wyjeździe z Polski po wygranej Andrzeja Dudy pojawił się głos rozsądku. Marcin Meller uspokaja zrozpaczone lemingi, przekonując, że nic strasznego się nie stało. Przypomina, że Andrzej Duda nie jest już zależny od Jarosława Kaczyńskiego, bo prezes nie może go odwołać.
W niedzielny wieczór Facebooka zalała fala deklaracji o emigracji. Tak część lemingów zareagowała na wygraną Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. Marcin Meller, dziennikarz "Newsweeka" i TVN24 przekonuje, że za wcześnie na tak radykalne kroki. – Po pierwsze proponuję coś na uspokojenie. Po drugie nic takiego się nie zdarzyło – pisze dziennikarz w poście, który na Facebooku udostępniono już prawie 5,5 tys. razy.
Meller tłumaczy, że przegrana Bronisława Komorowskiego była karą dla "aroganckiej i zdemoralizowanej władzy". Uspokaja też przed głosami wieszczącymi narodową tragedię. Przypomina, że ten sam Adam Michnik, który straszy dyktaturą jeszcze kilka miesięcy temu pisał, że Komorowski musiałby po pijaku przejechać przechodzącą na pasach zakonnicę w ciąży, żeby przegrać.
Dziennikarz gratuluje Dudzie i życzy mu spełnienia " koncyliacyjnych obietnic z mowy po zwycięstwie". Uspokaja też tych, którzy boją się zgubnego wpływu prezesa. – Wszystkim zestrachanym wizją pisowskich szwadronów śmierci, zwracam uwagę, że Duda jest pierwszym politykiem PiS-u, którego Jarek nie może odwołać – pisze Marcin Meller. I proponuje, by dać nowemu prezydentowi dwa lata, zanim zacznie się oceniać jego urzędowanie.